top of page

Parafia i dom rodzinny św. Siostry Faustyny

Dom rodzinny św. Siostry Faustyny w Głogowcu chciałam odwiedzić od dawna, ale nigdy jakoś się „nie składało”. Ale w końcu tak się złożyło, że wybrałam na okazję wizyty Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Dlaczego by nie? Pomyślałam, że będzie szansa nie tylko na fotoreportaż z miejsca urodzin Świętej i jej kościółka parafialnego – od 2002 r. ustanowionego Sanktuarium Narodzin i Chrztu św. Faustyny – ale i na zrobienie zdjęć podczas procesji. Byłam jej trochę ciekawa.


Jest piękny czerwcowy dzień. Na polach czerwienią się maki. Nie wiem dlaczego, ale ten widok zawsze mnie dziwnie porusza. Jadę autem i odmawiam Różaniec, rozważając czwartkowe tajemnice światła związane z ustanowieniem Eucharystii. Przypominam sobie, że św. Faustyna miała swój predykat zakonny od Najświętszego Sakramentu i cieszę się, że właśnie w jej ukochanym kościółku i z nią – ze św. Faustyną od Najświętszego Sakramentu – uczczę tegoroczne Boże Ciało. Więcej o tym piszę tutaj.


Dojeżdżając na miejsce, zwróciłam uwagę, że na długości kilku kilometrów pobocze drogi udekorowane jest flagami i kolorowymi chorągiewkami. Nie dało się tego zresztą nie zauważyć. Pomyślałam, że to na Boże Ciało, ale myliłam się. Ale o tym dowiem się później. Do kościoła pw. św. Kazimierza Królewicza w Świnicach Warckich docieram przed jedenastą. O tej godzinie ma rozpocząć się Msza Święta, a tuż po niej wyruszyć procesja do czterech ołtarzy.



Pierwszy ołtarz znajdował się jeszcze w środku kościoła, przy dawnym głównym ołtarzu, pamiętającym św. Faustynę. Ostatni natomiast w kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, które od 2001 r. posługują przy Sanktuarium. W ich kaplicy przebywała akurat kopia Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, która w tym czasie peregrynowała po diecezji włocławskiej. Dlatego widziałam tak pięknie udekorowane drogi – to nimi przyjechała ikona. Łącznie pozostała ona na terenie rodzinnej parafii Apostołki Miłosierdzia Bożego przez cztery dni – dwa dni w Sanktuarium i dwa dni w kaplicy sióstr.


Procesja wyrusza z kościoła, a ja podążam wraz z nią, dyskretnie fotografując, aby nie przeszkadzać zbytnio modlącym się.



Procesja zakończyła się w domu Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, tego samego, do którego należała s. Faustyna. Znajduje się on w bliskim sąsiedztwie kościoła. Siostry codziennie w Sanktuarium prowadzą Godzinę Miłosierdzia, a przybywającym pielgrzymom głoszą prelekcje o Miłosierdziu Bożym i oprowadzają po domku Świętej na Głogowcu.



Po zakończonych uroczystościach wracam tą samą drogą do kościoła, który już prawie opustoszał, nie licząc kilku modlących się tam jeszcze osób. Chcę na spokojnie go zwiedzić i zrobić zdjęcia. Potem planuję pojechać do domku s. Faustyny, o którym wiem tylko tyle, że znajduje się ok. 2 km od kościoła, we wsi Głogowiec. Nurtuje mnie myśl, czy jest dziś otwarty i czy będę mogła wejść do środka? Nie sprawdziłam tego przed przyjazdem...


W tym momencie podchodzi do mnie młody mężczyzna i pyta o zdjęcia, które robiłam na procesji. A ja pytam go o domek. Okazuje się, że mieszka na terenie parafii. Mówi, że domek jest dziś zamknięty, ale ma możliwość zdobycia kluczy i wpuszczenia mnie. Moje serce podskoczyło z radości, choć nie daję tego po sobie poznać. Nie wahając się długo, zgadzam się pojechać z Przemkiem – bo tak się przestawia – do Głogowca. Najpierw jednak podjeżdżamy znów pod klasztor, aby zabrać klucze, a potem ruszamy w kierunku małego domku, w którym 25 sierpnia 1905 r. przyszła na świat Helenka Kowalska. To tam doznawała pierwszych przeżyć duchowych, gdy wielokrotnie budziła się w nocy, mówiąc, że śniła jej się Matka Boża, dostrzegając niezwykłą jasność i blask, światło Boże. Ojciec Helenki, bardzo pobożny i pracowity, ale też surowy i wymagający, pracował jako rolnik oraz dorywczo jako cieśla. Dom ma typowy dla ówczesnych chłopskich zagród układ: dwie izby przedzielone sienią. Po prawej była kuchnia z piecem, w której zimą Stanisław stawiał warsztat stolarski, po lewej ‒ duży pokój. Na tyłach domu znajdowały się drzwi na podwórze.



