Nawrócenie
Przez wiele lat byłem pracownikiem Kościoła. Jeżeli pełni się tylko taką funkcję, to człowiek nie oddaje całego siebie Bogu. W swoim życiu zrobiłem wiele głupich rzeczy. Dobrze, że spowiednicy zobowiązani są do tajemnicy, bo mogliby o mnie sporo powiedzieć. Bardzo chciałem być szczęśliwy, angażowałem się w różne rzeczy, ale dziś wiem, że to były tylko namiastki. Prawdziwą pełnię i prawdziwe szczęście można znaleźć wyłącznie w Bogu. Od dziecka chciałem być pilotem i to moje marzenie się spełniło. Latałem samolotami w Europie i Ameryce. Myślałem: „Jak ja mam fajnie. Pokażcie mi księdza, który potrafi latać”. I pewnie do dziś bym latał, ale w którymś momencie Jezus powiedział mi: „Chłopie, nie tędy droga, zostaw latanie komuś innemu, a ty zajmij się tym, do czego cię powołałem”. To było dla mnie najtrudniejsze lądowanie.
Wokół nas jest tylu ludzi, którzy chcieliby coś w swoim życiu zmienić. Może mówisz sobie, że to jeszcze nie czas, jeszcze nie teraz – a ja ci mówię: nie czekaj, bo za chwilę wlecisz w chmurę burzową. Ten czas właśnie nadszedł! Jezus woła do ciebie dzisiaj!
Nawrócenie to całkowity zwrot ku Bogu, porzucenie wszystkiego, co prowadzi do grzechu. Nawrócenie nie jest aktem jednorazowym, to jest proces na całe życie. Jest ono dopiero rozpoczęciem wędrówki ku zbawieniu. Dziś bardzo wiele osób traktuje nawrócenie właśnie jako coś jednorazowego i trwałego. Niestety tak nie jest. Tej ciągłej przemiany i walki duchowej potrzebują także ludzie sprawiedliwi, ponieważ nikt z nas nie jest bez grzechu: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1, 8). Proces wyzbywania się własnej grzeszności, dzięki któremu coraz bardziej zbliżamy się do Boga, aby ostatecznie się z Nim zjednoczyć, nazywamy drogą duchowego rozwoju – drogą powrotu.
Wielu ludzi mydli nam oczy, wielu ludzi kłamie i mówi rzeczy niewiarygodne: że Bóg wszystkich zbawi, że piekła nie ma, że diabeł się już nawrócił... Bóg nigdy nikogo nie chce ukarać. On jest tak kochający, że nawet sobie tego nie wyobrażasz, ale czas Jego miłosierdzia jest ograniczony. Każdy ma szansę na nawrócenie, nawet największy grzesznik, ale w pewnym momencie ta szansa się skończy i wówczas staniemy przed Jezusem Chrystusem, Królem Sprawiedliwym.
Pismo Święte mówi wyraźnie, że im bardziej zbliżasz się do światła, tym więcej widzisz ciemności w sobie. Im bardziej zbliżam się do Niego, tym częściej powtarzam: „Jezu, ja nie mam żadnych szans”. A On wtedy odpowiada: „Masz szansę. Mówię ci o tym, żebyś nie polegał na sobie, żeby cię pycha nie zjadła. Mów innym, żeby do Mnie przyszli, żeby się nawrócili”.
To nieprawdopodobne, co się dzieje, kiedy uwielbiamy Boga całym sercem. Do przodu, manetka i pełny gaz na pasie startowym. Jak już nie ma miejsca na wyhamowanie, trzeba iść do przodu, nawet jeżeli z samolotem coś się dzieje, bo inaczej rozbijesz się na pasie. „A może się zatrzymam, a może zawrócę do swojego fantastycznego ciepłego świata, który sobie w życiu stworzyłem?”. Nie ma już powrotu. Jeżeli zawrócisz, to tylko na własną odpowiedzialność, ale wiedz, że czeka cię ostre zderzenie z ziemią. Natomiast jeżeli zdecydujesz się polecieć, pamiętaj, że skrzydłami twojego samolotu będą Jezusa i Maryja.
Jezus zaprasza cię do nawrócenia, do pójścia jego królewską drogą światła ku życiu wiecznemu. Czy skorzystasz z tego zaproszenia?
Natychmiast walcz z pokusą
„Natychmiast walcz z pokusą” są to słowa wypowiedziane przez św. Ignacego Loyolę. Porównał on złego ducha do nieuczciwego kochanka, który oszukuje i szkodzi do momentu, w którym nie zostanie zdemaskowany. Tak właśnie jest z pokusą. Dopóki nie uświadomimy sobie, że jesteśmy kuszeni, jesteśmy na pierwszym etapie do popełnienia grzechu. Już sama świadomość jest wstępem do zwycięstwa. Zły duch zdemaskowany traci moc działania.
Adekwatnym przykładem tego mechanizmu jest historia osoby, która bardzo kochała swoją matkę. Jednakże w pewnym momencie zaczęła odczuwać do niej nienawiść (trwało to kilka dni), walczyła z tym uczuciem, starała się mamie nie okazywać tego, co czuła. To negatywne uczucie ją wyniszczało. W głowie powtarzała: „przecież ja ją kocham”. Wreszcie w chwili już całkowitego zmęczenia walką wstała i powiedziała, że idzie swojej mamie powiedzieć, co odczuwa, bo już dłużej nie wytrzyma. Nie chodziło tu o wykrzyczenie nienawiści, ale o zwierzenie się osobie, do której żywiła te niechciane uczucia. I w tym momencie cała nienawiść zniknęła. Gdy tylko kuszona osoba zdecydowała się wypowiedzieć na głos swoją pokusę, diabeł musiał odejść, bo został zdemaskowany.
