Już od czasów pierwszych rodziców, Adama i Ewy, Szatan usiłuje wzbudzić w człowieku pychę, przejawiającą się buntem wobec prawa ustanowionego przez Boga i pokusą zajęcia Jego miejsca. Ale nigdy wcześniej w historii, ludzkość nie dysponowała tak zaawansowaną i nadal rozwijającą się w galopującym tempie technologią jak dzisiaj, pozwalającą na coraz śmielszą „zabawę w Pana Boga”.
A przecież w rozumieniu chrześcijańskim, wiara i nauka (rozum) nigdy nie były sobie przeciwstawne. Przeciwnie, „wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy” ‒ pisał Jan Paweł II w Encyklice Fides et radio. Nie chodzi więc o to, żeby zwalczać postęp naukowy, ale o to, żeby służył on naprawdę dobru człowieka w rozumieniu odwiecznego Bożego planu. Aby pozwalał człowiekowi Boga odkrywać w stworzonym porządku natury, a nie stawiał człowieka na miejscu Boga.
W swoim artykule Zabawa w Stwórcę, czyli dwa paradygmaty Mira Jankowska opisuje świat w jakim obecnie funkcjonujemy ‒ dwa „bliźniacze” projekty: harmonijny projekt stworzenia świata, którego autorem jest Bóg, oraz projekt, który na podobieństwo pierwszego tworzy się na naszych oczach. Widzimy tylko jego fragmenty, ale ma on znamiona dobrze przemyślanego planu, za którym również stoi inteligentny twórca. Czy jest nim tylko człowiek? Wiadomo, że odwieczny wróg Boga od zawsze próbuje Go małpować, przeinaczając Boże dzieła. Na pierwszy rzut oka te podróbki wydają się służyć dobru człowieka, ale w istocie niosą zniszczenie i chaos.
Rodzi się pytanie ‒ być może do rozważenia w kolejnym artykule ‒ czy Bóg może w nieskończoność tolerować taki stan rzeczy? Co by się stało, gdyby pewnego dnia cała technologia, na której człowiek buduje swoją pychę i poczucie bezpieczeństwa, zawiodła? Gdyby Bóg wyłączył wtyczkę z kontaktu, a my bylibyśmy zmuszeni wrócić do „mroków średniowiecza”, tak notabene, pogardzanego przez wielu? Czy dopiero wtedy, doprowadzona do skrajności ludzkość, zwróci się o ratunek do swojego Boga?
Świat, w jakim ludzkość do tej pory funkcjonowała, na naszych oczach diametralnie się zmienia. To przeobrażenie dokonuje się za sprawą intensywnych przemian technologicznych. Śmiało można je nazwać rewolucją. Sztuczna inteligencja, rozszerzona rzeczywistość równoległa (Metaverse), w której niebawem będziemy funkcjonować, coraz większa ingerencja w ludzkie ciało i w ludzkie życie oraz ideologia transhumanizmu, która zmierza w stronę stworzenia „człowieka idealnego”, są kamieniami milowymi, a zarazem równoległymi niejako aktami i procesami próbującymi odwzorować dzieła Boże oraz rzeczywistość realną i naturalną.
Kto stoi za wyłaniającym się z tego zestawienia projektem? Czemu służy dzisiaj postęp naukowo-techniczny i kim w związku z tym staje się człowiek? Jak stawić czoła nadciągającej erze neopogaństwa.
(...) Podobnie jak wodę w akwarium podmienia się stopniowo i niezauważalnie, tak z rzeczywistości realnej, w której od zarania ludzkości funkcjonowaliśmy, jesteśmy przenoszeni, czy raczej sami wchodzimy krok po kroku w tak zwany wirtual. Świat tak się zmienił w ostatnich latach, że powrót do rzeczywistości „analogowej”, bez Internetu globalnego, wydaje się niemożliwy. Warto więc przyglądać się coraz bardziej zaawansowanym technologiom, które są tuż za drzwiami, a część z nich niezauważalnie rozgościła się w naszym tu i teraz, towarzysząc nam w pracy i odpoczynku (vide tzw. asystent), gdyż odkrycia nauki traktowane jako osiągnięcia myśli ludzkiej i dowód postępu są neutralne, ale sposób ich wykorzystania staje się coraz bardziej kontrowersyjny. Zwróćmy zatem uwagę na pewne zestawienie i analogie.