Choć w domu żyło się bardzo skromnie i na wiele rzeczy nie było pieniędzy, to nie brakło ich na rzeczy potrzebne do życia duchowego: w izbie na naczelnym miejscu był ołtarzyk z pasyjką i fajansowymi figurkami Serca Jezusa i Maryi, święte obrazy na ścianach oraz niewielka biblioteczka z książkami religijnymi. Pan Bóg w tym domu był na pierwszym miejscu, co wyrażało się nie tylko w wystroju domu, ale przede wszystkim w codziennym życiu rodziny: w modlitwie, pracy i świadectwie życia rodziców. W takiej atmosferze wzrastała Helenka Kowalska, która wyniosła z domu nie tylko umiejętność pracy, ale także, a może przede wszystkim wiarę, miłość do Boga i drugiego człowieka.


Jestem poruszona tym, co widzę. Staram się robić zdjęcia w miarę szybko, aby nie nadużywać czasu mojego przewodnika, ale ten mówi ze spokojem, że nie muszę się spieszyć. Mam tyle czasu, ile będę potrzebować.


W tym czasie do domku zaglądają inni turyści – aż kilka grup – trochę niepewni, bo nie wiedzą, czy mogą wejść. Przemek z uśmiechem zaprasza wszystkich do środka.



Dom, który dzisiaj zwiedzają pielgrzymi, wygląda nieco inaczej niż wtedy, gdy żyła w nim rodzina Kowalskich. W 2003 r. dokonano w nim generalnego remontu. Wstawiono nowe okna i drzwi. Dach przykryto nową dachówka. We wnętrzu urządzono muzeum, w którym zgromadzono przedmioty, mające oddać klimat tamtych czasów. Ale z pierwotnego wyposażenia domu Kowalskich, gdy mieszkała tu Helena, zachowało się niewiele: warsztat ciesielski ojca oraz trzy obrazy ‒ Serca Pana Jezusa, Świętej Rodziny i świętej Agaty. Inne sprzęty, które można dzisiaj oglądać w domu rodzinnym św. Faustyny, pochodzą z tamtego czasu, ale nie są jego oryginalnym wyposażeniem. Obejście też wygląda inaczej. Wyburzono starą zrujnowaną oborę a dawny budynek stodoły przystosowano do potrzeb pielgrzymów. W ogrodzie nie ma już drzew owocowych, które widać na fotografii z 1935 roku, gdy Siostra Faustyna jedyny raz jako zakonnica odwiedziła rodziców. Dziś na przylegającym do domku placu znajduje się Droga Krzyżowa i ołtarz polowy, przy którym w dzień i godzinę urodzin Świętej sprawowana jest Eucharystia.



Na koniec mój przewodnik prowadzi mnie na grób rodziców św. Faustyny na cmentarzu parafialnym.



Dzień jest bardzo upalny i choć spędziłam w domku bardzo miłe chwile, to jestem już bardzo zmęczona – żarem lejącym się z nieba i fotografowaniem. Zaczynam też być już głodna. Z chęcią więc wracam znów do kościoła na chwilę modlitwy i odpoczynku i by dokończyć przerwane zwiedzanie. Wiem, że pewnie nieprędko tu wrócę, więc staram się, na ile mogę, nie przegapić czegoś ważnego. Żegnam się z Przemkiem, dziękując za oddaną przysługę i kieruję w stronę kościoła.