Z tej historii płyną dwie lekcje. Pierwsza to wyżej wspomniane zdemaskowanie działania złego ducha, który swoje działania zaczyna od twojego serca. Jego działanie nie ma żadnej mocy, jeżeli się mu przeciwstawisz modlitwą, miłością i prawdą. Często popełniamy duży błąd, nie wypowiadając tego, co dzieje się w naszych sercach i umysłach. Wiadomo, nie każdemu można wyjawić takie rzeczy, ale pamiętaj: zło nazwane po imieniu traci swoją moc.
Druga lekcja, jaką otrzymała ta osoba, to uświadomienie sobie, że jej uczucia i emocje nie zawsze należą do niej. Płaszczyzna uczuć i emocji jest tym obszarem, na którym najbardziej może działać zły duch. I ważne jest tutaj, żebyś zrozumiał, że nawet jeżeli zły duch podsuwa ci najgorsze myśli i uczucia, nie możesz się im poddawać. Pamiętaj: twoja postawa wypływa z twoich decyzji i postępowania, a nie z odczuć. Nawet jeżeli w twojej głowie pojawią się najgorsze bluźnierstwa, nie ponosisz za nie winy, dopóki nie dasz im przyzwolenia w swoim sercu. Takie zmagania nie tylko nie są winą, ale mogą stać się zasługą przed Bogiem, jeśli je pokonasz.
Ta wiedza jest bardzo potrzebna w walce duchowej. Może zdarzyć się tak, że człowiek nie ulegnie pokusie, ale ta pokusa go zadręczy. Zły duch ma tu plan B, jak zniszczyć człowieka. Taką osobę, która w swoim sercu nie ulegnie pokusie, będzie dręczył oskarżeniami: jakim jest złym człowiekiem, że komuś, kto tak myśli, Pan Bóg nie wybaczy i tak dalej. Nawet jeśli do tego doszło w twoim życiu, nie poddawaj się! Uświadomienie sobie pokusy w tym miejscu jest początkiem zwycięstwa nad nią! Pamiętaj, że to diabeł jest duchem oskarżycielem i właśnie od niego pochodzi ta pokusa. Jesteś powołany do życia z Panem Bogiem i skoro ubolewasz nad złem w twoim życiu, to nie jesteś złym człowiekiem.
Jeżeli w twoim życiu pojawiają się pokusy, natychmiast przystąp do walki z nimi. Nie popełnij błędu Ewy, która weszła w dialog z diabłem. Z diabłem się nie dyskutuje. Rozpoczęcie rozmowy ze złą myślą jest drugim etapem do popełnienia grzechu. Z każdym kolejnym krokiem uległości i dialogu będzie ci się trudniej obronić przed popełnieniem grzechu.
Oczyszczenie
Oczyszczenie człowieka może dokonać się na dwóch płaszczyznach. Pierwszy rodzaj to oczyszczenie czynne. Dokonuje się ono poprzez różne czynności oraz decyzje, które człowiek podejmuje podtrzymany łaską Bożą. Mogą to być post, modlitwa, spowiedź bądź dyscyplina i walka ze złymi nawykami i grzechami. To wszystko są pewne wyrzeczenia, które człowieka kosztują. Oczyszczenie może być także bierne, czyli takie, które dane jest człowiekowi od Boga. Bóg doświadcza duszę w celu jej oczyszczenia. Nierzadko w takim etapie życia duchowego człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje. Często dopiero po czasie widzi owoce duchowe, które wyniknęły z jego przeżyć wewnętrznych. Wielu świętych przechodziło przez ciemności swojej wiary. Doświadczyła tego choćby św. Bernadeta Soubirous. Umierała ona w ciemnościach wiary w klasztorze w Nevers.
Czasami Bóg daje człowiekowi takie oczyszczenie po dobrej spowiedzi. Zdarza się tak, że w momencie zwrotu do Pana Boga zaczyna dziać się, na płaszczyźnie życia doczesnego, gorzej. Zaczynają psuć się relacje, ludzie się odwracają... Jest to całkowicie normalna sytuacja. Kłamstwem złego ducha jest tutaj przekonanie człowieka, że lepiej mu było, zanim się nawrócił. Chodzi mu o to, żeby człowiek zszedł z drogi prowadzącej do zbawienia. Ten etap jest zarówno jedną z pierwszych prób, jak i cierpieniem, które człowieka oczyszcza oraz uczy zaufania i wytrwałości. Zamiast doświadczać euforii, człowiek doświadcza ciemności. Bóg daje taką ciemność po to, żeby nie bazować w swojej wierze na uczuciach i emocjach. One same w sobie nie są złe, ale nie można opierać się wyłącznie na nich. Oczywiście, można grać ludzkimi uczuciami, można należeć do jakiejś wspólnoty tylko dlatego, że tam jest fajnie, że tam jest radośnie, i tworzyć środowisko własnej adoracji – ale czy o to chodzi?
