Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać. (J 21,25)
Fragmenty książki "Oczami Jezusa" – opowieść o życiu Jezusa na podstawie mistycznych objawień C. A. Amesa.
Przy śpiewie i wspólnej modlitwie czas podróży wydał się o wiele krótszy. Nie zauważyliśmy nawet, gdy zapadł zmierzch i nastał czas wieczornego spoczynku. Jakiż to był wspaniały dzień! Moi uczniowie cali pochłonięci modlitwą i uwielbieniem. Byłem bardzo szczęśliwy.
Gdy siadaliśmy przy ognisku, zobaczyłem, że Moi uczniowie są zmęczeni. Sądzili, że zmęczenie to było spowodowane marszem. Nie rozumieli, że ich modlitwa również miała w tym swój udział, bowiem gdy się modlą, biorą udział w walce między dobrem a złem... walce nieustannej. Zmęczenie, które ta walka powoduje, jest zmęczeniem duchowym, zmęczeniem, którego wielu nie rozpoznaje. Często wydaje się, że jest ono wynikiem fizycznego trudu, jaki podejmuje się w ciągu dnia. Bywa, że nie zauważa się zmęczenia ducha!
Tak jak zmęczone ciało potrzebuje odpoczynku, tak też jest i z duchem. Tak jak głodne ciało potrzebuje pożywienia, tak jest i z duszą. Ale ilu jest ludzi, nawet wśród tych pobożnych, którzy tego nie rozumieją. Zwróciłem się do Moich uczniów, mówiąc:
– Zbierzcie się i chwyćcie za ręce, pragnę bowiem modlić się do Ojca, by Duch Święty udzielił wam siły potrzebnej do tego, byście byli Moimi uczniami – uczynili, jak prosiłem, trwając bez słowa w oczekiwaniu.
– Ojcze, proszę Cię teraz, byś przez Ducha Świętego umocnił tych, których Mi dałeś, tak by mogli iść drogą wolni od zmęczenia.
Gdy wypowiedziałem te słowa, duch każdego z moich uczniów został dotknięty i odnowiony przez miłość Ducha Świętego. Tak wzmocnieni, spali głęboko aż do rana. Przyglądając się im, widziałem wielu z tych, którzy pójdą... którzy będą trudzić się duchowo i fizycznie, nie wiedząc nawet o tym.
Wiedziałem także, że nie zabraknie pokarmu dla wzmocnienia ich sił, ten bowiem będzie im dany wraz z Moją wieczną ofiarą, która pokrzepi ich ducha i zbawi dusze. Wystarczy tylko, by przyjęli ten dar i by z niego jedli z wiarą… z wiarą, w świetle której ujrzą Mnie obecnego w każdym ofiarowaniu, z wiarą, która otwiera serce na Boga.
Powstaliśmy ze snu i rozpoczęliśmy wspólną modlitwę, ofiarowując nowy dzień Ojcu z dziękczynieniem, prosząc Go, by Jego wola działa się w naszym życiu. Przemówił Jakub:
– Panie, dlaczego musimy wciąż i wciąż ofiarowywać nasze życie Bogu?
– Mój przyjacielu, ofiarowujemy Bogu nasze życie każdego dnia, by nie zapomnieć, że żyjemy z i dla woli Bożej. Kiedy byłeś dzieckiem – powiedziałem, gdy Judasz przerwał, wtrącając:
– On wciąż nim jest, wciąż jest, Panie – śmiał się przy tym z własnego żartu, a pozostali milczeli.
Jakub szybko zareagował:
– Może i jestem młody, ale przynajmniej bez przerwy nie narzekam ani nie zatrzymuję dla siebie tego, czym należy się dzielić.
– Jakubie, nie wpadaj w gniew – powiedziałem – Boży człowiek powstrzymuje swój gniew i panuje nad sposobem mówienia. A jeśli chodzi o ciebie, Judaszu, nie żartuj sobie z innych, gdyż jest to grzechem. Poczucie humoru nie oznacza, że mamy innych pomniejszać. Humor winien wiązać się z radością i nigdy nie powinien ranić innych.
Judasz, zasmucony, powiedział:
– Przepraszam, Panie. Już tak więcej nie postąpię.
Ale Ja wiedziałem, że się myli. Mówiłem dalej:
– Słuchajcie, nie tylko ty, Jakubie, ale wy wszyscy, słuchajcie. Gdy byliście dziećmi, ileż to razy mówiliście waszym rodzicom, że ich kochacie? Czy za każdym razem w ten sposób ich nie uszczęśliwialiście? Ileż to razy wasi rodzice mówili wam, że was kochają? Bez względu na to, ile razy wam to mówili, pragnęliście słyszeć te słowa, bo niosły wam radość i bezpieczeństwo. I tak samo jest z Ojcem. On czeka na każde słowo miłości i każdego wysłuchuje. Nieważne, ile razy mówicie Mu, że Go kochacie, On słucha i raduje się. Wtedy Ojciec odwzajemnia się, dając wam Swoją miłość, w której odnajdujecie pokój i bezpieczeństwo. Wtedy poznajecie, że w miłości Bożej nic złego wam się stać nie może. Zrozumcie więc, że dobrze jest każdy dzień ofiarować Ojcu z miłością, bo jest to dla Niego samą radością. Przynosi to także wam ukojenie i bezpieczeństwo, gdy wiecie, że każda chwila należy do Boga i że On jest z wami przez cały dzień.
– Chwalmy więc Boga – powiedział Mateusz, wyraźnie podekscytowany.
– Otwórzmy nasze serca dla Pana – wtórował Jan. Szymon rozpoczął głośną modlitwę:
– Ojcze, kocham Cię, kocham Cię.
Po chwili każdy chwalił Boga z radością; każdy z wyjątkiem Judasza, który sprawiał wrażenie, że chciałby być gdzie indziej.
– Czasem – powiedziałem – dobrze jest zdyscyplinować swoje ciało. Gdy pościsz, łatwiej jest wznieść ducha do modlitwy. Czasem taka dyscyplina jest konieczna jako przygotowanie na czas próby, bo gdy dyscyplinujesz ciało, ćwiczysz zarazem umysł. Gdy umysł jest w ten sposób wzmocniony i gdy masz nad nim kontrolę, łatwiej jest pokonać zło, gdy stanie na twej drodze. Łatwiej jest wtedy przetrzymać czas próby i łatwiej jest zdobyć się na poświęcenie dla innych, gdy zajdzie taka konieczność. Spójrz na post jak na dar łaski, a nie jak na karę. Gdy tak postąpisz, dni będą mijać pośród radości, a nie będą torturą; w ten sposób post będzie stanowił jeszcze jedną okazję do ofiarowania twojej modlitwy Ojcu.
Moi uczniowie spojrzeli na Mnie, zgadzając się z tym, co powiedziałem. Judasz nawet zdobył się na uśmiech, ale widziałem, ze ukradkiem przeżuwa kawałek chleba, który ukrył pod płaszczem. Tak trudno Judaszowi było zrozumieć wartość dyscypliny.
Gdy wstałem następnego ranka, czułem w Sobie dość siły na podjęcie trudów nadchodzącego dnia. Wiedziałem, że to będzie ciężki dzień. Moi uczniowie zjedli już obfite śniadanie. Wyglądało na to, że Judasz nigdy nie zaspokoi swego apetytu. Ja zjadłem kawałek chleba i niczego więcej już nie było Mi potrzeba. Naraz Judasz z ustami pełnymi jedzenia powiedział:
– Jezusie, nie zjadłeś zbyt dużo, będziesz później głodny – ostrzegał Mnie.
– Najadłem się już – odparłem, lecz zanim skończyłem mówić, Judasz zdążył Mi przerwać, a gdy mówił, opluł Mnie kawałkami jedzenia ze swoich ust.
– Teraz Ci się tak wydaje, ale zaczekaj trochę. Włożył sobie jeszcze więcej jedzenia do ust i napił się wody.
– Ja zawsze pilnuję, żeby się najeść.
Ile w tych słowach prawdy, pomyślałem, i jest tak nawet kosztem innych.
Po posiłku udaliśmy się do pobliskiej studni, aby się umyć. Były tam dwie kobiety z pobliskiego gospodarstwa. Gdy podeszliśmy do nich, jedna z nich, młoda dziewczyna, powiedziała:
– Czy mogę wam pomóc? Proszę, pozwólcie mi nabrać dla was wody.
Wzięła nasze pojemniki i zaczęła je napełniać wodą.
– Dziękuję ci za twoją życzliwość – powiedziałem, odbierając od niej pojemnik.
– Tak, dziękujemy – mówili Moi uczniowie, gdy każdy z nich odbierał od niej swoje naczynie.
– Dokąd podróżujecie? – spytała druga kobieta.
– Do Jerozolimy – odparł Piotr.
– To długa droga – powiedział młoda kobieta, która dała nam wodę. – Zajmie wam jakiś czas.
– Nie ma znaczenia, jak długo będziemy podróżować – powiedziałem – tyle możemy zrobić po drodze.
Starsza kobieta spojrzała na Mnie, mówiąc:
– Jeśli nic was nie goni, może zaszlibyście do naszego gospodarstwa? Byłaby tam dla was praca. Ojciec jest już stary i nasz brat sam nie daje rady. Już jest spóźniony z zasiewem, nawet przy naszej pomocy. Dalibyśmy wam jedzenie i zapłacilibyśmy wam – proponowała.
Odezwał się Piotr:
– Chcielibyśmy pomóc, ale musimy iść do Jerozolimy.
– Ale to zajęłoby zaledwie dwa lub trzy dni, może nawet mniej, gdybyście wszyscy pomogli – powiedziała młodsza z kobiet błagalnym głosem.