Dwa „bliźniacze” projekty
Zanim jednak to uczynimy, przypomnijmy, w jakim świecie dotąd funkcjonujemy (funkcjonowaliśmy?). Dla osób urodzonych przed rokiem 2000 jest on oczywistością i niekwestionowaną wartością. Mowa o świecie, jaki znamy od zarania ludzkości. W kulturze świata zachodniego reprezentowany jest on przez cywilizację łacińską opartą na trzech filarach: greckiej kulturze, rzymskim prawie i na chrześcijaństwie. Jesteśmy tak zanurzeni w naszej cywilizacji i nią przesiąknięci, że z trudem zdajemy sobie sprawę z jej istnienia. Jest ona dla człowieka Zachodu tym, czym powietrze dla organizmu żywego. Jej fundamentem jest chrześcijaństwo z wizją pochodzenia człowieka od jedynego Boga-Miłości. Jego objawienie zapisane jest w Biblii. Przypomnijmy pokrótce filary antropologii chrześcijańskiej, dające jasną odpowiedź na fundamentalne pytania o sens życia człowieka: skąd przychodzimy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Boskie dzieło stworzenia
Pierwsze zdania Księgi Rodzaju to hymn na cześć Stwórcy, który stwarza z miłości Wszechświat, ziemię z Edenem, a w niej jako szczyt stworzenia człowieka, gdyż „mężczyzną i kobietą stworzył ich”. Adam i Ewa niosą w sobie „obraz i podobieństwo” Boga. Mają przekazywać życie dalej i czynić sobie ziemię poddaną. Wszystko bowiem dla człowieka zostało stworzone i ma on troskliwie panować nad naturą, w rozumieniu służby i opieki. Jest za nią odpowiedzialny.
Dar zaistnienia pochodzi od miłującego Stwórcy i dotyczy każdego bytu. W przypadku człowieka dzieje się jednak znacznie więcej. Każda osoba ma swój początek, lecz nie ma końca. W planie Bożym człowiek żyje więc na wieczność. Śmierć wywołana decyzją pierwszych rodziców (grzech pierworodny) staje się przejściem, bramą łączącą życie doczesne z życiem wiecznym. Życie na ziemi ma służyć temu, by rozpoznać od Kogo człowiek pochodzi i ku Komu zmierza. W konsekwencji ma on dokonać wyboru, gdzie i jak chce spędzić wieczność. Adam i Ewa uczestniczą tylko i aż w przekazywaniu życia, którego dawcą jest sam Bóg.
Kamieniami milowymi i filarami projektu Bożego są więc: akt stworzenia, czyli natura, cały Wszechświat; dar życia ofiarowany każdemu człowiekowi i innym bytom; życie pod pieczą miłującego Boga; przejście przez śmierć i bycie już na zawsze z Nim. A wszystko jest harmonijne, piękne i dobre, gdyż jak lustro odbija swojego Stwórcę i Pana, czyli odzwierciedla Prawdę.
Jako że miłość realizuje się tylko w wolności – inaczej byłaby niewolą, bądź przymusem – wolność jednostki jest posunięta tak daleko, że może ona nie przyjąć daru istnienia, które pojawia się przy jej udziale, a nawet go zniszczyć – odebrać życie sobie lub drugiemu. Człowiek może też w dużej mierze ze swoim życiem zrobić to, co chce, nie patrząc na konsekwencje. I dzieje się tak, mimo że życie ofiarowane człowiekowi jest darem, ponieważ sam nie może go sobie samemu wykreować, a w przekazywaniu życia własnym dzieciom tylko współuczestniczy.
Należałoby zatem precyzyjniej powiedzieć, że człowiek otrzymuje życie w dzierżawę, w zarząd, tak samo jak resztę stworzenia. W momencie śmierci będzie musiał ze swojego „panowania” zdać rachunek, a na Sądzie Ostatecznym, w tej najwyższej instancji, definitywnie zostanie rozstrzygnięte, jak człowiek spędzi wieczność.
Istotą planu Boga jest, jak wspomnieliśmy, miłość. Każde Boże działanie naznaczone jest miłością do człowieka i oczekiwaniem na odwzajemnienie jej. Bóg to Osoba, a nawet Trójca Osób, a z osobą wchodzi się w relację. Wszystko motywowane jest miłością, gdyż Bóg to Miłość.