Celem Pana Boga jest to, aby człowiek wszedł w głębie duchową, zaczął na poważnie traktować życie i swoją wiarę. Może przyjdzie taki moment, gdy będzie ci się wydawać, że straciłeś wiarę, że Bóg cię opuścił ale nie poddawaj się! Nie rozpaczaj, bo to może być wielki dar od Boga. Nie szukaj żadnych fajerwerków. Kiedy przyjdą takie chwile, musisz być cierpliwy i ufać, że Pan Bóg prowadzi cię najlepszą z możliwych dróg.
Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas, poznajemy po Duchu, którego nam dał. (1 J 3, 24)
Jeśli przyjmiesz krzyż, pomogę ci go nieść
Jeżeli rozglądniemy się wokół, zauważymy nieprawdopodobną skalę negacji krzyża i cierpienia. Życie ludzkie jest tak krótkie, trzeba jak najwięcej z niego skorzystać – to argument, którym wielu ludzi, zwłaszcza młodych, dziś się karmi. Problem w tym, że to, co dziś uważane jest za źródło szczęścia, prowadzi często do śmierci duchowej. Życie ludzkie mija beztrosko, pośród rozrywki, w pogoni za sukcesem i bogactwem. Jednakże w tej płyciźnie życia prędzej czy później musi dojść do rozczarowania, ponieważ egzystencja ludzka nierozerwalnie związana jest z cierpieniem. Przyczyną może być jakieś niepowodzenie, choroba lub śmierć bliskiej osoby. Ktoś napisał, że takie przykre zdarzenia w życiu są jak zderzenie z poprzeczną belką, która naznacza człowieka krzyżem. Wtedy zazwyczaj pojawia się bunt, który nie tylko nie pomaga, ale też pogłębia uczucie bólu. Kiedy stajemy twarzą w twarz z sytuacją, w której jest nam źle, kiedy rozpacz zagląda w oczy, wtedy przypominamy sobie o Panu Bogu. Wtedy wielu z nas woła: „Jeśli istniejesz, to mnie ratuj”. Zaślepieni cierpieniem nie zdajemy sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się dzieje. Wydaje nam się, że nasze życie zatrzymało się przed przysłowiowym murem i że to już jest koniec. Czasami dopiero po latach widzimy, że ten mur nie był końcem, lecz ratunkiem, że uchronił nas przed pójściem drogą prowadzącą prosto w przepaść. W momentach kryzysowych często też wołamy do Boga: „Gdzie jesteś, dlaczego mnie zostawiłeś?”. Pan Bóg cały czas jest przy tobie, ale szanuje twoją wolność; w twoim życiu wszystko zależy od twoich decyzji. Jeżeli zechcesz na wszystkie wydarzenia w twoim życiu spojrzeć przez pryzmat wiary, zobaczysz, że jeżeli przyjmiesz krzyż i cierpienie, to staną się one o wiele lżejsze. Ilekroć przyjmujesz krzyż i związane z nim cierpienie, Pan Bóg zawsze pomaga ci go nieść. Nie próbuj ze swojego życia wykreślić krzyża; jeśli to zrobisz, on cię złamie.
Ludzkość zgotowała Panu Jezusowi cierpienie i krzyż i na tej drodze dokonało się zbawienie świata. Dlatego też tylko na drodze życia naznaczonej krzyżem możemy dostąpić zbawienia. Pan Bóg nie zsyła nigdy cierpienia. On wyłącznie je dopuszcza, a jest ono konsekwencją grzechów ludzkich, począwszy od grzechu pierworodnego. Jeżeli przyjmiesz krzyż, to z czasem na drodze twojego duchowego rozwoju Pan Bóg będzie uczył cię patrzeć Jego oczami. Nauczy cię rozumieć tajemnicę cierpienia. Wraz z twoim postępem na drodze zjednoczenia z Bogiem, będziesz wzrastał w miłości czystej, miłości, która zaprowadziła Jezusa na krzyż po to, abyś mógł dostąpić łaski zbawienia. Ta miłość nauczyła świętego ojca Pio dziękować za cierpienie. On wiedział, że cierpienie jest ceną ratowania dusz. Wiemy, że Pan Bóg nigdy nie daje człowiekowi większego cierpienia, niż jest on w stanie unieść. Za każdym razem, kiedy ono cię dotyka, stajesz przed wyborem: odrzucić je czy przyjąć. Jeżeli je odrzucisz, może stać się ono twoim piekłem na ziemi.
Natomiast jeśli je przyjmiesz i ofiarujesz Bogu, może stać się czyśćcem twojej duszy już tu na ziemi. Ofiarowane za innych może być ich jedyną szansą na zbawienie. Tylko z krzyżem możesz razem z Jezusem kroczyć drogami dzieła zbawienia i razem z Nim w tym dziele uczestniczyć. „Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14, 27).
Symbol krzyża świętego, najważniejszy symbol zbawienia ludzkości jest dziś opluwany i pomijany. Stał się elementem mody, często karykaturą. By nie urazić wyznawców innych religii, podczas nabożeństw ekumenicznych zasłania i ściąga się ze ścian krzyże. Na drzewie krzyża zawisło Zbawienie świata! Na drzewie krzyża poprzez mękę Chrystusa został pokonany Szatan! Nic więc dziwnego, że czyni on wszystko, aby unicestwić i zbezcześcić krzyż w świecie.
Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. (Łk 2, 33)
Niech chowaj się przed Panem Bogiem
Pewna osoba miała problem. Zakochała się w chłopaku, który choć był po rozwodzie cywilnym, to cały czas miał ważny ślub kościelny. Wiedziała, że jeżeli chce pozostać wierna Bożym przykazaniom, nie może wejść w tę relację. Po ludzku nie było to proste. Co prawda, grzechu nie popełniła, ale zamknęła się na relację z Panem Bogiem. Cały czas w swoim zamknięciu powtarzała: „Przecież jestem wierna przykazaniom”. Prowadziła regularne życie religijne, ale o tym problemie i swoim ciężarze rozmawiała tylko ze sobą. Bardzo źle czuła się w sytuacji, w której się znalazła. Pewnego razu na Mszy Świętej w jej umyśle rozbrzmiało jedno zdanie: „Adamie, czemu się ukryłeś”. Było ono tak natrętne, że nie mogła skupić się na czytaniach. Zaczęła się zastanawiać, skąd jej się to wzięło. W pewnym momencie przyszło uświadomienie. Te słowa miały brzmieć: dziewczyno, dlaczego się przede mną chowasz? Dlaczego nie rozmawiasz ze mną o swoim problemie? Uświadomiła sobie, że sama się zadręczała i udowadniała sobie, że nie wystąpiła przeciw prawu Bożemu, ale nie poszła do Tego, który je ustanowił, po pomoc.
Czy zastanawiałeś się kiedyś, jaka jest twoja wewnętrzna postawa przed Panem Bogiem w obliczu problemu czy popełnionego grzechu? A może nie radzisz sobie z sytuacją i złem na świecie? Czy opowiedziałeś o tym Panu Bogu? Czy rozmawiasz z nim o tym, czy tylko w duchu się użalasz i oskarżasz?
Człowiek jest słaby i grzeszny i nie chodzi o to, żeby o tym nie pamiętać. Trzeba o tym pamiętać, bo to nas chroni przed popadnięciem w grzech pychy. Jednakże też trzeba pamiętać, że Pan Bóg doskonale zna nasze serca, myśli, rozterki oraz słabości i wie, że właśnie tacy jesteśmy. On pragnie, aby człowiek przyszedł do Niego i porozmawiał z Nim o tym. On pragnie, abyś rozmawiał z Nim o wszystkim!
On ciągle cię pyta o wszystko, lecz ty tego nie słyszysz zamknięty w chaosie świata swoich myśli. Możesz w tym miejscu powiedzieć: „Ale po co ja mam opowiadać Panu Bogu o wszystkim, skoro On wszystko wie”. Racja, On wszystko wie, ale od ciebie chce to usłyszeć. Popatrz, co stało się w Edenie. Przecież Pan Bóg wiedział, co się wydarzyło, wiedział, że pierwsi rodzice zgrzeszyli. Mimo to przyszedł do Adama i zapytał: „Dlaczego się ukryłeś?”. Być może gdyby Adam nie ukrył się przed Panem Bogiem i nie okłamał Go, tylko od razu po tragedii nieposłuszeństwa pobiegł do Niego, losy ludzkości potoczyłyby się inaczej. Tego nie wiemy! Ale wyciągnijmy lekcję z postawy, jaką przyjęli pierwsi rodzice.
Samotność wewnętrzna
Święty Jan od Krzyża porównuje odczucie samotności wewnętrznej człowieka do promienia światła wpadającego do pomieszczenia. Początkowo promień jest bardzo widoczny. Dzieje się tak dlatego, że w powietrzu unosi się kurz. Z upływem czasu kurz opada i wpadający promień staje się niedostrzegalny. Prawda jest taka, że na skutek wpadającego światła było widać unoszący się kurz, a nie światło samo w sobie. To, że światło stało się niezauważalne, wcale nie znaczy, że nie wpada dalej przez okno do pokoju.
Tak może stać się w życiu duchowym człowieka. Zaraz po nawróceniu, kiedy dusza rozpoczyna dopiero proces oczyszczania wewnętrznego, światło łaski Bożej jest bardzo intensywne. Z czasem, kiedy już zanieczyszczenia duszy stopniowo się zmniejszają i dusza oswaja się z życiem w tym świetle, staje się ono coraz mniej widoczne, a nawet niezauważalne. Ale to wcale nie znaczy, że go nie ma. Jak silnie jest ono nadal obecne, dusza przekonałaby się, gdyby go naprawdę zabrakło.
Jeżeli w swoim życiu odczuwasz wewnętrzny brak Boga, tęsknotę, w pierwszej kolejności zrób rachunek sumienia i zastanów się, czy nie popełniłeś jakiegoś grzechu, który spowodowałby twoje oddalenie od Stwórcy. Jeżeli na tej płaszczyźnie jest wszystko w porządku, a ty podążasz wytrwale drogą duchowego rozwoju i modlitwy, po prostu uzbrój się w cierpliwość i trwaj niezachwianie w swojej wierze. Wielu świętych przeżywało takie oschłości, kiedy wydawało im się, że Pan Bóg ich opuścił. Wiedz również, że właśnie w takich chwilach, kiedy najmniej odczuwasz obecność Pana Boga w swoim życiu, On jest bliżej, niż ci się wydaje.
Takie przeżycia mogą być próbą wiary bądź też mobilizacją do dalszej drogi. Zastanów się: część kurzu udało się oczyścić, ale część opadła na dół. Może czas na kolejny etap oczyszczenia? Może te przeżycia, które na ciebie przyszły, doprowadzą cię do jeszcze głębszego poznania i uświęcenia? Musisz uwierzyć w to, że Pan Bóg nigdy nie opuszcza człowieka, który Go szuka.
