Fragment książki ks. Marcello Stanzione „O godnym przyjmowaniu Komunii Świętej”.
Dobry przykład Polski
Dzięki Fundacji Świętego Michała Archanioła z Krakowa, która przetłumaczyła na język polski i wydała około czterdziestu moich książek, co jakiś czas udaję się do Polski, by prowadzić wykłady i głosić kazania. W tym wschodnioeuropejskim narodzie zauważyłem co bardzo mnie podniosło na duchu, że podczas Mszy Świętej, w chwili konsekracji eucharystycznej, wszyscy wierni klęczą i prawie wszyscy przyjmują Ciało Chrystusa na kolanach i do ust. Sporadycznie zdarzało mi się widzieć kogoś przyjmującego Komunię Świętą na rękę.
Należy zwrócić uwagę, iż obyczaj przyjmowania komunii na rękę został wprowadzony bezpodstawnie i w sposób pospieszny w niektórych środowiskach Europy Środkowej przez Kościół zaraz po soborze watykańskim II, co zmieniało wiekową tradycję, a obecnie stało się pospolitą praktyką dla całego Kościoła. Zmiana ta miała służyć lepszemu odzwierciedlaniu Ewangelii i dawnego obyczaju Kościoła. Faktem jest, że skoro przyjmuje się komunię na język, to można przyjąć ją również na rękę, gdyż jest to równie godna część ciała. Niektórzy tłumaczą ten obyczaj, odwołując się do słów Jezusa: „Bierzcie i jedzcie”. Jakiekolwiek byłyby racje na poparcie tej praktyki, nie możemy ignorować tego, co dzieje się wszędzie tam, gdzie zostaje ona wprowadzona w życie. Gest ten przyczynia się do stopniowego osłabiania postawy uszanowania względem świętych postaci eucharystycznych. Dawny obyczaj lepiej wyrażał ten szacunek. Zamiast niego pojawił się natomiast alarmujący brak skupienia i duch powszechnego rozproszenia uwagi.
(...) Sądzę, że nadszedł czas, aby (...) rozważyć jeśli to konieczne odrzucenie obecnej praktyki, która w rzeczywistości nie była zalecana ani przez sam sobór, ani przez ojców soborowych, lecz została zaakceptowana po tym, jak bezpodstawnie wprowadzono ją w niektórych krajach. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek wcześniej konieczna jest pomoc wiernym w odnowieniu żywej wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa w postaciach eucharystycznych, aby wzmocnić samo życie Kościoła i bronić go pośród niebezpiecznych wypaczeń wiary, które ta sytuacja cały czas powoduje. Przyczyny takiego posunięcia powinny być nie tyle akademickie, co raczej duszpastersko-duchowe, jak również liturgiczne – krótko mówiąc, należy brać pod uwagę to, co lepiej podbudowuje wiarę. (...)
Naiwnością byłoby myśleć, że masoneria nie próbowała przeniknąć również do Kościoła katolickiego, a przynajmniej wpływać na jego wybory i decyzje, by ukierunkować je na masońskiego ducha i program. Już dwieście lat temu papież Leon XIII w encyklice Inimica vis wprost oskarżał: „Zbyt wielu już jest, również pośród naszych, takich, którzy zostali skłonieni do przystąpienia do sekty lub do udzielenia jej swojej pomocy w nadziei na osobiste korzyści bądź z nędznej ambicji”. Wiadomo na przykład, że w połowie lat siedemdziesiątych aż dwa razy kard. Benelli, ówczesny substytut w watykańskim Sekretariacie Stanu, a następnie arcybiskup Florencji, zlecił gen. Enricowi Minowi, komendantowi karabinierów, poufne śledztwo w sprawie domniemanego przystąpienia prałatów do masonerii. Różni duchowni potwierdzili, że generałowi który zbliżył się do katolicyzmu pod koniec lat siedem dziesiątych zostało nieoficjalnie powierzone zadanie dochodzenia w tej sprawie. Enrico Mino stwierdził autentyczność wykazów, które krążyły w Watykanie. W przypadku bp. Annibala Bugniniego podjęto działania: współtwórca reformy liturgicznej, zamiast otrzymać nominację kardynalską, został „zesłany” na nuncjaturę w Teheranie. Niestety katastrofalne zmiany wprowadzone przez niego do liturgii pozostały obowiązujące, a on sam będzie musiał na sądzie ostatecznym zdać rachunek przed Bogiem i wobec historii Kościoła za swe kontrowersyjne działanie odnośnie do reformy liturgicznej. (...)