– Sądzę, że możemy się tu zatrzymać – powiedziałem – ale tylko na dwa dni i nie dłużej, bo mamy wiele do zrobienia.
– Dziękujemy Ci, dziękujemy Ci – mówiły na raz obydwie kobiety, wyraźnie uszczęśliwione.
– Wróćcie po wasze rzeczy i idźcie za nami – powiedziała starsza.
Wróciliśmy na miejsce naszego postoju. W czasie drogi Piotr spytał:
– Czy to mądre, Panie?
– Piotrze, oni potrzebują naszej pomocy. Nie wolno nam nikomu odmawiać pomocy – odpowiedziałem.
– Tak, Panie – powiedział posłusznie Piotr.
Zebrawszy nasze rzeczy, wróciliśmy do kobiet. Gdy dotarliśmy na miejsce, właśnie rozmawiały. Starsza z nich zwróciła się do nas słowami:
– Dobrze będzie mieć towarzystwo. Nie widujemy zbyt wielu ludzi w naszym gospodarstwie, bo wciąż jesteśmy zajęte pracą.
– Tak – przytaknęła młodsza kobieta – nawet do miasta nie chodzimy za często.
Jakub podszedł do młodszej z kobiet, która była mniej więcej w jego wieku.
– Wyglądasz na osobę, która ciężko pracuje. Czasem jednak dobrze jest trochę odpocząć, bo jeśli się tylko pracuje, życie może stać się ciężarem – powiedział.
Uśmiechnąłem się, bo zobaczyłem w Jakubie człowieka, który zaczynał rozumieć prawdziwy sens życia.
Dziewczyna zareagowała na słowa Jakuba uśmiechem.
– Łatwo powiedzieć, ale gdy ma się chorego ojca i brata kalekę, który niewiele może zrobić, życie bywa ciężarem.
Jakub zaczerwienił się, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Nie bądź zmieszany. Życie nie jest łatwe – powiedziała bez wyrzutu starsza kobieta i zaczęła prowadzić nas do gospodarstwa.
Szliśmy w milczeniu. Jakub zdawał się zbyt przejęty, by ponownie odezwać się po poprzedniej rozmowie.
– Pomódlmy się – powiedziałem, po czym wszyscy rozpoczęliśmy modlitwę do Ojca. Do modlitwy włączyły się nawet kobiety. Po skończonej modlitwie, dziewczyna spytała Jakuba:
– Jesteście świętymi?
– Nasz Pan jest – odparł, spoglądając w Moją stronę. – My staramy się zostać świętymi.
– Skąd zatem przybywacie? Z jednej tych wielkich synagog? – spytała.
– Nie – powiedział Jakub – pochodzimy z różnych stron i odwiedzamy wiele różnych synagog. Nasz Pan jest Rabbim – rzekł z dumą.
– Rabbi – powiedziała starsza kobieta. – Może pomodlisz się z moim ojcem i bratem? Już dawno nie widzieli żadnego rabbiego. Choroba ojca i kalectwo Michała, mojego brata, nie pozwalają im chodzić do synagogi. Wiem, że bardzo lubią modlić się. Może później wszyscy się z nimi pomodlicie? – spytała.
– Oczywiście, że tak – powiedziałem – to będzie dla nas wielka radość.
Gdy dotarliśmy na miejsce, na spotkanie siostrom wyszedł ich brat, Michał. Szedł, utykając. Wiedziałem, że obie jego nogi były chore od urodzenia, choć miał dość siły, by chodzić.
– Siostry – zawołał – prowadzicie gości. Witajcie, witajcie – mówił pogodnie.
Pomimo bólu zachowywał serce radosne i jasną duszę.
– Mam na imię Michał, pomogę Ci nieść Twoją torbę – powiedział, pochylając się, by ją podnieść.
– Dziękuję ci, Michale – powiedziałem, uśmiechając się do niego. – Przychodzimy pomóc wam przy zasiewie.
– Zatem jesteście darem od Boga – powiedział radośnie. – Bóg jest dobry. Pomyśleć tylko, że modliłem się o pomoc i oto proszę, zjawiacie się. Chwała Bogu Izraela – był tak szczęśliwy, że mowa jego przechodziła niemal w śpiew.
Odezwał się Piotr:
– Pokaż nam w takim razie, gdzie mamy zacząć.
– Chodźcie za mną, chodźcie. Dobrze, że macie tyle zapału. Tyle jest do zrobienia – powiedział Michał, prowadząc nas na pole.
Pracowaliśmy cały dzień. W ciągu dnia kobiety przynosiły nam wodę i jedzenie. Michał ciężko pracował, choć nie mógł zrobić zbyt wiele z powodu choroby nóg. Przez cały dzień był pogodny, uśmiechał się – po prostu przepełniała go miłość.
Jakże pragnąłem, by wszyscy byli tacy jak on.
Dostrzegałem w nim czystą duszę pełną miłości, miłości, która skrywała ból spowodowany przez szyderstwa ludzi i cierpienie biorące się stąd, że uważał się za kogoś marniejszego od innych, i w końcu ból nóg, który odczuwał za każdym razem, gdy nimi poruszał. Pomyślałem wtedy o tych, którzy nie cierpiąc wcale lub cierpiąc niewiele, nie potrafili kochać nikogo poza sobą. Jak pięknym przykładem był dla nich Michał. Gdyby tylko zechcieli otworzyć oczy i patrzeć.
Z pola zeszliśmy wieczorem. Nim weszliśmy do domu, obmyliśmy się z brudu, czując, jak bardzo byliśmy zmęczeni. Odezwał się Judasz:
– Widzisz, Panie, mówiłem Ci, byś więcej zjadł.
– Judaszu, dziś rano zjadłem wystarczająco dużo, a w ciągu dnia jedzenie przynosiły nam jeszcze kobiety. To wystarczy – odpowiedziałem.
– Tak, Panie, to było dobre – powiedział Judasz, wspominając to, co zjadł na polu. – Nie mogę się doczekać na wieczorny posiłek.
Patrzyliśmy wszyscy na niego w milczeniu, aż Piotr rzucił w niego mokrym suknem, mówiąc:
– Jesteś tak zachłanny.
– Co masz na myśli? – spytał Judasz, wyraźnie urażony. – Mam po prostu dobry apetyt. Nie ma w tym nic złego – mówił, usprawiedliwiając się.
– Dobry apetyt to jedno – powiedział Andrzej – a ty jesteś po prostu zachłanny.
– To niesprawiedliwe. Jem po to, by mieć siły do pracy. Dużo pracuję, więcej niż większość z Was – powiedział Judasz.
Do rozmowy wtrącił się Tomasz:
– Tak, liczenie tych wszystkich pieniędzy to rzeczywiście ciężka praca.
Judasz spojrzał na Mnie, wyczekując pomocy, więc odezwałem się:
– Wejdźmy do środka, do naszych gospodarzy. Spróbujcie się nie kłócić. Wiem, że dziś wieczorem Judasz nie zje za dużo, aby pokazać, że nie jest zachłanny.
Czując się pewniej, Judasz powiedział:
– Pan ma rację, zobaczycie sami. Nie jestem zachłanny.
Do domu weszliśmy dopiero po tym, jak cali obmyliśmy się po pracy. Starsza z sióstr podeszła do Mnie i zapytała:
– Rabbi, czy pomodlisz się teraz z moim ojcem i bratem?
– Oczywiście – odparłem. – Gdzie oni są?
Zaprowadziła nas do dużego pokoju, w którego rogu stało łóżko. W łóżku leżał jej ojciec oparty o stos poduszek. Obok łóżka, opierając się o nie, stał Michał. Gdy nas ujrzał, powiedział do ojca:
– Ojcze, to jest Jezus. Jest Rabbim i ze Swoimi uczniami pomagał nam dzisiaj w polu.
Starszy mężczyzna uśmiechnął się słabo do Mnie.
– Rabbi – wyszeptał: – Czy to prawda?
– Tak, Mój przyjacielu, to prawda – odparłem.
Twarz mężczyzny jakby na chwilę rozpromieniła się. Spróbował podnieść się, by usiąść.
– Czy możemy pomodlić się i poczytać Pismo razem? – spytał. – To już tak dawno i zastanawiam się, czy Bóg o mnie nie zapomniał.
– Bóg nigdy o nikim nie zapomina. Bóg zna każdy twój oddech i każde słowo, które wypowiadasz, i każdą twoją myśl. Dla Boga każdy jest wyjątkowy – powiedziałem, a starzec zaczął płakać.
– Ale ja nie jestem w stanie modlić się już od tak dawna i nie bardzo mogę czytać Pismo. Tylko wtedy, gdy Michał mi czyta, słucham słów Bożych, ale nawet wtedy nie mogę Go usłyszeć. Bóg z pewnością się na mnie zawiódł. Spójrz na mego biednego syna. To chłopak o dobrym sercu, ale sam nie daje rady prowadzić gospodarstwa. Moje córki nigdy nie mają czasu, by zachodzić do ludzi, więc nadal nie mają mężów. Moja rodzina i ja sam musimy stanowić przykry widok dla Boga. Wiem, że wkrótce umrę. Żal mi na myśl o niewykorzystanych darach Bożych, którymi Bóg obdarzył mnie, dając mi rodzinę i tę ziemię. Ba, nawet moja żona zmarła z przepracowania. Mam nadzieję, że Bóg wybaczy mi – mówił.