Pomyśl nad tym też od innej strony. Człowiek nawraca się na skutek łaski Bożej. Bez tej łaski nikt nie ma mocy przyjść do Jezusa. Tak naprawdę to On pierwszy zaczął szukać człowieka, bo pragnie jego zbawienia. Być może takie opuszczenie jest sprowokowaniem ciebie do tego, abyś to teraz ty zaczął Go szukać. Dlatego pamiętaj: jeśli przyjdzie czas pustyni dla twojej duszy, nie daj się wyprowadzić diabłu w pole; on będzie chciał cię przekonać, że Bóg cię opuścił. Jeśli uwierzysz w to kłamstwo, to powoli zaczniesz naprawdę oddalać się od Pana Boga. W okresie posuchy duchowej należy zachować postawę wytrwałości i oczekiwania. Trwać w Panu Bogu w codziennych sprawach i modlitwie. Zaufać Mu, że nigdy nas nie opuści.
Panie, w Sercu Twoim mój dom
Przychodzi do mnie bardzo wielu zagubionych ludzi, pytają: dokąd iść? Gdzie szukać Prawdy? Widzę ogrom cierpienia i trudu, jaki znoszą w codzienności. Wielu ludzi tuła się po świecie za pracą. Żyją daleko od rodziny i przyjaciół. Jest to bardzo ciężki krzyż i zarazem porażka tego świata. Być może taką osobą jesteś ty. Być może należysz do jakiegoś społeczeństwa, a ciągle czujesz się, jakbyś był na obczyźnie. w twoim sercu co rusz pojawia się tęsknota za domem. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że mówiąc „tęsknota za domem”, nie mam na myśli tęsknoty za budynkiem czy miejscem. To jest tęsknota za tym, co w naszym sercu stanowi słowo dom. Dom to coś więcej! To jest to, co sprawia, że czujemy się bezpieczni i kochani. To takie miejsce w naszym sercu, które niewypełnione zawsze pozostawia uczucie pustki. Istnieje wiele osób, które dzięki Bogu znalazły swoje miejsce na świecie, ale czy aby na pewno to jest właśnie ten docelowy dom, który wypełni pustkę w sercu?
Pewna osoba powiedziała mi, że ciągle tęskni za domem, że nigdzie nie może znaleźć sobie miejsca. Ale Pan Bóg pokazał jej coś bardzo ważnego, co pozwala jej funkcjonować na tym wieloletnim „wygnaniu”. Na adoracji żaliła się Panu Jezusowi, że dłużej już tak nie chce żyć, że ma dość ciągłej tułaczki i życia na walizkach. W jej sercu ciągle była pustka w miejscu domu. Podczas adoracji odczytano fragment Pisma Świętego:
A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”. Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki podniebne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć” (Łk 9, 57-58).
To był pierwszy sygnał, że Pan Bóg słucha. Potem zagrano piosenkę pod tytułem W swym sercu na wieki:
W swym sercu na wieki ukryłeś nas, odnaleźć Twą miłość już czas. Podnoszę me dłonie, oddając Ci cześć, mocy moja, uwielbiam Cię. Jezu, serce Twoje schronieniem mym. Panie, w sercu Twoim mój dom. Umiłował mnie Pan i mogę w sercu Jego trwać.
Nagle serce tej osoby wypełniło się uczuciem, że przebywa w domu, w którym było jej dobrze. Zrozumiałe, że jej dom jest w Sercu Bożym. I jest to najlepszy dom, jaki można mieć. Jest to dom, który gwarantuje ci pełnię, gdziekolwiek będziesz i cokolwiek będziesz robił. W jakimkolwiek środowisku się znajdziesz niezrozumiany, odrzucony nic cię nie złamie, bo cały czas będziesz przebywał w schronieniu Najwyższego.
Życie tu na Ziemi tak naprawdę jest tylko nocą w niewygodnej gospodzie – jak mawiała Teresa z Avili. Cały czas jesteśmy w podróży do prawdziwego domu, którym jest królestwo Boże. Jeżeli na poważnie potraktujesz tę wędrówkę i jednocześnie przyjmiesz dar, jaki daje ci Pan Bóg, to już tu na Ziemi będziesz mógł żyć zamknięty w bezpiecznym domu z kominkiem, w którym płonie ciepły ogień Jego miłości do ciebie.
Światło na jeden krok
Natura ludzka jest bardzo niecierpliwa. Większość ludzi chciałaby od razu widzieć efekty swoich działań, znać zakończenie różnych spraw, dostać potwierdzenie wysłuchania swoich modlitw. Bardzo często ludzie się poddają i wycofują, jeżeli nie ma tego natychmiastowego efektu. Tym samym rezygnują z wygranej czy osiągnięcia celu tylko dlatego, że wymaga to czasu i cierpliwości. Zły duch bardzo dobrze zna naturę ludzką i wykorzystuje tę słabość, aby sprowadzić człowieka z drogi do wyznaczonego celu.
Pan Bóg przez całe nasze życie uczy nas cierpliwości i umiejętności czekania. Usłyszałem kiedyś, że najtrudniejszą ze wszystkich prób jest próba czasu. Na przestrzeni czasu najłatwiej jest ostygnąć, poddać się.