Boży plan miłości jest jednoznaczny i konsekwentny aż do ekstremalnego, szalonego udowodnienia człowiekowi jego wartości: Syn Boży staje się człowiekiem i płaci za wykupienie ludzkości i całego stworzenia z niewoli grzechu najwyższą cenę gehenną swojej męki, śmiercią i zmartwychwstaniem. Taka jest wartość życia każdego człowieka. Ten plan stworzenia i ekonomia wykupienia człowieka ze stanu potępienia opisane są w Biblii, w Starym i Nowym Testamencie. Potwierdza je i wyjaśnia Tradycja Kościoła katolickiego.
Nowy lepszy świat?
Ta biblijna antropologia jest tak wpisana w człowieka kultury Zachodu i tak jesteśmy nią przesiąknięci w cywilizacji łacińskiej, że z trudem reflektujemy nad tym, jak wielką mamy wartość i jak wspaniały jest sens i cel życia. Żyjemy pochłonięci bieżącymi sprawami bądź tym, co aktualnie dzieje się w świecie lub co skrzętnie podpowiadają nam media, zarówno te tradycyjne, jak i nowoczesne komunikatory. Nierzadko żyjemy w świecie nieistniejącym faktycznie, wirtualnym. Tam spędzamy coraz więcej swojego czasu. To on nas ekscytuje i pochłania, tam nawiązujemy relacje i jemu poświęcamy energię życiową. I choć z jednej strony mamy z postępu technicznego ogromny pożytek i indywidualnie, i społecznie, to jednocześnie zapalają się światła ostrzegawcze zwracające uwagę na sposób korzystania z tych nowoczesnych dóbr oraz na cel ich wykorzystywania zarówno ten indywidualny, jak i globalny. (…)
Trzeba więc tym bardziej zwrócić uwagę na kilka skojarzeń, które pokazują intrygującą równoległość działań i zjawisk.
Światy równoległe – dwa paradygmaty stwórcze
Z jednej strony zarysujemy rzeczywistość prawdziwą, realną, naturalną, Bożą. Z drugiej spróbujemy pokazać analogiczne fenomeny „stwórcze” imitujące działania Boga Jedynego. Dla ułatwienia oznaczmy plan Boży jako plan A, a ten drugi jako plan B.
1. Od października 2021 r. istnieje przestrzeń Metaverse (metawers, metaversum, Meta). To w jej ramach funkcjonuje Facebook, WhatsApp, Snapchat i inne narzędzia. Nie jest to jednak tylko sprzęgnięcie starych narzędzi w nowe. Metaverse jest bowiem w miarę kompletną alternatywną rzeczywistością dla istniejącego świata realnego. Już sama nazwa niepokoi, gdyż ujmuje ona dwa słowa: greckie meta oznaczające „poza”, przedrostek wskazujący na wyższy poziom lub szerszy zakres znaczenia i łacińskie universum, czyli „wszechświat, wszystko co istnieje”. To do Meta ma się wkrótce „przenieść” świat realny. Od transakcji finansowych i działań gospodarczych, po wirtualne spacery z osobą ukochaną lub zwierzakiem czy wakacje na wymarzonej wyspie bez potrzeby bycia tam fizycznie – bryza morska i wrażenia serfowania po falach, czy raczenie się lokalnymi wiktuałami jest zapewnione w pełni, jak mówią ci, którym dane było „wejść” do Metaverse założywszy specjalne okulary wirtualnej rzeczywistości Virtual Reality (VR) i poszerzonej rzeczywistości Extended Reality (ER). Meta zapewni wszystkie potrzeby zmysłów, a może i duszy. „Jest tam tak pięknie, zmysłowo i kolorowo, że nie chce się tego opuszczać” – uważają ci, którzy testowali te możliwości.
Michał Kleiber tak opisuje Metaverse: „Intencją Mety są działania mające umożliwić w pełni zdalną edukację, funkcjonowanie firm, załatwianie wszelkich spraw w urzędach, udział w życiu towarzyskim i kulturalnym, opiekę medyczną, zakupy – w istocie zastępując wszystkie (może jednak tylko prawie wszystkie?) nasze codzienne czynności wykonywane obecnie w realnym świecie i tylko wspomagane cyfrowymi technologiami. Mówimy więc tu o w pełni alternatywnej rzeczywistości łączącej różne wirtualne światy, w której awatary, czyli nasze reprezentacje w cyfrowym świecie chodzą na spacery, trzymając za rękę swojego partnera, spotykają przyjaciół, podróżują po całym świecie czy rozmawiają z odległymi o tysiące kilometrów znajomymi (także już dawno nieżyjącymi, co dla wielu z nas brzmi zapewne trochę przerażająco) – lista możliwych wykonywanych przez nas (czy może jednak raczej przez nasze awatary) czynności jest tu oczywiście nieskończona i przewyższa nasze dzisiejsze działania w realnym świecie”.