– Starcze, Bóg ciebie kocha i wybaczy ci błędy życia. Przez całe twoje życie Bóg widział, że Go kochasz. Słyszał wszystkie twoje modlitwy, nawet wtedy, gdy sądziłeś, że wcale się nie modlisz, twoje myślenie o Bogu było modlitwą. Bóg widzi twoje życie i to, jak nawet w bardzo trudnych i ciężkich chwilach nigdy nie przestawałeś Go kochać. Widział ciebie i żonę dziękujących Mu za cudowny dar narodzin syna, pomimo że ten urodził się kaleką. Bóg widział miłość, którą obdarzałeś swoją żonę i to, że, gdy zmarła, dziękowałeś Mu za jej życie, za miłość, którą ci okazywała przez wszystkie dni waszego wspólnego życia i za miłość, którą ty mogłeś jej ofiarować. Bóg jest blisko was i widzi czystą miłość i radość w sercu twojego syna, szczodrość i życzliwość twoich córek i pokorę ich ojca, który kocha Boga tak mocno, że napełnia się smutkiem z powodu tego, że nie może już chodzić do synagogi. Jesteś prawdziwie mężem Bożym i twoja rodzina jest Bożą rodziną – powiedziałem, a mężczyzna szczerze zapłakał.
– O, Adonai, kocham Cię. O Panie, nie każ mi dłużej czekać. Panie, proszę pobłogosław moją rodzinę, by była bezpieczna po mojej śmierci.
Wzniósł osłabione ramiona, modląc się do Ojca. Głos mu drżał, gdy mówił do Mnie:
– Rabbi, proszę módl się z nami i pobłogosław moją rodzinę.
Moi uczniowie, Michał i jego ojciec, i Ja zaczęliśmy modlić się, a córki czekały w drugim pomieszczeniu. Widziałem, jak Jakub płacze na modlitwie, i wiedziałem, że Ojciec Mój wysłucha jego szczerej modlitwy i zaopiekuje się tą rodziną.
Modliliśmy się przez prawie dwie godziny, a gdy skończyliśmy, starzec powiedział:
– Rabbi, dziękuję Ci za Twoje modlitwy. Jestem teraz bardzo szczęśliwy. Pobłogosław, proszę, moje córki, zanim udasz się na spoczynek dziś wieczorem.
– Mój przyjacielu, oczywiście, że pobłogosławię – odpowiedziałem.
– Rabbi – powiedział – skąd tyle wiesz o moim życiu?
– Bóg zna całe twoje życie – rzekłem. Spojrzał na Mnie ze zdziwieniem.
– Ale skąd wiesz? – pytał.
– To, co wie Ojciec, wie i Syn – odpowiedziałem. Widziałem, że nie rozumie. Spytał ponownie:
– A kto jest Synem?
– Ja jestem – odpowiedziałem, wychodząc z pokoju.
Starsza z sióstr podeszła do Mnie, mówiąc:
– Wkrótce umrze, prawda?
– Tak – odparłem – ale umrze szczęśliwy i zostawi po sobie szczęśliwą rodzinę.
Obie kobiety zaczęły płakać cicho. Położyłem ręce na ich głowach, mówiąc:
– W imię Jahwe, Mego Ojca, błogosławię was.
Słowa te napełniły je pokojem. Kobiety jęły przygotowywać posiłek. Michał podszedł i usiadł obok Mnie przy dużym stole.
– Dziękuję Ci, Rabbi Jezusie, za to, że pomodliłeś się z moim ojcem. Wiem, że bardzo go to ucieszyło – powiedział.
– Radością jest być blisko człowieka, który kocha Boga – odrzekłem.
Piotr, który siedział naprzeciw Michała, powiedział:
– Zastanawiam się, czy można coś zrobić dla tej dobrej rodziny.
– Zobaczymy – powiedziałem – zobaczymy.
Posiłek był smaczny i przebogaty, biedny Judasz siedział jednak z odrobiną jedzenia na talerzu, skubiąc po trochu. Był wyraźnie zasmucony. Jakub, który siedział obok Andrzeja, pochłaniał właśnie spory kawał mięsa, mówiąc:
– Jedzenie jest pyszne.
Judasz spojrzał na jego porcję mięsa wygłodniałymi oczyma. Młodsza z kobiet, o imieniu Elżbieta, powiedziała do Judasza:
– Nie jesz zbyt wiele, proszę, nałóż sobie więcej, jeszcze dużo zostało – po czym postawiła przed nim naczynie z kukurydzą.
– Nie mogę – odpowiedział Judasz – obiecałem dziś, że zjem tylko trochę.
Widziałem, jak w swoim sercu próbuje dojść, jak to się stało, że złożył taką obietnicę.
– Ależ musisz być bardzo głodny po całym dniu ciężkiej pracy na polu – mówiła dalej Elżbieta, wyraźnie o niego zatroskana.
– Nie, obietnica to obietnica – odparł Judasz, a wszyscy zebrani spojrzeli na niego.
Miałem nadzieję, że Judasz zrozumie tę lekcję, ale wiedziałem, że będzie inaczej.
Po posiłku byliśmy tak zmęczeni dniem pracy, że prawie wszyscy od razy zasnęli. Ja jednak leżałem, myśląc o Moim Ojcu. Zobaczyłem wtedy, jak Judasz wyczołguje się spod koca i idzie do kuchni, by wrócić po chwili z kawałkiem mięsa w ręku. Przez następne kilka minut z miejsca, gdzie leżał Judasz, dochodził odgłos przeżuwania, a następnie beknięcie, po którym zasnął. Biedny Judasz nie mógł znaleźć w sobie dość siły, by dotrzymać słowa.
Nazajutrz wstaliśmy wcześnie i spędziliśmy kilka chwil na modlitwie z ojcem rodziny. Następnie udaliśmy się na pole, by dokończyć zasiewu.
– Do wieczora powinniśmy skończyć – powiedział Michał radośnie. – Wszyscy pracujecie tak ciężko. Przez dwa dni zrobiliście to, co ja sam robiłbym przez tygodnie.
– Tak, to nasz ostatni dzień tutaj – powiedziałem – dzisiejszy wieczór dla nas wszystkich będzie wyjątkowy.
Gdy skończyliśmy pracę i pole było już obsiane, czuliśmy radość na myśl, że mogliśmy pomóc. Podczas mycia się Judasz nie odzywał się, pozostali natomiast nie ukrywali swojej radości ze skończonej pracy. Wiedziałem, że Judasz bardzo się pilnował, żeby znowu nie musieć czegoś obiecać. Tomasz powiedział:
– Milczysz, Judaszu, czy coś się stało?
– Nic – odparł Judasz, nie przerywając mycia. Gdy obie kobiety weszły do domu, od razu spytały Mnie:
– Czy pomodlisz się jeszcze z naszym ojcem? Od waszej ostatniej wspólnej modlitwy jest tak szczęśliwy.
– Pomodlimy się razem – odpowiedziałem – lecz chciałbym byście obie dziś wieczorem nam towarzyszyły.
– To nie uchodzi – powiedziała Elżbieta. – Wy mężczyźni pomódlcie się razem, a my dołączymy do was później.
– Niech tak będzie – zgodziłem się. – Dzisiejszy wieczór będzie wyjątkowy i chciałbym, byście obie były z nami.
– Jesteś tego pewien? – upewniała się starsza kobieta.
– Tak, jestem – powiedziałem.
Wszyscy poszliśmy razem do dużego pokoju, w którym leżał starzec. I dziś wsparty był o poduszki, a gdy podszedłem do niego, rzekł:
– Myślałem nad tym, co mi powiedziałeś wczoraj wieczorem. Czy to prawda?
– Tak – odpowiedziałem.
Jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu, a on zaczął mówić z entuzjazmem:
– To prawda.
Po jego policzkach spływały łzy.
– Teraz umrę szczęśliwy, bo oczy moje Go widziały.
Michał spojrzał na Mnie niepewnie:
– Co on ma na myśli, Rabbi?
– Michale, czuwaj przy ojcu przez ostatnie chwile jego życia. I wy także – zwróciłem się do obu kobiet.
Stanęli wokół jego łóżka, a on zaczął dotykać ich twarzy, mówiąc:
– Błogosławieństwo stało się naszym udziałem. On jest tu. Głos począł mu słabnąć i po chwili już nie żył. Jego syn i córki zaczęli płakać. Wtedy podszedłem do ich ojca, pobłogosławiłem jego martwe ciało i rozpocząłem modlitwę, w którą włączyli się Moi uczniowie. Gdy skończyliśmy, położyłem ręce na dzieciach zmarłego, mówiąc:
– Przynieście oliwę do namaszczenia ciała. Potem przygotujcie go do pochówku.
Syn i córki przestali płakać i zrobili to, o co prosiłem. Gdy ciało zostało już przygotowane do pogrzebu, powiedziałem:
– Chodźmy do drugiego pokoju, by świętować tę radosną chwilę, gdy duch waszego ojca wyruszy w ostatnią swoją podróż do domu Ojca.
W sąsiednim pokoju czekał już na nas wieczorny posiłek.
– Nie mam ochoty jeść – powiedział Michał.
– My też nie – powiedziały obie kobiety.
– Czy nie widzieliście, jak szczęśliwy był wasz ojciec, gdy umierał? Ale wy smucicie się. Czy sądzicie, że on chciałby widzieć was takimi? – zapytałem łagodnie.
– Nie. Masz rację, był naprawdę szczęśliwy, nieprawdaż? – odezwała się Elżbieta i, starając się uśmiechać, otarła dłonią łzę z policzka.
Po odmówieniu modlitwy, zaczęliśmy wspólny posiłek. Nikt nie spieszył się z jedzeniem z wyjątkiem Judasza, który pochłaniał posiłek, mówiąc:
– Jest pyszne.