Wyobraź sobie taką scenę: kiedy wróciłeś do Pana Boga i stanąłeś przed Nim, On otworzył przed tobą księgę twego życia i położył na niej swoją wszechmocną dłoń. Może się zdarzyć, że w wędrówce duchowej odczujesz wokoło ciemność. Pamiętaj wtedy, że dłoń wszechmocnego jest w twoim życiu. Nie szukaj po omacku i nie biegnij w ciemność. Czekaj na światło. Pan Bóg z reguły działa tak, że nie pokazuje człowiekowi całej mapy wędrówki, ale wskazuje, gdzie masz postawić kolejny krok, daje światło na jeden krok Jeśli się ono pojawi, zrób ten krok i czekaj cierpliwie na kolejne światło, aby zrobić następny. Taka postawa wymaga ufności i cierpliwości, ale tylko w ten sposób możesz przejść bezpiecznie swoją wędrówkę duchową. Jeżeli będziesz szedł według wskazówek Pana Boga, nie zgubisz się. Z każdym krokiem coraz bardziej będziesz się przybliżał do bram królestwa Bożego, z każdym krokiem będziesz coraz bliżej wiecznej światłości. A gdy staniesz u bram królestwa Bożego, Pan podaruje ci owoc z drzewa życia wiecznego.
Nie poddawaj się, jeśli osiągnięcie jakiegoś celu czy wykonanie jakiegoś zadania wymaga czasu i poświęcenia. Czas i tak upłynie! Pamiętaj: stawiaj kroki, postępując za światłem Bożym, i ufaj, że On stale jest przy tobie. Jeżeli przez dłuższy czas tego światła nie będzie, nie wątp! Widocznie jeszcze nie czas. Czekaj i ufaj!
Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia. (J 8, 12)
Bądź wola Twoja
Wypełnienie woli Bożej w życiu każdego człowieka dokonuje się w pierwszej kolejności na poziomie duchowym, a następnie rzutuje na płaszczyznę życia materialnego. Zanim przyszliśmy na ten świat, Pan Bóg miał już dla każdego z nas indywidualny plan wszczepiony w całą misję wspólnoty Kościoła.
Współcześnie większość ludzi ma swój własny plan na życie i nawet nie myśli o tym, że Pan Bóg w odwiecznym zamyśle mógł przeznaczyć dla nich coś innego. Podążając za duchem świata, rzadko zastanawiamy się nad wolą Bożą w naszym życiu. Pan Bóg przez całe życie uczy cię wypowiadać słowa „bądź wola Twoja”. Pragnie, abyś w najmniejszym zdarzeniu twojego życia wypowiadał je nie tylko ustami, ale i całym twoim sercem.
Głęboki wymiar tych słów coraz wyraźniej się zarysowuje w sercu człowieka wraz z postępem w życiu duchowym. Może zdarzyć się tak, że wola Boża naznacza krzyżem życie ludzkie. Człowiek dochodzi do takiego etapu swojego życia, że już wie, że bez przyzwolenia Bożego zły duch nie jest w stanie nic zrobić. Pewna osoba opowiedziała mi, które „bądź wola Twoja” było najtrudniejsze do wypowiedzenia w jej życiu. Wydarzył się wypadek, w którym zginęła najukochańsza jej osoba. Umierała jej na rękach. Kiedy po tych wydarzeniach została już sama, okropny ból przeszywał serce, miała ogromny żal do Pana Boga. Nawet nie chciała w Jego stronę popatrzeć, bo wiedziała, że to była Jego decyzja. Zły duch wykorzystał tę sytuację, aby odciągnąć ją od Boga. Mówił tak: „Popatrz, co ten twój Bóg ci zrobił, popatrz! I co, nadal Go kochasz?”. Na siłę pchał ją do bluźnierstwa. Ta osoba nie bluźniła, ale do Pana Boga w swoim żalu nie potrafiła zwrócić się o pomoc w pokusie. Jedyną, do której się odezwała, była Maryja. Zaczęła Ją prosić o pomoc, żeby nie zbluźnić. Dzięki pomocy Maryi zły duch musiał ustąpić i przez zęby zostały w końcu wypowiedziane słowa: „bądź wola Twoja”. Zgoda z wolą Bożą wyzwala człowieka i daje pokój w sercu, mimo że często ból pozostaje. Jednakże zupełnie inaczej przeżywa się cierpienie z Panem Bogiem! Jeszcze przez dłuższy czas ta osoba zadawała pytania: dlaczego? Podczas pewnej Mszy Świętej ciągle pytała: „Dlaczego mi go zabrałeś?”. Po wyjściu z kaplicy zauważyła leżącą kartkę. Wzięła ją – czego zazwyczaj nie robi. Widniał na niej napis: „Jego śmierć była największym wyrazem mojej miłości do ciebie”. Te słowa silnie wstrząsnęły tą osobą, ale od tamtego momentu oprócz przyjęcia woli Bożej nastąpiło całkowite z nią pogodzenie.
Zastanów się, jakie wydarzenia w twoim życiu najbardziej tobą wstrząsnęły. Zajrzyj w swoje wnętrze i zapytaj sam siebie, jaka była twoja autentyczna postawa wobec tych wydarzeń. Porozmawiaj o tym z Panem Bogiem. Zaufaj, że wszystko, co Pan Bóg dopuszcza w twoim życiu, jest największym wyrazem Jego miłości do ciebie i ma na celu twoje uświęcenie i zbawienie!