Masoneria popiera i wprowadza działania na różnorodnych poziomach, aby niszczyć to, co jest szczególnie i niezłomnie katolickie, oraz by osłabiać lub likwidować podstawowe i zasadnicze punkty doktryny i/lub wiary katolickiej, jak na przykład właściwy sposób przyjmowania Komunii Świętej.
Kryzys Kościoła katolickiego
Powszechnie wiadomo o kryzysie Kościoła katolickiego, szczególnie w Europie. Możemy go zobaczyć wyraźnie na własne oczy. Podróżując po Europie, zwłaszcza w krajach tradycyjnie protestanckich, jak Anglia czy Holandia, można zobaczyć liczne kościoły opuszczone przez ich zgromadzenia protestanckie anglikańskie, luterańskie czy kalwińskie i zamienione na dyskoteki, puby, siłownie i inne miejsca świeckiej rozrywki, jeszcze gorszej, kiedy są to kluby ze striptizem czy sex-shopy.
W krajach o dawnej tradycji katolickiej, jak na przykład we Francji, Belgii czy obecnie również we Włoszech, tysiące kościołów zostaną prawdopodobnie zburzone, gdyż grożą zawaleniem z powodu braku funduszy na ich utrzymanie remonty, co z kolei jest skutkiem braku zarówno księży, jak i praktykujących wiernych.
Dlaczego religia chrześcijańska zajmuje coraz mniej miejsca w sferze publicznej? Dla chrześcijaństwa wojująca sekularyzacja jest tak samo niebezpieczna jak wojujący ateizm. Oba nurty mają na celu wykluczenie religii ze sfery publicznej i politycznej, pragnąc zamknąć ją w getcie i ograniczyć do rangi prywatnego, intymnego kultu. Jeśli spojrzymy obiektywnie na obecną destrukcję winnicy Pana, zauważymy, że w łonie Kościoła zrodziła się piąta kolumna (opisywana często, również przez samych duchownych, jako mafia) – grupa niszczycieli prawdziwej wiary katolickiej Kościoła, zdecydowanie świadomych swojego celu. Ewidentny jest fakt, że niektórzy księża, teologowie, biskupi oraz osoby świeckie, którzy w rzeczywistości stracili prawdziwą wiarę i cnoty, nie opuszczają Kościoła, lecz zachowują swoje stanowiska i bawią się w zbawców Kościoła we współczesnym świecie. Jest to bardzo podejrzany objaw. Dlaczego otwarcie z Kościoła nie odchodzą, jak uczynili to Voltaire, Renan i wielu innych? Należy zwrócić uwagę, że diaboliczne zniszczenie Kościoła jest dokonywane z dwóch różnych powodów. W jednym z dwóch przypadków jest to konspiracja mająca na celu podważenie autentycznej wiary Kościoła rzymskokatolickiego, zniszczenie Kościoła nie od zewnątrz, lecz od środka. To jest właśnie system piątej kolumny. Osoby, które podają się za katolików i zajmują stanowiska w hierarchii kościelnej, usiłują od środka zniszczyć Kościół pod pretekstem reform i postępu bądź fałszywego oddania ojcu świętemu i Tradycji. Jest to autodestrukcja katolicyzmu.
Są też ci, którzy nie chcą zniszczyć Kościoła jako takiego. Ich celem nie jest zniknięcie całego Kościoła, pragną go jedynie przekształcić, zrobić z niego coś całkowicie sprzecznego z jego pierwotnym znaczeniem i istotą. Mówimy tu o ontologicznej mutacji katolicyzmu. Grupa ta obejmuje wszystkich, którzy pragną uczynić z Kościoła Chrystusowego stowarzyszenie czysto humanitarne, którzy odzierają go z jego nadprzyrodzonego charakteru, którzy chcą go zsekularyzować i zdesakralizować, przeobrażając go w zwykłą organizację pozarządową. Z wrogami Kościoła łączy ich ta intencja, którą ukrywają pod przykrywką reform, postępu, ekologii, przystosowania do współczesnego człowieka. Nie chcą oni całkowicie zniszczyć Kościoła. Dla nich slogany reform i postępu nie są zwykłym wybiegiem, lecz celami, w które naprawdę wierzą. W takim przypadku mówimy o „katolickiej dobroduszności”.
Działalność tej grupy sprowadza się do tego samego rezultatu, choć powody działania są inne. Te osoby szczerze by się oburzyły, gdyby oskarżono je, że ich intencją jest zniszczenie Kościoła. Straciły one jednak wiarę chrześcijańską do tego stopnia, że nie pojmują już, że ta zsekularyzowana, humanitarna organizacja, w którą chcą przekształcić święty Kościół, nie ma nic wspólnego z Kościołem Chrystusowym oraz że gdyby zdołali osiągnąć swój cel, w rzeczywistości zniszczyliby Kościół.