Czyż wykreowanie i publiczne ogłoszenie Metaverse nie wydaje się próbą powołania do istnienia analogicznego tworu jak Boski wszechświat?
2. Bóg daje człowiekowi istnienie z miłości. Każde poczęte życie jest początkiem życia na wieki. Tymczasem w obecnej postmodernistycznej kulturze człowiek czuje się panem życia i śmierci. Sam chce decydować o poczęciu człowieka (in vitro) i jego przeżyciu lub nie (aborcja, eutanazja, samobójstwo, zabójstwo). Decydowanie o tym, które dziecko może być urodzone, a które nie, na bazie takich czy innych kryteriów, jest rodzajem eugeniki w nowoczesnej wersji. Zdumiewa, że w dzisiejszych czasach trzeba udowadniać, że każde życie ma wartość. Naturalna śmierć przestaje być oczywistym kresem doczesnego życia – na Zachodzie coraz bardziej preferowana staje się eutanazja, a samobójstwo jest szybkim rozwiązaniem, gdy życie utraciło sens lub wydaje się bezwartościowe.
3. Bóg chce, by człowiek żył z Nim w wieczności. W równoległym planie B istnieje obsesja nieśmiertelności. Zapewnia ją jakoby przelanie własnej świadomości do sztucznej inteligencji z zamiarem istnienia na zawsze, gdy biologiczne ciało obumrze.
4. W planie A człowiek jest koroną stworzenia, nosi w sobie Boskie podobieństwo. W planie B tworzone są humanoidy i awatary, cyfrowa reprezentacja osoby ludzkiej. Duże wrażenie robi choćby telewizyjna rozmowa ze słynnym już kobiecym humanoidem o imieniu Sophie (gr. sophia – mądrość).
5. Bóg stwarza człowieka mężczyzną i kobietą. Biologia warunkuje płeć. Człowiek jest świątynią Ducha Świętego. Chrystus przyjmując naturę ludzką przebóstwił ją i uświęcił. Ergo: ciało ludzkie jest święte. W planie B drobne korekty urody i tatuaże już nie wystarczają. Coraz powszechniejsze stają się operacje plastyczne modyfikujące ciało (powiększanie ust, pośladków, odsysanie tłuszczu), a wreszcie coraz częstsze przypadki, także w Polsce, zmiany płci (transseksualizm) i to już u dzieci czy młodzieży. Kolejną ingerencją w naturę człowieka jest koncepcja wszczepiania chipów wpływających na przykład na wzmożenie percepcji lub szybkość załatwiania spraw codziennych. Znamienne słowa padają w wywiadzie Polskiej Agencji Prasowej z Dariuszem Jemielniakiem z Akademii Leona Koźmińskiego. Rozmówca PAP jest kierownikiem Katedry Zarządzania w Społeczeństwie Sieciowym ALK w Warszawie: „Być może w dalszej przyszłości chip zastąpi dowód osobisty, a jednocześnie będzie stanowić jedyną formę płatności. Wtedy osoba bez niego znajdzie się poza nawiasem społeczeństwa. Nie będzie nawet mogła nic kupić”. Czy nie brzmią znajomo apokaliptycznie te przewidywania? Dodajmy, że w maju 2022 r. Narodowy Bank Polski zaprezentował już takie urządzenie wskazując, że to ono będzie w przyszłości podstawą transakcji płatniczych.
6. W planie A dziecko jest kwintesencją ludzkiej miłości, owocem miłości kobiety i mężczyzny. Kobieta – mężczyzna – ich dzieci są obrazem Trójcy Świętej. Duch Święty bowiem jest osobową relacją miłości między Bogiem Ojcem a Bogiem Synem. To Osoba. Rodzice poczynając dziecko, uczestniczą w stwarzaniu życia. Biorą jednocześnie za nie odpowiedzialność i ogarniają je troską i miłością. W planie B miejsce dziecka zajmuje ulubione zwierzątko. Zwierzęta otrzymują prawa osobowe, jak na przykład w Hiszpanii. Zwierzętom urządza się pogrzeby. Nierzadko mały człowiek nie znajduje tyle atencji ze strony rodziców i innych dorosłych co zwierzę. Coraz mniej dziwi obecność psów w restauracjach, a cmentarz myli się niektórym osobom z parkiem.