Strzeż mego serca
Spójrz, co dzieje się na świecie. Człowiek człowiekowi staje się wilkiem, zamiast być bratem. W każdej dziedzinie życia spotykamy się z kultem mamony i niesprawiedliwością, z morderczą zazdrością o wszystko. Wokół panuje zawiść, która kaleczy wiele osób, rozbija rodziny i długotrwałe przyjaźnie, doprowadza do samookaleczenia duchowego i często do śmierci duchowej. Czasami jest bardzo ciężko się w tym odnaleźć. Nie wiadomo, komu ufać. Jednakże musisz wiedzieć, że to od ciebie zależy, jak do tego wszystkiego podejdziesz. Od ciebie zależy stan twego serca.
Czasem jakaś osoba zachowa się względem nas nie w porządku, będzie nieuczynna, zrobi nam świństwo lub w inny sposób nam zaszkodzi. Najczęstszą reakcją na takie zachowanie jest rewanż tym samym. Po ludzku wydawałoby się to całkiem normalne. Jednak zobacz, co w tym momencie wchodzi do serca: chęć odwetu, zamknięcie na drugiego człowieka, być może nawet pogarda i nienawiść. Zrozum, że takim zachowaniem wcale nie pokonałeś Złego, ale stałeś się jego ofiarą. Pozwoliłeś, by wpływ na twoją postawę miały zewnętrzne okoliczności. W życiu duchowym chodzi o to, żeby nie wpuszczać do serca tego typu uczuć, żeby być ponad to. Chodzi o to, żeby przez czynniki zewnętrzne nie sprzedać wolności swojego serca demonowi. Musisz zadać sobie pytanie: kim chcesz być? Złego nie pokonasz, wpuszczając do swojego serca zło. Pamiętaj: na sądzie Bożym nie będziemy sądzeni z czynów innych, lecz z miłości naszych serc. Popatrz, jak podstępny jest zły duch. Zbiera podwójne żniwo. Jedni podatni na zło czynią je wokoło, a tych nieczyniących zła zniewala przez to, co wpuszczają do swego serca.
Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! (Mk 7, 15-16)
To, co dotyka nas z zewnątrz, nie jest przyczyną nieczystości serca. To, co z siebie wypuścimy na skutek oddziaływania, stanowi dopiero o naszym stanie duchowym. Pewna bardzo zbuntowana nastolatka po raz kolejny wróciła do domu pod wpływem alkoholu. Nakrzyczała na matkę, która nie była zadowolona z tego faktu i zwróciła dziecku uwagę. Reakcja młodej osoby była bardzo agresywna. Nazajutrz dziewczyna czekała na pretensje ze strony swojej matki. W jej sercu szalały uczucia gniewu i buntu. Matka weszła do pokoju, podała herbatę, popatrzyła na swoje dziecko z bólem w oczach i powiedziała: „I tak cię kocham”, po czym wyszła. Wywołało to ogromny szok i dezorientację. Następnie w sercu tej dziewczyny coś tąpnęło. Poczuła ból, w pamięci miała smutne oczy swojej matki. Pojawiła się refleksja i pragnienie, żeby więcej matki nie ranić. Czasami takie nietypowe zachowania mogą przynieść o wiele więcej korzyści niż udowadnianie racji i krytykowanie. Zło dobrem zwyciężaj. Być może właśnie twoja postawa będzie dla kogoś świadectwem, przyczyni się do przemiany czyjegoś życia, poruszy czyjeś serce. W momencie kiedy odpłacasz złem za zło, przegrywasz walkę duchową we własnym sercu, ale też tracisz szansę na przemianę serca drugiego człowieka, który utwierdza się tylko w swojej postawie. Oczywiście bez pomocy Bożej nie mamy szans wygrać tej walki. Stale trzeba prosić Pana Boga, aby strzegł naszego serca, aby zachował je od nienawiści i pogardy.