Zdajemy sobie sprawę, że Kościół zmaga się z głębokim kryzysem. Pod hasłami nowego Kościoła, Kościoła posoborowego, często usiłuje się budować Kościół odmienny od tego stworzonego przez Jezusa Chrystusa, usiłuje się powołać stowarzyszenie antropocentryczne, któremu grozi immanentna apostazja i które pozwala się sprowadzić do bycia niczym więcej jak ruchem ogólnego zobojętnienia pod pretekstem odnowy, ekumenizmu czy przystosowania.
Ludzie ci usiłują objąć władzę w Kościele i promować następujące zmiany:
zniszczenie sakramentalnego kapłaństwa przez zastąpienie księdza „przewodniczącym", „katechetą", mogącym być w związku małżeńskim bądź nie, mężczyzną lub kobietą, którzy byliby wybierani przez zgromadzenie. Egzorcyści nie byliby już księżmi wyznaczanymi przez biskupa, lecz osobami świeckimi, domniemanymi charyzmatykami – w rzeczywistości często mitomanami i megalomanami;
zniszczenie hierarchii przez uczynienie z biskupa zwykłego „sługi miejsca”, którego zadaniem byłoby „uwierzytelnianie wspólnot chrześcijańskich" i ustanawianie pomiędzy nimi „braterskich relacji”;
zniszczenie Eucharystii przez sprowadzenie jej do „wspólnotowej wieczerzy”, znaku jedności zgromadzenia. Ani słowa o odnowieniu ofiary Chrystusa;
zniszczenie wiary Kościoła. Każda wspólnota może wymyślać własne wyznanie wiary według swojego uznania. Jezus jest tu tylko człowiekiem, największym z proroków. Zmartwychwstanie staje się zwykłą „subiektywną nieśmiertelnością". Chrystus „żyje” w takiej mierze, w jakiej ludzie żyją Jego słowem. Nie ma już zaświatów. Królestwo Boże realizuje się na ziemi dzięki wysiłkom bojowników, którzy walczą przeciwko uciskowi, niesprawiedliwości i nędzy;
zniszczenie nauki moralnej Kościoła. By człowiek się otworzył, należy zlikwidować „wykluczające” pojęcie grzechu. Wierność małżeńska jest „możliwością”, obok innych. Rozwodnicy, osoby dokonujące aborcji, jak również osoby homoseksualne miałyby być nosicielami „wartości” w takiej mierze, w jakiej mają odwagę przyjąć na siebie odpowiedzialność i tym podobne.
Ospałość pasterzy
Jedną z najbardziej przerażających chorób, tak szeroko rozpowszechnionych w dzisiejszym Kościele, jest ospałość tych, którzy w jego łonie powinni czuwać nad depozytem wiary. Nie mam tu na myśli tych biskupów, którzy są członkami piątej kolumny, którzy działają w celu zniszczenia Kościoła od środka lub którzy chcą przeobrazić go w coś zupełnie odmiennego, co sprowadza się do zniszczenia prawdziwego Kościoła. Myślę tu o biskupach dużo liczniejszych, którzy nie mają bynajmniej takich intencji, lecz którzy – kiedy powinni wystąpić przeciwko heretyckim bądź niemoralnym teologom i księżom czy też przeciwko bluźnierczym przemianom liturgii – nie robią użytku ze swego autorytetu lub też zamykają oczy i chowając głowę w piasek, ignorują chaos, jak również głos sumienia, który powinien skłonić ich do wypełniania obowiązków. Obawiają się oni ataków ze strony prasy i innych środków masowe go przekazu oraz uznania za reakcjonistów, osoby krótkowzroczne, o średniowiecznych poglądach, ograniczone umysłowo. Obawiają się bardziej ludzi niż Boga. Dobrze przystaje do nich stwierdzenie św. Jana Bosko: „Moc złych żywi się tchórzostwem dobrych”.
Ospałość tę widzimy pośród rodziców, pośród rektorów uniwersytetów, dyrektorów szkół katolickich i wielu innych organizacji, sędziów i rządzących. Fakt, że choroba ta przeniknęła również do Kościoła, jasno pokazuje, że walka przeciwko duchowi świata pod hasłem „uaktualnienia” ustąpiła miejsca rozprężeniu i oddaniu się duchowi czasów. Wyobraźmy sobie najemnika, który opuszcza swoje stado i zostawia je na pastwę wilków – taki sam skutek ma ospałość biskupów i przełożonych zgromadzeń zakonnych, którzy nie mają odwagi występować przeciwko najbardziej ewidentnym herezjom i wszelkiego rodzaju zamętowi w swoich diecezjach i zgromadzeniach. Szczególnie oburzające jest to, że niektórzy biskupi wykazujący się tym bezwładem wobec heretyków przyjmują autorytatywną postawę względem wiernych, którzy walczą o ortodoksję w Kościele, względem tych prawdziwych wierzących, którzy czynią to, co oni sami powinni robić.