– Michale – odezwałem się – ty i twoje siostry winniście dostrzec radosną prawdę o śmierci. Jeśli, tak jak wasz ojciec, wiedliście prawe życie, jeśli żyliście dla Boga, to śmierć jest wtedy błogosławieństwem, gdyż jest przejściem do Ojca i wiecznego szczęścia w Niebie. Nie należy lękać się śmierci, gdyż przez nią przechodzimy do nowego życia w Bogu. W śmierci ufającym Bogu udzielane są owoce Bożej miłości. Śmierć jest wspaniałym darem od Boga.
– Tak, Rabbi, wiem, ale pozostaje smutek – odparł Michał.
– Smutek jest wyrazem waszej miłości do ojca, ale możecie ją też wyrazić przez zgodę na szczęście, które dostrzegł w śmierci. – powiedziałem, dzieląc z nimi ich smutek. – Wraz ze śmiercią, Bóg dziś ofiarowuje wam jeszcze więcej. Michale, idź i popatrz przez chwilę na swego ojca.
Michał wstał i, kuśtykając, przeszedł do drugiego pokoju.
– Nic nie zauważyłem, Rabbi – powiedział.
– Michale! – zawołały obie siostry. – Ty chodzisz. Ty chodzisz.
Michał przypatrzył się swoim nogom i stwierdził, że nie są już pokrzywione. Zaczął biegać po pokoju, wykrzykując:
– Chodzę normalnie! Mogę chodzić! Trójka rodzeństwa nagle ucichła, pytając:
– Jakże możemy się tak radować? Przecież tata nie żyje. Odpowiedziałem im:
– Czyż ojciec wasz nie radowałby się z wami, widząc swego syna zdrowego?
– Tak, na pewno tak – mówili, po czym brali się w objęcia, płacząc ze smutku i z radości zarazem.
Moi uczniowie zaczęli odmawiać psalm, dziękując Bogu za Jego miłosierdzie. Wtem Michał oderwał się od swoich sióstr i z szeroko otwartymi oczyma upadł Mi do nóg, mówiąc:
– Rozumiem teraz, co mówił mój ojciec. Rozumiem. Ty jesteś Nim. To Ty, nieprawdaż?
Położyłem rękę na jego głowie, mówiąc po prostu:
– Tak.
Pierwszy Michał, który już rozumiał, zaczął całować Moje stopy, po chwili całowały je również jego siostry.
– Moi przyjaciele, nie ma potrzeby. Dziękujcie Ojcu, cokolwiek czynicie, i okazujcie miłość, która jest w waszych sercach innym ludziom, tak by i oni poznali miłość Boga – rzekłem.
– Tak uczynimy, Panie, tak zrobimy! – wołali zgodnie.
Następnego dnia pomogliśmy rodzinie pochować zmarłego, żadne z nich jednak nie smuciło się już. Nieco później, przy pożegnaniu, powiedziałem:
– Miejcie ufność w Boga, a życie wasze będzie pełne.
– Panie, wrócisz tu jeszcze, prawda? – spytała Elżbieta.
– Będę z wami zawsze – rzekłem.
– Ale proszę, wróć jeszcze, by zobaczyć się z nami – powiedział Michał.
– Zobaczę was jeszcze, obiecuję – odpowiedziałem, wiedząc, że następne nasze spotkanie będzie miało miejsce już po Moim zmartwychwstaniu. Przybędę wtedy do nich, by objawić prawdę o śmierci, prawdę o życiu wiecznym (por. „Odłóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze od Pana” Ba 5,1).
Zbudziło Mnie pukanie do drzwi. Był to służący gospodarza.
– Przyniosłem jedzenie. Jest ciepłe. Powinieneś teraz coś zjeść, bo wczoraj wieczorem nic nie jadłeś – powiedział uprzejmie.
– Dziękuję, zaraz przyjdę – odparłem.
– Może tego nie wiesz, ale przed gospodą czekają na Ciebie setki ludzi. Przybyli oni z sąsiednich wsi, ale są też ludzie z miasta. Są tu nawet rzymscy żołnierze – powiedział.
– Posilę się trochę i przyjdę do nich. Jeśli możesz, idź i poproś ich, by siedzieli w ciszy, a czekając, niech pomodlą się – poprosiłem.
– Tak uczynię, ale... ach... zanim pójdę... ja... – mówił powoli, patrząc w stronę drzwi.
– Proś, o co pragniesz, a jeśli to będzie zgodne z wolą Ojca, otrzymasz to – powiedziałem, uśmiechając się do niego.
– Jezu, czy mogę zwracać się do Ciebie po imieniu? – zapytał.
– Oczywiście, że możesz. Imię to niesie w sobie więcej, niż przypuszczasz – powiedziałem, a on spojrzał na Mnie z uśmiechem, niepewny tego, co miałem na myśli.
– Dziękuję, Jezusie, ale to bardzo osobista sprawa. Czy mogę zamknąć drzwi? – spytał.
– Co to za sprawa, Mój przyjacielu? – zapytałem.
– Więc, trochę mi głupio o tym mówić, ale skoro Ty jesteś człowiekiem, to z pewnością zrozumiesz – powiedział, podczas gdy Ja siedziałem, nie odzywając się, wiedząc jednak, o co zapyta.
– Jezusie, wciąż pragnę innych kobiet. Mam piękną żonę, która, tak jak ja, jest służącą w gospodzie. Bardzo ją kocham, ale gdy widzę ładną dziewczynę, to pragnę jej. Czy wiesz, o czym mówię? – spytał, czerwieniąc się.
– Tak, wiem – odpowiedziałem.
– Wiem, że uzdrawiasz ludzi i zastanawiałem się, czy mógłbyś i mnie wyleczyć z tego. Naprawdę kocham moją żonę, ale nie potrafię nie sypiać z innymi kobietami. Nie chcę stracić mojej żony, ale mimo że wiele razy już próbowałem, to nie potrafię nie kochać i innych kobiet. Jeśli moja żona się o tym dowie, poczuje się głęboko zraniona. Czy możesz pomóc? Proszę – powiedział z wyrazem nadziei na twarzy.
– Przyjacielu, to w tobie tkwi siła potrzebna do skończenia z tym. Musisz tylko naprawdę tego chcieć – powiedziałem.
– Ale ja bardzo chcę, Jezusie, naprawdę chcę – zapewniał Mnie.
– W takim razie ilekroć widzisz kobietę, która ci się bardzo podoba, pomyśl o bólu, jaki zadasz swojej żonie, jeśli ją zdradzisz. Pomyśl także o karze dla kobiety, która popełnia cudzołóstwo, i o tym, jak twoi ziomkowie ukamienowaliby taką kobietę. Wspomnij także na przykazania dane przez Boga Mojżeszowi i uświadom sobie, jak obrażasz Boga twoimi czynami. Jeśli to wszystko będziesz miał na uwadze wtedy, gdy odczuwasz pożądanie do innych kobiet, to wkrótce uczucia te zanikną – doradziłem mu.
– Ale czasem to dzieje się tak szybko; te myśli i uczucia pojawiają się, zanim człowiek się zorientuje – tłumaczył.
– Przyjacielu, módl się do Boga o siłę potrzebną do zwycięstwa, a gdy Bóg udzieli ci jej, przyjmij ją – powiedziałem.
– Modlitwa. Tego nie próbowałem. Może rzeczywiście warto spróbować – powiedział, pocierając ręką brodę.
– Modlitwa to dar Boga, który daje moc. Jeśli tylko z całego serca wierzysz, że otrzymasz to, o co prosisz Boga na modlitwie, to otrzymasz to, o ile będzie to dla twojego dobra. Ludzie często nie doceniają modlitwy, ale to właśnie poprzez modlitwę otrzymuje się wiele łask i darów. Czas, w którym się modlimy, jest szczególny, bo wtedy, jeśli modlisz się otwartym sercem, Bóg odpowiada. Módl się, a znajdziesz pokój – powiedziałem, kładąc na jego głowie rękę.
– Tak uczynię, tak uczynię – powiedział podekscytowany. – Zacznę od razu.
Rozpoczął recytację psalmu mówiącego o miłości Boga do ludzkości (Psalm 41, Quemadmodum desiderat). Podczas gdy ja wychodziłem do drugiego pokoju, by się posilić, służący wyszedł głównym wejściem; uśmiechając się, wciąż recytował psalm.
Przyszedł Piotr i powiedział do Mnie:
– Wygląda na szczęśliwego.
– Tak, jest szczęśliwy, a dziś jego modlitwy zostaną wysłuchane – powiedziałem.
Siedzieliśmy w ciszy, posilając się, a Ja rozmyślałem nad tym, jak łatwo zło zwodzi takich ludzi, ludzi o dobrym sercu, ale łatwo dających się przekonać, że ciało daje szczęście, a zapominających o prawdziwym szczęściu, które się przeżywa na sposób duchowy.
Jak przebiegły jest Szatan skoro w imię miłości potrafi zdeprawować tak wielu, przyczynić się do tego, że osuwają się w rozwiązłość i że traktują swoje ciała, jak gdyby należały do nich i mogli z nimi robić to, co im się podoba, bez baczenia na wolę Bożą. Jakimże darem od Ojca jest ludzkość! Lecz z jaką łatwością Szatan wykorzystuje ludzkie słabości, by niszczyć ten dar. Czasem ludzie, którzy czują się osamotnieni, szukają pocieszenia w ramionach kochanków, ale nie udaje się im znaleźć tego, czego szukają. Wciąż czują się samotni.
Wielu, idąc tą drogą, nie dostrzega tego, że na niej nie ma rozwiązania problemu osamotnienia. Jedynym rozwiązaniem jest odnaleźć prawdziwą miłość, prawdziwą miłość w Bogu, która przyniesie ukojenie nawet najbardziej osamotnionym sercom.