Ledwo usiadłam w ławce, gdy widzę, że boczne drzwi się otwierają i wchodzi siostra zakonna. Przypominam sobie, że rozmawiałam z nią chwilę po procesji, ponieważ też mnie pytała o zdjęcia – "Ah, tu pani jest!" – wita mnie z serdecznym uśmiechem i przysiada się do mnie. Ma na imię Tymotea i jest z tutejszego zgromadzenia. Zaczynamy cicho rozmawiać. Ma lekki obcy akcent, co mnie zaciekawia. Dopytuję się o to. Wyjaśnia, że jest Słowaczką. Opowiada mi o kościele i innych rzeczach. W tym momencie do kościoła wchodzi mała grupka młodzieży. To pielgrzymi z Ruchu Czystych Serc z Krakowa. Siostra zagaduje ich też wesoło i tak, po chwili, wszyscy słuchamy jej jak zauroczeni. Bo tyle w niej pasji, miłości i światła, gdy opowiada. Mówi dużo o św. Faustynie i jej drodze do świętości. O naszej drodze do świętości, bo przecież każdy jest na nią powołany, oraz o miłości Boga do nas. Widzimy po sobie, jak bardzo dotykają nas jej słowa. Nikt nie śmie przerwać. Z chwili na chwilę czuję, jak wilgotnieją mi oczy. Zerkam na dziewczynę stojącą naprzeciw mnie – ma już oczy pełne łez. Podaję jej chusteczkę i sama też muszę z niej skorzystać...



Siadam na chwilę w ławce i wracam myślami do dzieciństwa i młodości Helenki Kowalskiej.


Po raz pierwszy mała Helenka została przyniesiona do tego kościoła w dwa dni po narodzinach, aby otrzymać swój pierwszy sakrament – Chrzest Święty. Przyniesiona przed obraz Czarnej Madonny znajdujący się w głównym ołtarzu. A było to następnego dnia po Uroczystości Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, pierwszy raz wówczas obchodzonej w diecezji włocławskiej, na terenie której leżała wtedy Częstochowa. Dopiero w 1956 r. uroczystość ta została zatwierdzona dla wszystkich diecezji w Polsce. Czuję wielkie wzruszenie i wdzięczność myśląc o tym i mając świadomość, że przypadkiem znalazłam się w tym miejscu akurat w czasie, gdy kopia Cudownego Wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej znajdowała się na terenie parafii.


Obraz Matki Bożej Częstochowskiej oraz chrzcielnica, przy której była chrzczona Helenka, jest w kościele do dzisiaj. Zachował się też konfesjonał, który był świadkiem jej pierwszej spowiedzi. Szczęśliwie, zwróciła mi na niego uwagę siostra Tymotea.



“Jak bardzo się mogłam modlić tym kościółku! Przypomniałam sobie wszystkie łaski, które w tym miejscu otrzymałam, a których wówczas nie rozumiałam i tak często nadużywałam” (Dz. 400) – zapisze pewnego dnia Święta w swoim dzienniczku.


W 1935 r. Siostra Faustyna ostatni raz przyjechała do rodzinnego domu i rodzinnej parafii aby zobaczyć się z ciężko chorą i ‒ jak wtedy sądziła ‒ umierającą matką. Gdy ostatniego dnia modliła się w swoim ukochanym kościółku i rozważała dobroć Bożą, usłyszała słowa: „Wybranko moja, udzielę ci jeszcze większych łask, abyś była świadkiem przez całą wieczność nieskończonego miłosierdzia mojego”. Słowa te widnieją dziś wypisane na łuku okalającym dawne prezbiterium.


W 2015 r. zakończono rozbudowę świątyni, która stała się zbyt mała dla coraz licznie przybywających pielgrzymów. Dawny ołtarz główny z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, przed którym modliła się św. Faustyna, jest dziś ołtarzem bocznym, a obecny główny znajduje się w nowym skrzydle. Na tyłach kościoła wybudowano ołtarz polowy.



Po dłuższej chwili wychodzimy wszyscy przed kościół i tam siostra kończy swoją opowieść. Młodzi się żegnają, a ja w towarzystwie mojej przesympatycznej przewodniczki udaję się jeszcze na spacer wokół kościoła. Siostra daje się namówić na kilka zdjęć. Bardzo mnie to cieszy. Pragnę utrwalić jej serdeczność dla innych, aby również im przekazać ten uśmiech i światło, którym promieniuje. Ściskam jej ręce i mówię, że jest godną następczynią swojej świętej współsiostry w misji szerzenia Miłosierdzia Bożego.



„Jednego trzeba, aby grzesznik uchylił choć trochę drzwi serca swego na promień łaski miłosierdzia Bożego, a resztę już Bóg dopełni”. (Dz 1507)



 

Fot. VICONA

24-Godziny-Męki-Pańskiej-za-Polskę-_baner.jpg
bottom of page