Komunia na rękę jako część protestantyzacji katolicyzmu
Urodziłem się w 1963 roku, wstąpiłem do seminarium w 1983 i przyjąłem święcenia kapłańskie w roku 1990. Moja formacja teologiczna nie była absolutnie „konserwatywna” czy „przedsoborowa”, lecz już od dziecka instynktownie czułem się niekomfortowo, przyjmując Komunię Świętą na rękę, a później udzielając jej w ten sposób. Kilka lat temu rozmawiałem podczas kolacji z kard. Arianzem, ówczesnym prefektem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Na pytanie jednego z biesiadników o współczesny obyczaj udzielania komunii na rękę, kardynał zdecydowanie stwierdził, że gdyby to on zasiadał w komisji, która miałaby o tym zdecydować, zagłosowałby przeciwko. Przez wieki wybitni teologowie i wielcy mistycy uczyli nas, że Eucharystia jest naprawdę Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem Jezusa Chrystusa.
W XVI wieku reformatorzy protestanccy w swoim nowym kulcie chrześcijańskim ustanowili komunię na rękę, aby utwierdzić swoje dwie podstawowe herezje:
Absolutnie nie wierzyli, że zachodzi transsubstancjacja. Uznawali wykorzystywany chleb za zwykły chleb. Innymi słowy, utrzymywali, że realna obecność Chrystusa w Eucharystii jest tylko „papieskim przesądem” oraz że chleb jest tylko zwykłym chlebem i każdy może go dotykać.
Twierdzili ponadto, że szafarz Eucharystii nie jest odmienny w swej naturze od osób świeckich. Tymczasem doktryna katolicka uczy, że sakrament święceń kapłańskich obdarza człowieka mocą duchową, sakramentalną, czyli odciska na jego duszy niezatarty ślad i czyni go zasadniczo odmiennym od osób świeckich. Szafarz protestancki przeciwnie – jest zwykłym człowiekiem, który tylko przewodzi hymnom i głosi kazania, aby wspierać przekonania wiernych. Nie może on przeistaczać chleba i wina w Ciało i Krew naszego Pana, nie może błogosławić, nie może odpuszczać grzechów – słowem nie może czynić niczego innego ponad to, co mogłaby wykonać jakakolwiek zwykła osoba świecka. Nie jest on zatem pośrednikiem łaski nadprzyrodzonej.
Wprowadzenie udzielania komunii na rękę w protestantyzmie było prostym sposobem, by zamanifestować negację wiary w realną obecność Chrystusa w Eucharystii oraz odrzucenie kapłaństwa sakramentalnego. Krótko mówiąc – był to sposób na odrzucenie całego katolicyzmu.
Od tamtej pory komunia na rękę nabyła znaczenia wyraźnie antykatolickiego.
Papież Paweł VI przeciwko komunii na rękę
Była to praktyka ewidentnie antykatolicka, oparta na negacji realnej obecności Chrystusa w Eucharystii oraz na odrzuceniu kapłaństwa. Po soborze watykańskim II niektórzy holenderscy księża katoliccy o protestanckiej mentalności zaczęli udzielać komunii na rękę, naśladując praktykę protestancką. Niektórzy biskupi zamiast wypełnić swój obowiązek i potępić to nadużycie, okazali tolerancję i pozwolili, aby nadużycie to było kontynuowane w sposób niekontrolowany, na skutek czego praktyka ta rozprzestrzeniła się również w Niemczech, w Belgii oraz we Francji. Choć niektórzy biskupi wydawali się obojętni na ten skandaliczny zwyczaj, większość wiernych świeckich uznała to za zniewagę. To właśnie oburzenie znacznej liczby wiernych skłoniło papieża Pawła VI do podjęcia inicjatywy mającej na celu zweryfikowanie opinii biskupów z całego świata w tej kwestii. Biskupi wypowiedzieli się jednogłośnie za utrzymaniem tradycyjnej praktyki udzielania komunii na język. Pragnę też zwrócić uwagę, że w tamtych czasach nadużycie udzielania komunii na rękę było ograniczone do kilku krajów europejskich. Nie dotarło jeszcze wtedy do Stanów Zjednoczonych ani do Ameryki Łacińskiej.