Bywa, że w poszukiwaniu doznań, szacunku i pozycji, ludzie znajdują sobie wielu tak zwanych kochanków, z którymi się później afiszują przed przyjaciółmi; przyjaciele ich zaś podziwiają ich szczęśliwe podboje. Ci sami przyjaciele mogą z czasem zacząć im zazdrościć, tak że w końcu sami czynią to samo. To właśnie w taki sposób zło często się rozprzestrzenia – a to wszystko w imię miłości.
Prawdziwa miłość sprawia, że człowiek z szacunkiem odnosi się do swego ciała i nie traktuje innych przedmiotowo, ale zgodnie z tym, kim są – Bożym stworzeniem. Prawdziwa miłość sprawia, że osoby miłujące się głęboko przeżywają każdą chwilę spędzoną razem, wtedy gdy oboje są jedno w Bożej miłości. Prawdziwa miłość sprawia, że pozycji nie mierzy się tym, kogo lub co posiadasz, ale tym, czym z miłością dzielisz się z innymi. Prawdziwa miłość jest darem od Boga... fałszywa miłość – pułapką, którą zastawia Szatan i w którą wielu wpada. Tyle słabości nęka ludzkość, lecz wszystkie można pokonać prawdziwą miłością.
Gdy szliśmy ulicą, nagle rozerwał się pasek u sandała Piotra, a ten potknął się i upadł twarzą na ziemię. Judasz śmiał się histerycznie, kiedy Piotr, z zakrwawioną twarzą i dłońmi pokaleczonymi o leżące na drodze kamienie, podnosił się z ziemi. Wszyscy podbiegli, aby mu pomóc, podczas gdy Judasz śmiał się dalej, po czym powiedział:
– To było strasznie śmieszne, Piotrze. Wyglądałeś niezwykle głupio.
Podszedłem do Piotra.
– Piotrze, przyjacielu – rzekłem, ocierając krew z jego twarzy. – Usiądź i pozwól Mi opatrzyć swoje rany.
Piotr usiadł, ale przez cały czas ze złością wpatrywał się w Judasza.
– Piotrze, nie bądź zły. Wiem, że to był bolesny upadek, ale nie powinieneś z powodu bólu zapomnieć o miłości i przebaczeniu. Judasz lekceważy innych, bo brakuje mu współczucia. Zrozum, że jest to jego słabość, która jednak nie powinna osłabiać ciebie. Wybacz mu i zrozum, że on rani bardziej siebie niż ciebie; twój ból wkrótce przeminie, ale jego nie – powiedziałem.
Piotr rozpłakał się.
– Panie, czy kiedykolwiek się czegoś nauczę? Ciągle Cię zawodzę, pozwalając, aby złość brała nade mną górę, i dopuszczając do siebie złe myśli dotyczące innych. Czy kiedykolwiek nauczę się, jak postępować, abyś był ze mnie zadowolony?
– Nie płacz, przyjacielu. Cały czas się uczysz, jestem z ciebie zadowolony – powiedziałem, obmywając jego rany.
Judasz krzyknął:
– To nie bolało aż tak bardzo, Piotrze. Płaczesz jak małe dziecko.
Odwróciłem się do niego i powiedziałem delikatnie:
– Lepiej być podobnym do dziecka, niż być człowiekiem, który nie ma miłości w sercu. Dziecko kocha każdego i każdemu daje swoją miłość, ale dorośli często kochają tylko siebie, nie dając nic innym.
Judasz umilkł i spochmurniał, tymczasem Piotr odezwał się do niego:
– Judaszu, już dobrze. Domyślam się, że mój upadek wyglądał śmiesznie. Cieszę się, że mogłem dostarczyć ci nieco rozrywki i poprawić ci dzisiaj humor.
Judasz, podobnie jak inni, spojrzał na niego z niedowierzaniem, a ja, patrząc na Piotra, widziałem, że stopniowo staje się człowiekiem o coraz większym sercu.
Po opatrzeniu Piotra ruszyliśmy w stronę następnego miasta. Kiedy mijaliśmy róg ulicy, zobaczyliśmy grupę zgromadzonych tam ludzi. Podeszliśmy do nich, a Szymon zapytał:
– Co się dzieje? Dlaczego tu stoicie?
Jeden z gromady liczącej mniej więcej pięćdziesiąt osób odwrócił się i powiedział:
– Pewien człowiek twierdzi, że jest prorokiem i uzdrowicielem. Codziennie o tej porze przemawia i leczy wszelkiego rodzaju schorzenia. Przychodzi tu wielu ludzi, którzy pragną go zobaczyć. Wkrótce pojawi się tu więcej osób. Często jego słowom przysłuchuje się tłum liczący dwustu–trzystu ludzi.
– Kim jest ten człowiek? – zapytał Jakub, patrząc na Mnie niepewnie.
– Ma na imię Tomasz. Nazywamy go Tomaszem Mądrym.
Mój uczeń Tomasz spojrzał na Mnie, jak gdyby to o nim mówiono. Uśmiechnąłem się do niego, aby dodać mu otuchy, a tymczasem mężczyzna kontynuował:
– Zatrzymajcie się i posłuchajcie sami. To kosztuje tylko szekla od osoby.
– Co takiego? Płacicie za to, aby go posłuchać? – krzyknął Judasz Iskariota.
– Tak, to dobry i święty człowiek – odpowiedział mężczyzna.
– Zostaniemy, Panie? – szepnął Piotr.
– Tak, zostańmy chwilę – odpowiedziałem. Wkrótce pojawiło się więcej ludzi, którzy stali, czekając na kazanie Tomasza, podczas gdy dwóch mężczyzn zbierało pieniądze.
Podszedł do Mnie Judasz.
– Być może właśnie to powinniśmy robić, Panie – zaproponował. – Zobacz, ile udało im się zebrać!
Spojrzałem na niego tylko i uśmiechnąłem się łagodnie.
Tomasz Mądry stanął na kamieniu i przemówił: – Przyjaciele, dziękuję za to, że przyszliście. Proszę, abyście po odejściu stąd opowiedzieli o mnie znajomym i rodzinie, aby oni także mogli przyjść tu po błogosławieństwo.
– Dziś chciałbym opowiedzieć wam o człowieku, który znalazł sakwę monet, kiedy wracał do domu. Zajrzał do niej i zobaczył, że w środku jest ilość pieniędzy wystarczająca, aby wykarmić jego biedną rodzinę przez co najmniej rok. Zastanawiał się, co powinien zrobić: zatrzymać pieniądze czy też zanieść je do synagogi, aby dowiedzieć się, do kogo należą, a następnie zwrócić je właścicielowi. Toczył wewnętrzną walkę, ponieważ nie wiedział, która decyzja będzie właściwa. W końcu zatrzymał pieniądze, mając na względzie dobro ubogiej rodziny, a przechodząc nieopodal synagogi, wszedł do środka i złożył dziesięcinę. Teraz, zadowolony, że oddał Bogu należną Mu część, wrócił do domu. Pieniądze pomogły podnieść standard życia jego rodziny. Kilka tygodni później zauważył, że dzięki złożonej dziesięcinie otrzymał lepsze miejsce w synagodze. Teraz do jego przyjaciół należeli także kapłani i lewici. Żył coraz lepiej, był szczęśliwy, znalazł uznanie wśród społeczności. A wszystko dzięki temu, że oddał Bogu to, co powinien. Zatem mówię wam: im więcej dajecie tym, którzy służą Bogu, tym więcej otrzymacie w zamian. Bądźcie hojni, a Bóg będzie hojny dla was.
Tłum słuchał jego słów jak zahipnotyzowany. Tomasz dodał jeszcze:
– Jak możecie prosić Boga o uzdrowienie, jeśli nie jesteście hojni przy składaniu datków?
Ludzie zaczęli rzucać w jego kierunku pieniądze, krzycząc:
– Uzdrów mnie, to mój dar dla Boga, uzdrów mnie.
Tomasz Mądry podszedł do ludzi, a ci rzucali w niego pieniędzmi lub wręczali mu je. Dotykał ich, mówiąc:
– Uzdrawiam cię w imię Boga. Pozbądź się dumy i przyjmij Boską pomoc. Nie odrzucaj Boskiej mocy. Otwórz serce i pozwól, aby Bóg się uleczył. Bądź dla Niego hojny, a poznasz Jego szczodrość.
Tomasz Mądry przechadzał się teraz pośród tłumu, a ludzie niemal odchodzili od zmysłów.
– Panie – odezwał się Piotr. – To z pewnością nie jest dobre.
– To prawda, przyjacielu – odparłem, podchodząc do Tomasza, który zwrócił się do Mnie, krzycząc:
– Chcesz wyzdrowieć? Złóż Bogu ofiarę, a zostaniesz uleczony.
– Spojrzał Mi w oczy i zamarł. Tłum ucichł, gdy Tomasz zapytał: – Kim jesteś?
– Jestem Prawdą – odpowiedziałem. – Prawdą, która rozrywa łańcuchy fałszu, unicestwia pokłady zła, opiera się każdej niegodziwości.
– Co... co masz na myśli? – wyszeptał Tomasz Mądry.
– Spójrz w swoje serce, a będziesz wiedział, co mam na myśli. Zobaczysz, kto tobą kieruje i poprzez ciebie sprowadza na manowce dzieci Boga, ucząc je samolubstwa i grzechu.
– Zabierzcie Go stąd – krzyknął w stronę tłumu ludzi, którzy patrzyli na nas w ciszy. Skrzywił się i wykrztusił:
– Znam Cię.
Potem zaczął Mi złorzeczyć. Powiedziałem:
– Nakazuję ci opuścić ciało tego człowieka. Przepadnij, zły duchu.
Tomasz Mądry z krzykiem upadł na ziemię i począł się na niej zwijać, a na usta wystąpiła mu piana. Wówczas dał się słyszeć głos opuszczającego go ducha: „Oszczędź mnie, oszczędź”. Głos przebrzmiał i zamilkł, a Tomasz odzyskał zmysły.