Czas odstępstwa
Wiem, że wielu ludzi toczy dziś wielką walkę duchową. Wiem też, że nie jest im łatwo. Jednak czy Pan Jezus mówił, że będzie łatwo? Czy to nam obiecał? Czy kiedy zdecydowałem się zostać księdzem, obiecał mi, że będę miał fajne, wygodne, bogate i luksusowe życie? Pewnie, można się urządzić. Ale w życiu nie o to chodzi. Kiedy tak naprawdę, tak na serio potraktuje się swoje powołanie czy do małżeństwa, czy do kapłaństwa to wtedy okazuje się, że jest pod górkę. Często nam się wtedy wydaje, że jest tylko szaro i smutno. Czasami tak jest w naszym życiu, że rzeczywiście można dostać duchowej depresji. W jakimś miejscu Kościół jest słaby i tylko kilka starszych pań z różańcem przychodzi. Gdzie indziej ksiądz coś kombinuje. Na Zachodzie zamykają kolejne domy zakonne, a kościoły przerabiają na puby czy restauracje. Często pytam: „Panie Jezu, o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego przegrywamy? Czy to jest nasza wina? Co robimy nie tak? Czy rzeczywiście przyjdzie nam zamknąć nasze kościoły, seminaria, klasztory, bo już nie będzie chętnych?”. Kiedy uczestniczymy w rekolekcjach, widzimy inny Kościół, ale potem wracamy do siebie i znów dopada nas duchowe przygnębienie. Wielu ludzi odchodzi od Kościoła, wielu ludzi nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ale to też jest nasza wina. Musimy uderzyć się we własne piersi i odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie: czy na pewno zrobiliśmy wszystko, co powinniśmy zrobić? Kiedy ostatnio czytałem przypowieść o talentach, sam się zacząłem zastanawiać: „Panie Jezu, czy rzeczywiście ze strachu czegoś ważnego nie zakopałem?”. „Proszę, odbierz to, co mi dałeś”. Wiemy, co takiego sługę będzie czekać. „Chcę zbierać tam, gdzie nie zasiałem” – mówi Jezus (zob. Mt 25, 14-30). A to oznacza, że trzeba wziąć się do roboty. Nie można tracić wiary, nie można tracić ducha. Trzeba iść do przodu. Będą was zabijali, będą was prześladowali, ale wy nie możecie się bać. Musicie wytrwać w prawdzie do końca. Z Ewangelii płynie wspaniała obietnica: jak aniołowie będziecie dziećmi Bożymi. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, co Bóg przygotował tym, którzy Go kochają. Czego więc nam brakuje? Gdzie jest błąd? Dlaczego jest szaro i ponuro wokoło? Dlaczego wydaje nam się, że diabeł zwyciężył? Nie zwyciężył. On jeszcze walczy, on chce nam wmówić, że to już jest koniec, że jesteśmy przegrani. Ale to nieprawda. Zwyciężymy, jeśli na nowo wskrzesimy światło Boże. Nawet w najsmutniej szej szkole, w najnudniejszej pracy, w największym cierpieniu, w najmniej udanym związku znajdzie się siła, by iść do przodu. Tylko potrzebne jest paliwo, potrzebne jest światło, które dać może tylko Bóg.
Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie! Unikajcie wszelkiego rodzaju zła. (1 Tes 5, 16-22)
Ze złem nie ma kompromisu
Żyjemy w takim, a nie innym świecie i ciągle jesteśmy w stanie duchowej walki ze złem. Będzie ona trwać do ostatniego naszego tchnienia. Jezus chce, byśmy w momencie odchodzenia z tego świata stali po Jego stronie, a nie po stronie ciemności. Jezus sam prosił Ojca, by nie stracił tych, których od Niego otrzymał. Sam Zbawiciel wstawiał się za tobą i za mną. Jezusowi nie chodzi o to, że upadłeś, że w swoim życiu zrobiłeś coś bardzo złego, że upodliłeś się. Twoje upadki i potknięcia są wpisane w twoje życie i w twoją walkę. Istnieją upadki, które muszą się dokonać po to, aby człowiek zrozumiał, że nie jest doskonały. Popatrz na św. Piotra, który z taką pewnością siebie mówił, że pójdzie na śmierć z Panem Jezusem a co ostatecznie zrobił? Zaparł się Go trzykrotnie (por. Mt 26, 69-75). Warto na ten fakt spojrzeć z punktu widzenia dopustu Bożego. To wydarzenie nauczyło św. Piotra, że nie powinien mówić „nie zaprę się”, ale: „Panie, spraw, abym się nie zaparł, bo jestem słabym człowiekiem”.
Moje upadki także są wpisane w moje życie, w moje kapłaństwo. Nie mogę więc przyjąć takiej postawy, że skoro raz upadłem, to nie ma już dla mnie ratunku, to już koniec, jestem zupełnie do niczego! Trzeba potraktować nasze upadki jak lekcję, wstać, otrzepać proch i iść dalej. Nie wolno tylko jednego: świadomie trwać w tym upadku i liczyć na Boże miłosierdzie!!! w życiu codziennym jest bardzo ważne, byśmy umieli iść na kompromis z drugim człowiekiem. Byśmy dostrzegali racje i potrzeby innych. Jednakże na płaszczyźnie Prawdy Objawionej nie istnieje coś takiego jak kompromis. Coś jest albo prawdą, albo kłamstwem, albo białe, albo czarne i nie ma nic pośrodku, żadnej duchowej szarej strefy. Światło i ciemność nie mogą istnieć jednocześnie. Albo przechodzimy na jedną stronę, albo na drugą. Jeżeli zaczniemy się za bardzo interesować terytorium wroga, jeśli zaczniemy tam wchodzić, wówczas wpadniemy w wir i zaczniemy błądzić. Ktoś kiedyś powiedział, że mętna woda to terytorium Szatana. Chciałbym cię przed tym przestrzec. Uciekaj z niej jak najszybciej!!!
Dzisiaj potrzebny jest radykalizm, nie kompromis. Ale, uwaga, radykalizm to nie jest fanatyzm – to są dwie różne postawy. Chrystus chce radykalnych ludzi, chce ludzi, których wyróżnia nie strój, nie gadżety, ale radykalna postawa oddania i zawierzenia Prawdzie Jedynej, którą jest On sam.
Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo [...]. (Pwt 30, 19)
Każde odstępstwo od Prawdy Objawionej jest wejściem w niebezpieczny kompromis ze złym duchem, który tylko czeka, aby odebrać ci błogosławieństwo i życie wieczne. Za każdym razem, kiedy staniesz przed decyzją pójścia na kompromis, najpierw zastanów się, jak wielki dług zaciągasz i jak wiele masz do stracenia!
Andrzej Majewski napisał: „Dobro jest trudne; Bóg dał Dziesięć Przykazań, gdy Szatan tylko jedno: rób, co chcesz”.
Dzisiaj musisz wybrać...
Comments