Papież Paweł VI opublikował wtedy, 28 maja 1969 roku, dokument zatytułowany Memoriale Domini, w którym stwierdzał:
Biskupi z całego świata są prawie wszyscy jednogłośnie przeciwni udzielaniu komunii na rękę.
Powinien zostać zachowany ten sposób rozdawania Komunii Świętej, czyli ksiądz ma kłaść Hostię na język przyjmujących komunię.
Komunia udzielana na język w żaden sposób nie odbiera godności temu, który ją przyjmuje.
Wszelkie zmiany mogą doprowadzić do braku poszanowania względem Eucharystii oraz jej profanacji, jak również do stopniowego naruszenia właściwej doktryny.
W dokumencie czytamy ponadto: „Najwyższy Pasterz stwierdza, że tradycyjny, dawny sposób podawania Komunii Świętej wiernym nie powinien zostać zmieniony. Stolica Apostolska usilnie namawia więc biskupów, księży oraz wiernych do gorliwego przestrzegania tego prawa”. Lecz ponieważ była to epoka kompromisu, dokument zawiera zarodek samozniszczenia: dalej w Instrukcji czytamy, że tam, gdzie nadużycie to się już utrwaliło, może być zalegalizowane większością dwóch trzecich głosów w tajnym głosowaniu Krajowej Konferencji Episkopatu (oraz pod warunkiem, że Stolica Apostolska zatwierdzi następnie tę decyzję).
Komunia na rękę wprowadzona w nieposłuszeństwie i utwierdzona przez oszustwo
Okazało się to zapisem korzystnym dla tych, którzy popierali komunię na rękę. Należy podkreślić, że Instrukcja mówiła: „tam, gdzie nadużycie już się utrwaliło”, więc kraje, w których praktyka ta jeszcze się nie rozwinęła zostały oczywiście wykluczone z tego pozwolenia. Do tej kategorii należały wszystkie kraje anglojęzyczne, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi.
Oczywiście duchowieństwo o protestanckiej i neomodernistycznej mentalności w innych krajach (również we Włoszech) uznało, że skoro ta zmiana mogła zostać zalegalizowana w Holandii, mogła zostać zalegalizowana wszędzie. Pomyśleli, że gdy zignoruje się Memoriale Domini i rzuci wyzwanie prawu liturgicznemu Kościoła, przewrót ten nie tylko będzie tolerowany, ale w końcu się uprawomocni. Tak się rzeczywiście stało i dlatego właśnie obecnie praktykuje się udzielanie komunii na rękę.
Komunia na rękę została więc nie tylko wprowadzona w nieposłuszeństwie, lecz także utrwalona za pomocą oszustwa. W latach siedemdziesiątych zaczęto szerzyć wśród nieświadomego ludu propagandę udzielania komunii na rękę za pośrednictwem kampanii półprawd, które:
Dawały katolikom fałszywe przeświadczenie, że Sobór Watykański II udzielił pozwolenia na to nadużycie, choć w rzeczywistości w żadnym z dokumentów soborowych nie ma na ten temat żadnej wzmianki.
Nie mówiły wiernym, że praktykę tę rozpoczęło duchowieństwo o mentalności filoprotestanckiej i filomasońskiej, pogardzające ustalonym prawem liturgicznym, lecz dawały do zrozumienia, jakoby miała to być prośba ze strony wiernych świeckich.
Nie wyjaśniały, że kiedy poproszono biskupów z całego świata o opinię, jednogłośnie głosowali oni przeciwko udzielaniu komunii na rękę.
Nie wspominały o fakcie, że pozwolenie miało być jedynie tolerowaniem nadużycia tam, gdzie już się ono zakorzeniło w 1969 roku. Instrukcje nie otwierały bynajmniej drogi, aby praktyka rozpowszechniła się w innych krajach, jak Włochy czy Stany Zjednoczone.
Łamanie sumień księży
Doszliśmy do tego, że komunia na rękę jest przedstawiana jako lepszy sposób przyjmowania Eucharystii. Większość dzieci katolickich zostaje źle pouczona, by przyjmować pierwszą komunię na rękę. Wiernym mówi się, że jest to praktyka dobrowolna i że jeśli im się to nie podoba, to mogą w dalszym ciągu przyjmować komunię na język. Tragiczne jest w tym to, że choć jest to fakultatywne dla wiernych, to nie jest fakultatywne dla duchowieństwa. Księża są wprost nauczani, aby udzielać komunii na rękę, czy im się to podoba, czy nie, wszystkim, którzy o to proszą. Pogrąża to wielu księży w dręczącym kryzysie sumienia.