Przemówiłem do tłumu:
– Człowiekiem tym zawładnął duch nieczysty, który uczył was chciwości i egoizmu. Uczył grzechu, wmawiając wam, że taka jest wola Boska. Jakże niemądrzy byliście, słuchając go. Bóg chce od was tylko miłości, chce, abyście wypełniali Jego przykazania i kochali swoich bliźnich. Bóg nie oczekuje, że zapłacicie za Jego miłość i za cudowne uzdrowienia. Boga nie obchodzi, czy siedzicie na przodzie synagogi, czy z tyłu, ani czy kapłani i lewici są waszymi przyjaciółmi. Liczy się tylko to, czy jesteście przyjaciółmi Boga. Jakże łatwo dajecie się zwieść złu. Zło może nawet przybrać pozory dobra. Uważajcie, gdy słuchacie tych, którzy głoszą słowo Boże. Jeśli chcą za to zapłaty, jeśli uczą was, abyście myśleli o sobie zamiast o innych, jeśli mówią wam, że dla Boga liczy się wasza pozycja w społeczeństwie, i jeśli twierdzą, że Bóg oczekuje od was ofiary, wiedzcie, że nie głoszą oni Jego słów, lecz własne – a może nawet, jak było w przypadku tego człowieka, zło zawładnęło ich duszami... Zło, które może zwieść i oszukać nawet najbardziej bogobojnych mężów. Zapamiętajcie dzisiejszy dzień oraz to, jak łatwo daliście się omamić złu.
Tomasz klęczał teraz przede Mną.
– Nie wiem, co się stało. Co ja tutaj robię? – pytał.
Położyłem dłoń na jego głowie i powiedziałem:
– Zostałeś uleczony. A teraz idź do domu, do swojej rodziny.
Tomasz zrobił się teraz niezwykle potulny, w niczym nie przypominał silnego i dumnego człowieka, którym był wcześniej. Opuściło go zło, więc teraz znowu był sobą.
– Ale on uleczył tak wielu ludzi – zawołał ktoś z tłumu.
– Zło posiada moc, która pozwala leczyć, ale są to fałszywe uzdrowienia, a uzdrawiająca moc nie trwa długo. Służyły temu, abyście nie zauważyli, że uczy was żyć w grzechu. Wielu zwraca uwagę tylko na tak zwane „cuda”. To nie cud, ale oszustwo, które ma odciągnąć ludzi od Boga. Zło posiada wielką moc i może wiele zdziałać, ale nigdy nie zdoła pokonać Boga ani nie zniszczy duszy, która przepełniona jest Boską miłością – odpowiedziałem.
– Ukamienować go! – krzyczeli ludzie w kierunku Tomasza Mądrego. – Ukamienować go! Jest zły!
Uniosłem ręce i powiedziałem:
– Tak, było w nim zło, ale teraz już go nie ma. Ten człowiek otrzymał wystarczającą karę, kiedy musiał toczyć wewnętrzną walkę. Teraz, kiedy odzyskał wolność, nie odbierajcie mu życia, inaczej skażecie na niewolę samych siebie.
Tłum ponownie zamilkł, a Ja dodałem:
– Idźcie do domów, a w przyszłości uważajcie, czego i kogo słuchacie. Pamiętajcie zawsze, że Bóg was kocha, wybacza wam i chce, abyście wybaczali innym. Jeśli zachowacie tę prawdę w waszych sercach, będziecie potrafili odróżnić dobro od zła.
Tłum rozszedł się, ale Tomasz pozostał na miejscu.
– To było jak sen – powiedział. – Jak koszmar. Dzięki Ci, Boże, że już po wszystkim.
– Idź do domu. Rodzina tęskni za tobą, powinieneś do nich wrócić. Wiem, że cię kochają i czekają na ciebie – pocieszyłem go.
– To prawda. Upłynęło wiele czasu, od kiedy ich opuściłem, od kiedy zaczął się ten koszmar. Dziękuję Ci, dziękuję – powtarzał, całując Moją dłoń.
Kiedy odszedł Tomasz, zbliżył się do Mnie Piotr i zapytał:
– Dlaczego ludzie nie widzieli, że są oszukiwani? Przecież on mówił tylko o pieniądzach i bogactwie. A jedyne, co robił, to zbieranie datków. Dlaczego tego nie zauważyli?
– Piotrze, to dlatego, że chcieli wierzyć, chcieli zostać uzdrowieni, pragnęli usłyszeć, że sposób, w jaki wielu z nich postępuje, jest właściwy. Ludzie często akceptują zło, ponieważ w ich życiu jest tak wiele chciwości, egoizmu i dumy, że jeśli ktoś im powie, że kierowanie się nimi jest dobre, chcą mu wierzyć. Trudniej jest im natomiast przyjąć prawdę, ponieważ gdy ktoś mówi im prawdę, widzą swoje grzechy oraz to, jak dużo powinni zmienić w życiu. Dla wielu jest to zbyt trudne, zatem akceptują tylko to, co im odpowiada, dzięki czemu mogą czuć się wygodnie. Pragną usłyszeć: „Postępujcie tak jak dotychczas”. Tak właśnie zwodzi was zło – tłumaczyłem uczniom, a oni skinęli głowami na znak zgody. Wszyscy poza Judaszem, który wciąż rozmyślał o tym, ile pieniędzy zebrano od zgromadzonych ludzi.
– Judaszu – powiedziałem – chciwość to grzech, który może zniszczyć twoją duszę, jeśli tylko na to pozwolisz.
– Tak, Panie – odrzekł Judasz, ale tak naprawdę wcale nie słuchał, co do niego mówiłem.
Po posiłku Rafael poszedł ze Mną do stajni.
– Panie, nie wiem, czy o tym wiesz, ale uzdrowiłeś mnie tego dnia, kiedy Cię słuchałem – powiedział.
– Tak, przyjacielu. Wiem o tym.
– Uzdrowiłeś mnie i dziękuję Ci za to z całego serca, Panie. Nie mogę jednak sobie wybaczyć tego, jakim człowiekiem byłem przedtem i jak musiałem obrazić Boga – martwił się Rafael.
– Żyj teraz przykładnie, dziękuj co dzień Bogu i proś Go o wybaczenie, pomagaj innym, wypełniaj Boże przykazania. Wierzę, że czujesz szczery żal w sercu, a dzięki temu Bóg ci wybaczy. Nie bądź dla siebie zbyt surowy – odpowiedziałem.
– Panie, jak Bóg może lubić kogoś takiego jak ja, kogoś, kto w tak okropny sposób wykorzystał dar, jakim jest ludzkie ciało. Wiem, że nigdy nie będę już postępował tak jak kiedyś, ale pamiętam moje uczynki – oznajmił i rozpłakał się.
– Wielu ludzi popełnia błędy i obraża Boga, nie szanując siebie, ale Bóg kocha ich tak samo jak innych i chce, aby do Niego przyszli, ponieważ pragnie im wybaczyć – pocieszyłem go.
– Co takiego? Nawet takim jak ja? – zapytał przez łzy.
– Tak, nawet takim – odpowiedziałem łagodnie. – Zło często zaślepia ludzi, więc nie wiedzą, co czynią. Zło sprawia, że myślą, iż wolno im robić, czego tylko zapragną, bo mają do tego prawo. Przez zło ludziom często wydaje się, że rozpusta i grzech są czymś zwyczajnym. Zło zwodzi słabych ludzi w sieć fałszywej miłości i nieprawdziwego życia. Kobiety i mężczyźni są słabi i łatwo można ich oszukać.
Niektórzy ulegają pokusie, by popełnić grzech nieczystości, inni są zbyt dumni, jeszcze inni chciwi. Zło zwodzi ludzi na wiele różnych sposobów. Bóg zna ludzkie słabości, ale kocha was, więc daje wam szansę na odkupienie win. Bóg kocha wszystkich, bez względu na ich uczynki. Każdy, kto tylko przyjmie Jego miłość i przebaczenie, znajdzie w sobie siły, by pokonać zło, tak jak ty to zrobiłeś.
Pamiętaj, że Bóg kocha cię i jest przy tobie wówczas, gdy szczerze, całym sercem pragniesz Jego przebaczenia. A jeśli będziesz żył zgodnie z Jego przykazaniami i zaniechasz grzechu, tak jak już to zrobiłeś, możesz zapomnieć o swoich winach, wiedząc, że zasłużyłeś na miłość i przebaczenie – wyjaśniłem z czułością.
– Dziękuję, Panie – odpowiedział. Nie płakał już. – Dziękuję. Twoje słowa zawsze są dla mnie zachętą – dodał. Kiedy się oddalił, usiadłem na murku, popatrzyłem w gwiazdy i pomyślałem o tych ludziach, którzy wiedli życie podobne do dawnego życia Rafaela. Widziałem, jak Szatan śmieje się, że tak łatwo zdołał ich zwieść.
(…)
Ruszyliśmy w stronę synagogi, a Rafael szedł obok Mnie i Piotra. Na miejscu zastaliśmy kilku dyskutujących faryzeuszy i saduceuszy.
Kiedy wchodziliśmy do świątyni, jeden z faryzeuszy wskazał na Rafaela i krzyknął:
– To grzesznik, nie wolno mu wejść do środka. Jego obecność obrazi Boga.
Rafael zmieszał się i postanowił odejść.
– Zaczekaj, przyjacielu – powiedziałem łagodnie.
– Ale oni mają rację, Panie – odrzekł Rafael.
– Czy zapomniałeś już o naszej rozmowie? – zapytałem.
– Nie, Panie – odpowiedział Rafael, który patrzył teraz w ziemię. Wiedziałem jednak, że chce odejść.