7. Wszystko, co wyszło spod ręki Boga (plan A), wprowadzało w pierwotny chaos harmonię. Boskie dzieło stworzenia było piękne i dobre (gr. kalokagathos). Piękno Boga rozpoznajemy w przyrodzie, we Wszechświecie, w ludziach, w dobru, przede wszystkim w Jezusie Chrystusie. Sposób patrzenia na człowieka określany jest jako antropologia (gr. anthropos – człowiek). Tę wizję człowieka przedstawia antropologia chrześcijańska. Odkrywanie piękna w sobie i wokół jest zadaniem i wyzwaniem oraz elementem poznawania siebie.
Obecnie (plan B) piękno jest kontestowane, dobro wyśmiewane, a brzydota afirmowana i stawiana na piedestale. Kult wulgarności i obsceniczności staje się normą. W kulturze zarówno osobistej, jak i życia społecznego, a także tej wysokiej, coraz częściej dominuje dyfuzja, rozbijanie, śmielej rozgaszcza się dysharmonia, która jest konsekwencją grzechu. Antykultura stara się zdominować kulturę.
8. Zaproszenie człowieka do uświęcenia, dążenie do świętości jako wyrazu podobieństwa do Boga to plan A. Człowiek ma stawać się święty (hebr. qadoš), to znaczy „całkowicie inny od wszystkiego co jest, co istnieje jako stworzone”, a zatem podobny Temu, od którego pochodzi, czyli do Stwórcy. Tymczasem wymienione powyżej demoralizujące zachowania i działania prowadzą do degradacji osoby ludzkiej. Człowiek staje się zaprzeczeniem tego, kim ma być. Poprzez modyfikacje łączące go ze światem zaawansowanej techniki cyfrowej przestaje być istotą ludzką (homo sapiens i human being), lecz staje się... wersją pośrednią człowieka, transczłowiekiem (trans humanizm, gr. trans – przez) prowadzącą do finalnej kondycji, którą jest postczłowiek (posthumanizm). Sylwia Borska powołuje się na zamierzenia Raya Kurzweila, guru transhumanizmu głównych korporacji Big Tech z Doliny Krzemowej. Z jego przemyśleń i planów wynika, że „rozwój nauki i techniki nieuchronnie prowadzi do punktu, w którym powstanie istota nieśmiertelna, połączenie człowieka i robota, co radykalnie zmieni naszą cywilizację”.
Tych kilka powyższych zestawień planu A i planu B powinno zwrócić naszą uwagę na zaskakującą równoległość wymienionych zjawisk. Można pokusić się o stwierdzenie, że są to jakby dwa światy równoległe, dwa paradygmaty rzeczywistości realnej i tej przenoszącej człowieka w przestrzeń sztuczną. Skoro owe zależności są dostrzegalne i na swój sposób konsekwentne, to można pokusić się o stwierdzenie, że nie są one przypadkowe. I jeden, i drugi plan tworzy dopełniającą się spójną całość, oba zatem są... określonym zamierzeniem, czyli projektem. A każdy projekt musi mieć swojego twórcę oraz cel. Skoro w przypadku dzieła stworzenia (plan A) poznajemy jego Autora, którym jest Bóg, to kto jest autorem w przypadku planu B? I jaki jest cel owego systematycznego działania, czyli projektu? Nie są to pytania retoryczne.
Skarb w glinianych naczyniach, czyli depozyt człowieczeństwa
Czy zatem należy załamać ręce i poddać się tej wcale niebudującej wizji starcia dwóch równoległych światów, innymi słowy cywilizacji śmierci – w jeszcze zajadlejszej formie niż można byłoby to sobie wyobrazić – z cywilizacją życia? Absolutnie nie wolno. Powołani do życia w tym okresie istnienia ludzkości mamy do wykonania ważne zadanie, jak każda z generacji nas poprzedzających. I biada, jeśli zawiedziemy.
Jak pisze Michał Kłosowski: „[...] warto chyba też przypomnieć niedawne słowa prof. Michała Hellera o tym, że potrzebujemy ludzi mostów, którzy na nowo odbudują połączenia między światem wiary i nauki. Bo, jak pisał w 2005 r. abp Józef Życiński «troska o przyszłość humanizmu nie jest zadaniem dla współczesnych pustelników, izolowanych w społeczności akademickiej [...]». Zdaje się, że papież Franciszek listopadową intencją [modlitwy o wykorzystanie sztucznej inteligencji dla dobra człowieka – MJ] nawołuje do tego samego”.