Ewidentne jest więc, że żaden ksiądz nie może być prawomocnie zmuszony do udzielania komunii na rękę. Musimy się modlić, aby jak największa liczba księży miała odwagę strzec czci należnej temu sakramentowi, aby nie byli więzieni w fałszywym posłuszeństwie i nie musieli się przyczyniać do zatraty poczucia sakralnej obecności Chrystusa w Eucharystii. Księża muszą znaleźć odwagę, by zwalczać tę nową praktykę stanowiącą część tajnej strategii protestantyzacji katolicyzmu, pamiętając, że papież Paweł VI słusznie przepowiedział, że komunia na rękę doprowadzi do braku poszanowania i profanacji
Eucharystii oraz do stopniowych uchybień względem właściwej doktryny. To bezprawne nadużycie tak mocno się zakorzeniło w miejscowej tradycji, że nawet papież Jan Paweł II nie zdołał z nim wygrać pomimo próby stanięcia mu na przeszkodzie. W swoim liście Dominae Cenae z 24 lutego 1980 roku papież Jan Paweł II potwierdził naukę Kościoła mówiącą, że „dotykanie świętych postaci i podawanie ich własnymi rękami jest przywilejem osób konsekrowanych”. Z niewiadomego powodu dokument ten nie zawierał jednak żadnej groźby kar dla osób świeckich, księży czy biskupów, którzy ignorowaliby obronę zwyczaju udzielania komunii na język, jak chciał papież. Prawo bez kary nie jest prawem, lecz jedynie sugestią. Liczni członkowie kleru z krajów zachodnich przyjęli dokument Jana Pawła II jako sugestię niedocenioną i niestety lekceważoną.
Dotykanie i rozdawanie Chrystusowego Ciała należy do kapłana
Ojcowie soboru trydenckiego określili Boży Sakrament z precyzją i dbałością. Święty Tomasz z Akwinu nauczał, że sakramentowi temu należna jest cześć, a dotykanie i udzielanie go należy wyłącznie do księdza bądź diakona. Przez wieki katoliccy rodzice w domach, podobnie jak zakonnice w szkołach i katechetki w parafiach, nauczali, że dotykanie Hostii przez każdego, kto nie jest księdzem bądź diakonem, jest świętokradztwem. Przez wieki papieże, biskupi i księża nauczali nas tego samego, nie tyle słowami, ile przykładem, szczególnie podczas celebrowania Mszy Świętej zgodnie z rytem św. Piusa V, w którym ksiądz każdym gestem okazywał głęboki szacunek dla Boskiego Sakramentu będącego prawdziwym Ciałem Chrystusa.
Wprowadzenie komunii na rękę dowodzi nie przestrzegania tego, czego nasi ojcowie przez wieki nas nauczali. I chociaż ta praktyka za zgodą Soboru Watykańskiego II została wprowadzona i błędnie przedstawiona jako autentyczny rozwój liturgiczny, w rzeczywistości komunia na rękę nie tylko nie jest autentycznym rozwojem liturgii narzuconym przez Sobór Watykański II, ale też świadczy o całkowitym nieposłuszeństwie i po gardzie względem wieków nauczania i praktyki.
Komunia na rękę została wprowadzona pod przykrywką fałszywego ekumenizmu, któremu pozwolono wzrastać dzięki słabości władz kościelnych. Została zaakceptowana jako liturgiczny nakaz naszych czasów poprzez kompromisy oraz fałszywą ideę tolerancji i doprowadziła do braku poszanowania oraz obojętności względem Najświętszego Sakramentu.
Komunia na rękę nie jest wspomniana w żadnym z szesnastu dokumentów Soboru Watykańskiego II, w ogóle nie poruszono tej kwestii podczas debat soborowych. Przed soborem nie ma historycznego świadectwa mówiącego o tym, aby jacyś biskupi, księża bądź osoby świeckie zwróciły się z prośbą o wprowadzenie udzielania komunii na rękę. Przeciwnie – ktokolwiek wzrastał w Kościele przedsoborowym, pamięta naukę, że dotykanie poświęconej Hostii przez kogokolwiek, kto nie jest księdzem, to świętokradztwo.
Podkreśla to nauka św. Tomasza z Akwinu zawarta w jego Sumie teologicznej. Wyjaśniał on:
Są trzy powody, dla których rozdawnictwo Chrystusowego Ciała należy do kapłana. Po pierwsze, jak wiemy, kapłan konsekruje Eucharystię z ramienia Chrystusa. Chrystus sam konsekrował swe Ciało na Ostatniej Wieczerzy, podobnie też sam dawał je do spożywania. Toteż zarówno konsekrowanie Ciała Chrystusa, jak i Jego rozdawnictwo należy do kapłana. Po drugie, kapłan pełni rolę łącznika między Bogiem a ludem. Toteż jak do niego należy ofiarowanie Bogu darów ludu, tak też do niego należy przekazywanie ludowi darów uświęconych mocą Bożą. Po trzecie, uszanowanie dla sakramentu Eucharystii wymaga, by dotykały się go tylko przedmioty konsekrowane. Toteż konsekruje się korporał i kielich, a także ręce kapłana, ujmujące ten sakrament. Dlatego bez koniecznej potrzeby nie godzi się dotykać tego sakramentu innym osobom, chyba że domaga się tego podniesienie upuszczonej Hostii lub jakaś inna konieczność.