Odwróciłem się w stronę faryzeusza.
– Być może ten człowiek zgrzeszył, ale któż tego nie zrobił? Zrozumiał popełnione błędy, przestał grzeszyć i poprosił Boga o wybaczenie. Jak wielu ludzi to potrafi?
– Tak, ale jego grzechy były odrażające – upierał się faryzeusz.
– Dla Boga każdy grzech jest odrażający, ale w swej miłości Bóg wybacza wszystkim, którzy o to poproszą, bez względu na to, jakich dopuścili się występków – odparłem.
– Ale ten człowiek lubuje się w mężczyznach – wtrącił faryzeusz. – Bóg postąpi z nim tak jak z mieszkańcami Sodomy i Gomory.
Rafael wyglądał teraz bardzo żałośnie. Czekał na potępiające słowa ze strony Moich uczniów, ale nikt się nie odezwał.
– Bóg chciał wybaczyć ludziom z Sodomy i Gomory. Prosił ich, aby się zmienili, ale oni nie chcieli tego zrobić. Nawet wówczas Bóg obiecał, że jeśli znajdzie się kilku prawych, którzy będą gotowi się zmienić, nie zniszczy miast. Nikt jednak nie posłuchał Go, więc zasłużyli na zgotowany im los. Ten człowiek jednak skorzystał z szansy odkupienia grzechów, zmienił się, a Bóg mu wybaczył, ponieważ Bóg wybacza wszystkim, którzy przyjmują Jego pomoc – wyjaśniłem.
– Kim jesteś, by twierdzić, że Bóg mu wybaczył? – zapytał rozzłoszczony faryzeusz.
– Tak napisano w Piśmie Świętym. Bóg powiedział, że wybaczy tym, którzy żałują – wtrącił Piotr.
Faryzeusz umilkł, a Ja dodałem:
– Człowiek, który żałuje za grzechy i prosi o przebaczenie, otrzyma je. Natomiast człowiek, który twierdzi, że nie ma czego żałować, w dniu Sądu Ostatecznego odkryje, że jego duma była jak krępujący go łańcuch. Mówię ci, pamiętaj, aby prosić Boga o przebaczenie tego, co czynisz w ukryciu. Okaż żal, jak zrobił to ten człowiek.
Faryzeusz poczerwieniał na twarzy, zrozumiał bowiem, że wiem o utrzymywanej przez niego kochance.
– Kogo to obchodzi, czy on wchodzi do synagogi czy nie? – rzucił ze złością faryzeusz i odszedł. Inni nie sprzeciwiali się już, więc weszliśmy do środka, aby się pomodlić.
Później Rafael podziękował Mi, mówiąc:
– Tak długo nie modliłem się w synagodze. Dzięki Tobie odważyłem się znowu tu przyjść. Dziękuję, Panie.
W milczeniu wróciliśmy do domu Rafaela, a rozmowę podjęto dopiero podczas wspólnego posiłku. Wszyscy czuli się szczęśliwi, więc rozmawiali swobodnie. Tylko Judasz nerwowo zerkał na Rafaela. W pewnej chwili usłyszałem, jak mówi do stojących obok ludzi:
– Cieszę się, że nie spałem dziś w jego domu.
„To smutne – pomyślałem – że niektórzy nie potrafią wybaczać”.
Podczas posiłku wokół domu Rafaela oraz na pobliskiej łące zebrał się tłum. Niektórzy pytali: „Czy to prawda, że jest tu Jezus z Nazaretu?". Inni odpowiadali im: „Tak, je obiad z Rafaelem".
– Piotrze, czy możesz powiedzieć stojącym na zewnątrz ludziom, że wkrótce wyjdę do nich, aby przemówić? – poprosiłem.
– Tak, Panie - odparł Piotr, podnosząc się, aby spełnić moją prośbę. Wkrótce wrócił i poinformował: – Panie, stoi tam naprawdę spory tłum, który powiększa się z minuty na minutę.
Napiłem się nieco i odparłem:
– Przemówię do nich teraz.
Gdy wyszedłem na zewnątrz, tłum naparł na Mnie, wołając: „Oto Jezus. Przemów do nas... Ulecz mnie... Pomóż mi”.
Moi przyjaciele odepchnęli nieco ludzi, by ci się cofnęli, a jakiś czas później udało im się ich uciszyć.
– Przyjaciele – zacząłem – przebaczenie to łaska, jaką Bóg oferuje wszystkim ludziom. Większość z was chce, aby Bóg wybaczył im wszelkie grzechy, wręcz spodziewacie się tego. Niemal każdy nosi w sercu nadzieję, że Bóg go kocha, i pragnie znaleźć się z Nim w Niebie. Większość ludzi mówi sobie: „Bóg rozumie, że jestem tylko człowiekiem, i przymknie oko na moje słabości”. Większość ludzi wyobraża sobie, że pewnego dnia zasiądą w Niebie, ponieważ litościwy Bóg kocha ich tak mocno, że im wybaczy.
Tak, to prawda, Bóg wybaczy wam wszelkie grzechy, ale nie znaczy to, że możecie grzeszyć dalej przez całe życie, aby przed samą śmiercią prosić o wybaczenie. Kiedy tylko zdacie sobie sprawę, że grzeszycie, powinniście z całych sił starać się zmienić. Jeśli zauważycie, że popełniacie grzech, nie wolno wam trwać przy dotychczasowym postępowaniu i oczekiwać, że kiedyś zostanie wam to wybaczone. Kiedy zrozumiecie, że grzeszycie, powinniście natychmiast postarać się zmienić.
Oczywiście najprawdopodobniej nie wytrwacie i zdarzy wam się kilkakrotnie zbłądzić, ale najważniejsze, że będziecie się starać. Usiłując przezwyciężyć grzech, pokazujecie Bogu, że chcecie wypełniać Jego przykazania, i nawet jeśli zbłądzicie, Bóg będzie wiedział, że staraliście się być lepsi. Bóg zrozumie, że zrobiliście, co w waszej mocy, i okaże wam łaskę.
Jeśli jednak popełniacie grzechy świadomie i mówicie: „To tylko mały grzech, nic takiego” lub: „Później spróbuję mniej grzeszyć” albo nawet: „Bóg mi wybaczy, ponieważ wie, że nie mogłem się powstrzymać”, pozwalacie, by w waszych sercach zagościła duma. Twierdzicie, że wiecie, jak postąpi Bóg i stawiacie się na równi z Nim, równocześnie ignorując Jego zalecenia. W końcu okaże się, że ciężko jest wam uzyskać przebaczenie, ponieważ nie prosiliście o nie szczerze, a zamiast tego uciekaliście się do wymówek. Przyjdzie wam zapłacić za to, że dopuściliście się pychy.
W przypadku innych ludzi duma będzie objawiała się nieco inaczej. Będą prosili o przebaczenie dla siebie, ale zarazem szybko zapomną o własnych błędach, a zaczną potępiać innych. Duma bowiem każe im myśleć: „Bóg może wybaczyć mi, ale nie temu człowiekowi” lub: „Wybaczono mi, jestem święty, ale temu złemu człowiekowi Bóg nie wybaczy”. Ludzie ci zapominają często o własnych złych uczynkach, a nieraz też grzeszą dalej, a mimo to tak łatwo im przychodzi potępianie innych. Są tak dumni, że wydaje im się, iż to oni mogą osądzać ludzi, a nie Bóg. Często są przekonani, że znają intencje Boga i wiedzą, jak On osądziłby innych.
Duma to grzech, który każdy nosi w sercu... Grzech, któremu łatwo możecie ulec, jeśli odwrócicie się od Boga. Możecie się jednak go ustrzec, jeśli w pokorze i z miłością zwrócicie się do Ojca i pozwolicie, aby wam towarzyszył za życia. Chcąc pokonać dumę, proście Boga, aby pomógł wam zobaczyć się takimi, jacy naprawdę jesteście, a także nauczył was, jak patrzeć na innych z miłością.
Kiedy skończyłem, zapadła zupełna cisza, którą przerwał dobrze ubrany mężczyzna:
– Duma może być grzechem, ale czy nie jest tak, że niektórzy z nas są lepsi od innych? Przejawia się to w naszej inteligencji, sposobie, w jaki zarabiamy na życie, i fakcie, że możemy być przykładem dla pozostałych. Zapewne dary, które dał nam Bóg, dowodzą, że jesteśmy lepsi! – zawołał.
– Przyjacielu, w oczach Boga wszyscy są równi. Niektórzy mogą być mądrzejsi od pozostałych, ale cóż to znaczy? Z powodu wiedzy ludzie mogą oddalić się od Boga i zamknąć w sobie. Lepiej mieć kochające serce niż bystry umysł – odpowiedziałem mu.
– Dlaczego zatem Bóg uczynił niektórych mądrzejszymi? – zapytał mężczyzna.
– Dary Boże mają służyć dobru wszystkich, a nie tylko jednej osobie, której je powierzono. Mądry powinien korzystać z inteligencji tak, aby pomóc potrzebującym. Bogaty powinien podzielić się dobytkiem, aby wszystkim żyło się dobrze. Jeśli ktoś ma wielkie serce, powinien obdarować miłością innych i w ten sposób wzmocnić ich. Rzemieślnik powinien wykorzystywać swoje umiejętności tak, aby pomóc innym.
Z darów, jakimi obdarza was Bóg, powinniście korzystać tak, aby pomóc innym. Należy dzielić się z tymi, których Bóg nie obdarował tak hojnie. Pamiętajcie zawsze, że Bóg może odebrać wam to, co wcześniej dał – powiedziałem..