Massimo Pigliucci, filozof, genetyk i biolog, podpowiada swoje rozwiązanie: „W pewnym momencie po prostu doszedłem do wniosku, że bycie (bardzo) aktywnym na Twitterze i Facebooku nie przyczynia się do tego, że dobrze mi się żyje, wręcz przeciwnie. Więc zrezygnowałem. [...] postanowiłem skupić się na platformach i dążeniach, które z większym prawdopodobieństwem przyniosą rezultaty, do których dążę: lepsze, bardziej konstruktywne dialogi z ludźmi zainteresowanymi filozofią. Dlatego rozwijam poczytność mojego bloga, używam platform takich jak Meetup do organizowania wydarzeń zarówno realnych, jak i wirtualnych, a także wchodzę w interakcje z czytelnikami moich książek na Goodreads”.
Koniec człowieka?
Do znacznie bardziej radykalnej i kompleksowej reakcji zachęca Rod Dreher, amerykański pisarz i wizjoner, w książce Opcja Benedykta. Jak przetrwać czas neopogaństwa. Powołuje się on na tak zwane proroctwo Josepha Ratzingera, wygłoszone w 1969 r. podczas konferencji dla Radia Hesja. Przyszły papież Benedykt XVI tak wtedy mówił: „Kościół czeka poważny kryzys, który drastycznie ograniczy liczbę wiernych i jego wpływy. Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra, Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. [...] W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Uświadomią sobie, że ich egzystencja oznacza «nieopisaną samotność», a zdając sobie sprawę z utraty z pola widzenia Boga, odczują grozę własnej nędzy. Wtedy – i dopiero wtedy – w małej owczarni wierzących odkryją coś zupełnie nowego: nadzieję dla siebie, odpowiedź, której zawsze szukali” – prorokował przed pół wiekiem Joseph Ratzinger.
Rod Dreher konkluduje tę wypowiedź następująco: „Przyszłość wiary na Zachodzie zależeć będzie od naszego sposobu życia tym proroctwem”. Grzegorz Osiński komentuje tę wizję: „Kiedy pięć lat temu, jeszcze długo przed pandemią, czytałem pierwszy raz Opcję Benedykta, myślałem, że to przesada: przecież kościoły są pełne, liczne stowarzyszenia, pielgrzymki, kongresy, no i fundament rodziny! Wystarczyło pięć lat, aby ten mur zamienił się w marny słaby «płotek»”.
W odpowiedzi na buchającą coraz śmielej swoimi pomysłami antykulturę Dreher w Opcji Benedykta wskazuje na analogię między naszymi czasami a okresem upadku cywilizacji rzymskiej na początku V w. po Chr. Odwołuje się przy tym do postaci Benedykta z Nursji i jego intuicji, by przenieść dorobek poprzednich wieków ludzkości, w tym skarb chrześcijaństwa, poza obręb skorumpowanych miast. Przenikliwość spojrzenia Drehera, zestawienie współczesnych pomysłów realizowanych przez konkretne środowiska ludzi – którzy dziś „budują arkę” podejmując świadome, odważne działania kontrkulturowe nie tylko w Europie, ale i w świecie – dodaje nadziei i wiary, że idzie nowe. Być może jest to odwołanie do słów z Apokalipsy „Oto czynię wszystko nowe”? (Ap 21, 5). A owa Reszta (Iz 10, 20–22), o której mówi Biblia, to... być może my?
Teraz od nas zależy zachowanie depozytu wiary w Boga i skarbu cywilizacji łacińskiej oraz przeniesienie go w przyszłość, uchronienie dla kolejnych pokoleń. Na szczęście, nie robimy tego sami, gdyż wierzymy w realną obecność Tego, który jest Panem Wszechczasu, a nie tylko doczesności. Niezależnie od wszystkiego i mając świadomość tego, od Kogo pochodzimy i ku Komu zmierzamy, jesteśmy zaproszeni do wiary i czynów na miarę Abrahama (Rdz 12–24) oraz odwagi, sprytu i fantazji Dawida (1Sm 17), który wymachując przed Goliatem śmieszną procą wiedział, w czyje imię to robi i Kto stoi za jego plecami.
Comments