Święty Tomasz, który w Kościele jest księciem teologów i którego Suma teologiczna podczas soboru trydenckiego była ustawiona na ołtarzu tuż obok Pisma Świętego, wyraźnie naucza, że do księdza i tylko do niego należy dotykanie i rozdawanie poświęconej Hostii, gdyż tylko to, co jest konsekrowane (ręce kapłana), może dotykać Eucharystii.
Komunia na rękę była praktykowana w starożytnym Kościele, ale uwaga: mężczyźni mogli otrzymywać Eucharystię na rękę, natomiast kobiety nie mogły przyjmować jej bezpośrednio na gołe ręce, lecz musiały przykryć je chustą zwaną dominicale. W IV wieku św. Cyryl Jerozolimski nauczał wiernych, że Najświętszy Sakrament należy przyjmować z najwyższą czcią i uwagą. Mówił:
Uważajcie, aby jej nie zgubić, gdyż gdybyście ją zgubili, doznalibyście straty, tak jak gdyby to był jeden z członków waszego ciała. Powiedzcie mi: gdyby ktoś dał wam złoty pył, czy nie staralibyście się o niego dbać z największą uwagą, aby go nie zgubić ani nie doznać żadnej straty? Tak samo czy nie chcielibyście być bardziej ostrożni, aby nawet okruszek nie upadł z tego, co cenniejsze jest od złota i drogocennych kamieni?
Wydaje się ewidentne na podstawie tego stwierdzenia, że w IV wieku, kiedy nasz Kościół znajdował się w fazie rozwoju, chociaż praktyka ta była dozwolona, wielki święty, Cyryl, ojciec i doktor Kościoła, przestrzegał wiernych, twierdząc, że powinni otrzymywać Najświętszy Sakrament z najwyższym poszanowaniem.
Z biegiem czasu, w miarę jak dzięki prowadzeniu Ducha Świętego szacunek i rozeznanie prawdziwej natury Najświętszego Sakramentu wzrastały i się doskonaliły, praktyka kładzenia Hostii na język osoby przyjmującej komunię stawała się coraz bardziej rozpowszechniona, tak aby nie było nawet najmniejszej możliwości, by najdrobniejszy okruszek upadł na ziemię i został sprofanowany.
Komunia na rękę została potępiona jako nadużycie przez synod w Rouen w roku 650, można więc ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, że dzięki pragnieniu większego poszanowania i w obronie przed profanacją normą stało się przyjmowanie Eucharystii na język. Jest również obiektywnym faktem, że większość biskupów, w tym także Paweł VI, a następnie również Jan Paweł II oraz Benedykt XVI, nie popierała komunii udzielanej na rękę. Kto chciałby zgłębić ten temat, może posłużyć się książką Dominus est bp. Schneidera z przedmową ówczesnego sekretarza Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Malcolma Ranjitha.
Dla mnie sakramenty są najcenniejszymi klejnotami, jakie Kościół katolicki posiada, a Eucharystia jest największym z sakramentów: we wszystkich pozostałych sakramentach otrzymujemy łaskę sakramentalną, natomiast w Eucharystii otrzymujemy samego Chrystusa. Oczywiste jest zatem, że ten sakrament jest największy w Kościele, a więc musi być traktowany z należytym szacunkiem i czcią. Wszystkie te środki zapobiegawcze, wykorzystywane przez wieki, aby uniemożliwić profanację, są niezbędne dla życia Kościoła i uświęcenia wiernych.
Komunia na rękę ułatwiła świętokradcze kradzieże i profanacje
Często słyszymy naszych biskupów skarżących się, że w dzisiejszych czasach zagubiło się poczucie świętości. Tymczasem świadomość świętości znajdujemy tam, gdzie z najwyższą uwagą strzeże się czci względem Najświętszego Sakramentu. Poczucie świętości nie zostało zagubione, lecz przez niektórych świadomie odrzucone. Wielowiekowa nauka, że tylko księża mogą dotykać poświęconej Hostii, że ręce kapłana są w tym celu konsekrowane oraz że żadne środki nie są zbyt przesadzone, by strzec poszanowania i uniknąć profanacji, nieprzypadkowo została przyjęta w liturgii Kościoła. Rzeczywiście komunia na rękę zwiększa ryzyko upadku Hostii lub pokruszenia fragmentów Ciała Eucharystycznego, naraża Najświętszy Sakrament na świętokradcze kradzieże i potworne profanacje ze strony sekt satanistycznych bądź niezrównoważonych psychicznie wiernych. Podczas lektury autobiografii byłej satanistki, która powróciła na łono wiary katolickiej, poruszyło mnie jej świadectwo na temat bluźnierczych kradzieży Eucharystii. Przytoczę słowa Micheli:
Zezwolenie wiernym na przyjmowanie komunii na rękę stanowiło dla sekt satanistycznych prawdziwy punkt zwrotny. Jak dowiedziałam się później, przy jęcie tego obyczaju było żywo dyskutowane w Kościele. Paweł VI, przyjmując opinię większości biskupów, z którymi się konsultował, opowiedział się po stronie komunii na język. Przyznał wolność wyboru jedynie konferencjom episkopatów tych krajów, w których obyczaj ten już się rozwinął, czyli w praktyce Holandii i Belgii. We Włoszech wielokrotnie proponowano tę praktykę, lecz natrafiała ona na silny sprzeciw, któremu przewodził arcybiskup Genui Giuseppe Siri. Pewien ekspert wyjaśnił mi potem, że kilka dni po śmierci kard. Siriego (2 maja 1989 roku) odbyło się tradycyjne doroczne zgromadzenie biskupów włoskich (15-19 maja 1989 roku). Zaledwie jednym głosem, korzystając z nieobecności wielu biskupów, została przegłosowana decyzja dająca możliwość udzielania Eucharystii na rękę również w diecezjach włoskich. Nowość ta zaczęła być wprowadzana w kościołach, począwszy od 3 grudnia 1989 roku, i od tamtej pory kradzież Hostii to bułka z masłem. Dzisiaj często myślę, że gdyby katolicy wierzyli w realną obecność Jezusa Chrystusa w poświęconej Hostii, tak jak wierzą w nią sataniści, świat z pewnością byłby dużo prężniej ewangelizowany.
Należyty szacunek względem Najświętszego Sakramentu
Przez wieki księża byli przygotowywani do odprawiania Mszy Świętej według ściśle określonych zasad w celu zachowania należytego szacunku względem Najświętszego Sakramentu. Reguły te były szczegółowe i obowiązujące. W rytuale rzymskim każdy ksiądz musiał ich przestrzegać z najwyższą dokładnością. Ci, którzy przygotowywali się do bycia księżmi, nie tylko musieli się ich nauczyć, ale i w nich doskonalić.
Oto, przykładowo, niektóre z reguł odnoszących się do starodawnej mszy po łacinie: od chwili, w której kapłan wypowiada słowa konsekracji nad Świętą Hostią, powinien trzymać kciuk i palec wskazujący złączone, a kiedy podnosi kielich, przewraca strony mszału czy otwiera tabernakulum, palcami tymi nie może dotykać niczego innego jak tylko Hostii. Na koniec mszy ksiądz czyści patenę korporałem nad kielichem tak, że gdyby został na niej choćby najdrobniejszy okruszek, zostałby zebrany i w poszanowaniu spożyty. Po komunii kapłan myje dłonie w kielichu, wodą i winem, które zostają później z szacunkiem spożyte, aby najmniejszy fragment nie został zbezczeszczony.
Reguły te nie świadczą więc o przesadnych, paranoicznych skrupułach, lecz o tym, że Kościół z przekonaniem wierzył, iż podczas Mszy Świętej chleb i wino stają się Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem Jezusa Chrystusa i że żadne środki ostrożności nie są przesadne, aby mieć pewność, że nasz Pan w Najświętszym Sakramencie jest traktowany z pełnym szacunkiem i czcią należnymi Jego Majestatowi.
Czy reguły te, mające na celu ukazanie szacunku, mogą zostać zaostrzone? Prawdziwa odnowa katolicka pozostawiłaby te gesty okazujące szacunek bez zmian lub jeszcze by je natężyła. Przekreślenie ich bez usprawiedliwienia bądź przekonującego argumentu, co miało miejsce w ostatnich latach, nie jest znakiem autentycznej odnowy katolickiej. Co gorsza, wprowadzenie komunii na rękę czyni te zasady podobnymi do przesądnego i neurotycznego sentymentalizmu pozbawionego realnych podstaw – to kolejny wyraz braku wizji historycznej i oznaka pogardy dla tego, czego przez wieki nauczali nas ojcowie Kościoła.