Człowiek w drogim ubraniu odwrócił się i odszedł. Było Mi smutno z jego powodu, ponieważ stanowił przykład człowieka, w którego sercu zwyciężyła duma.
Udaliśmy się do następnej miejscowości, gdzie czekali Moi uczniowie. Rozbili obóz nad jeziorem, więc kiedy nadeszliśmy, część z nich zażywała orzeźwiającej kąpieli. Dzień był naprawdę ciepły. Uczniowie zgromadzili się wokół nas i zaczęli wypytywać, co robiliśmy podczas ostatnich dwóch dni. Potem opowiedzieli o tym, jak wielu ludzi w tym czasie przyszło się z nimi zobaczyć. O chorych, spośród których tylko część została uleczona. Zastanawiali się, dlaczego nie udało im się uzdrowić wszystkich.
– Czy zdarzyło wam się zwątpić? – zapytałem.
– Tak, czasem tak – przyznali, patrząc w ziemię.
– Zatem to na pewno jeden z powodów. Kiedy poddajecie się zwątpieniu, budujecie barierę pomiędzy sobą a Mną. Czasem jednak nie możecie uzdrowić ludzi także dlatego, że nie chce tego Bóg, ponieważ wie, że serce kalekiego człowieka przestanie być czyste, gdy ten zostanie uleczony. W przypadku niektórych ludzi jest tak, że są blisko Boga właśnie dzięki swoim ułomnościom. Czasem Bóg też chce, aby poprzez chorych ludzie uczyli się miłości i współczucia, w ten sposób zbliżając się do Niego. Chorzy mogą więc być błogosławieństwem, dzięki któremu ludzie nauczą się, jak żyć w miłości – wytłumaczyłem.
W pewnej chwili podszedł do Mnie Mateusz.
– Panie, czy mogę z Tobą pospacerować? – zapytał.
– Oczywiście, przyjacielu – odpowiedziałem radośnie.
– Panie, źle dziś spałem. Mam pewien problem – wyjaśnił Mateusz.
– Co cię trapi, przyjacielu? – zapytałem, okazując zatroskanie, mimo że wiedziałem, co Mi powie.
– Panie, widziałem, jak Judasz segreguje pieniądze, a następnie zakopuje część z nich niedaleko stąd. Dlaczego on... to robi? – zapytał.
– Przyjacielu, nie przejmuj się tym, inaczej ciężko będzie ci skupić się na modlitwie i miłości Bożej, możesz też stracić zaufanie do innych. W ten sposób grzech jednego człowieka niszczy innego. Zawsze kieruj się miłością, pamiętając, że każdy grzesznik to osoba, która wpadła w pułapkę zastawioną przez zło. Módl się za grzeszników, pomagaj im, ale ich nie potępiaj. Dzięki temu ich grzech nie dosięgnie ciebie i będziesz nadal żył w zgodzie z Bogiem – pouczyłem go.
– Tak, Panie. Teraz zrozumiałem, że myśli o Judaszu rozproszyły mnie, poczułem złość i próbowałem go potępiać. Ciężko jest jednak powstrzymać te uczucia, kiedy widzimy człowieka postępującego źle.
– To, że ktoś zachowuje się niewłaściwie, nie znaczy, że ty masz robić to samo, w ten sposób bowiem dasz się złapać w pułapkę zła. Kochaj, wybaczaj, bądź wyrozumiały i staraj się pomóc grzesznikom pokonać ich słabości. Daj im tyle szans, ile potrzebują – poradziłem.
– A co, jeśli dalej będą grzeszyć i w żaden sposób nie okażą skruchy? Co wtedy, Panie? – zapytał Mateusz, mając na myśli pomoc, jaką do tej pory otrzymał Judasz, a z której nie skorzystał.
– Wtedy też nie należy się od nich odwracać, a tylko potępić grzechy, jakich się dopuszczają. Pamiętaj, że wszyscy ludzie to dzieci Boże, podobnie jak i ty, więc zawsze powinieneś być gotowy im pomóc – wyjaśniłem.
– Ale niektórzy ludzie nie słuchają, co się do nich mówi.
– To już ich wybór. Tak samo ty możesz wybrać, czy im pomożesz, czy nie. Czy jednak, gdy oni dokonają złego wyboru, ty powinieneś robić to samo? Jeśli będziesz postępował dobrze, być może pewnego dnia, patrząc na twój przykład, grzesznik nawróci się. To od ciebie zależy, czy będziesz mógł służyć mu za wzór, okazując miłość, przebaczenie i pokładając ufność w Bogu.
– To trudne, Panie – odpowiedział Mateusz.
– Droga, którą proponuję, nie jest prosta, ale wiedzie do Nieba – odparłem.
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu, po czym Mateusz zapytał:
– A jeśli zły człowiek się nie zmieni?
– Wówczas z własnej woli wybierze śmierć. Karą za grzech jest wieczne cierpienie, a nagrodą za miłość życie wieczne – odpowiedziałem, widząc tych wszystkich, którzy żyli w grzechu i nie żałowali tego ani nie przyjęli miłości i przebaczenia, a także cierpienie, jakie sami sobie zgotowali. Potem ujrzałem tych, którzy co prawda grzeszyli, ale pożałowali swych uczynków i szukali przebaczenia – ci zasłużyli na wieczne życie w Niebie.
– Zawsze kochaj, zawsze wybaczaj i zawsze proponuj pomoc innym – powiedziałem do Mateusza. – W ten sposób uratujesz zabłąkane dusze od wiecznego bólu.
– Panie – odezwał się Filip – niektórzy są czasem na Ciebie tak wściekli, że mogliby Cię zabić. Nie rozumiem, dlaczego tak się zachowują. Przecież Ty tylko mówisz im prawdę. Tłumaczysz Pismo Święte, okazujesz miłość i przyjaźń każdemu z nich. Dlaczego je odrzucają, skoro sami mówią o wadze tych uczuć, gdy są w synagodze?
– Złość jest częścią człowieka od czasu grzechu Adama – odpowiedziałem. – Ludzie noszą w sobie dumę, której niemal nie sposób wykorzenić. Duma ta każe im wierzyć, że każdy, kto się z nimi nie zgadza, nie ma racji. Każdy, kto rozumie życie inaczej niż oni, jest według nich w błędzie. Każdy, kto nie robi tego, co chcą, postępuje źle. Duma jest tak nieodłączną częścią charakteru człowieka, że często pozostaje niewidoczna. Duma pochodzi od Szatana, który zastawia na ludzi pułapki i zwodzi ich. Walka z dumą to bitwa, jaką musi stoczyć ludzkość. Bitwa, w której będzie wielu przegranych. Dopiero gdy pokonacie dumę, pozwolicie, aby drzemiąca w was miłość stała się widoczna. Duma to okowy, które ograniczają ludzi, łamiąc wiele serc i gubiąc niejedną duszę.
Wkrótce opuściliśmy miasto i dołączyliśmy do innych wędrowców zmierzających do Jerozolimy. Moi uczniowie byli podekscytowani na myśl o odwiedzeniu świętego miasta, ale nie wiedzieli, że dotarcie do niego zajmie nam więcej czasu, niż przewidywali.
– Panie, na drodze jest wielu ludzi. Musimy iść powoli – powiedział Piotr.
– Wkrótce zboczymy z drogi i nieco odpoczniemy. Potrzebuję czasu na modlitwę i rozmyślania – odpowiedziałem. Po wielu dniach wędrówki czułem zmęczenie.
– Panie... – zaczął niepewnie Piotr.
– Tak, przyjacielu?
– Panie, dziś rano naprawdę było mi przykro. Wstydziłem się, że tak łatwo potrafię wrócić do starych nawyków. Zawiodłem Cię – powiedział.
– Piotrze, przyjacielu, nie powinieneś się wstydzić, lecz wyciągnąć wnioski z tego, co dzisiaj się wydarzyło – uspokoiłem go. – Spójrz, jak łatwo jest ulec pysze. Należy być czujnym w każdym momencie, we wszystkim, co robimy. Pamiętaj, że Szatan tylko czeka, by wykorzystać najmniejszą chwilę słabości. Prowadzisz nieustanną walkę ze złem. Zachowuj czujność przez cały czas, bądź świadom własnych wad i pilnuj się. Wówczas nie upadniesz tak łatwo.
– Od kiedy mi wybaczyłeś tego ranka, lekko mi na duszy, a moje słabości nie wydają się aż tak dotkliwe – zdumiał się Piotr.
– W Moim darze wybaczenia jest siła, która przyda się wielu i pomoże im walczyć ze złem. Niestety, nie każdy ją dostrzega – odpowiedziałem z myślą o Judaszu, któremu nigdy nie przyszło do głowy prosić o wybaczenie.
– Panie, chyba już nigdy nie będę grzeszył – odparł Piotr.
– Bądź ostrożny i nie myśl w ten sposób. Każdy człowiek grzeszy, a jeśli wydaje mu się, że jest do tego niezdolny, grzech przychodzi jeszcze szybciej. Bądź świadom swojej słabości, a we Mnie szukaj siły. Wiedz, że nie staniesz się idealny, dopóki nie znajdziesz się w niebie. Częścią twojego człowieczeństwa jest duma, która może cię ze Mną rozłączyć. Wiedząc o niej, proś o łaskę, która pozwoli ci ją przezwyciężyć, a walka od razu stanie się łatwiejsza – wyjaśniłem.
– Tyle się jeszcze muszę nauczyć – powiedział Piotr. – Czy kiedykolwiek uda mi się wszystko pojąć?
– Uda się, przyjacielu – odparłem, myśląc o dniu, w którym Duch Święty oświeci duszę Mojego drogiego towarzysza. Piotr nic nie powiedział i pogrążył się w myślach, rozważając to, co ode Mnie usłyszał. Tymczasem zwrócił się do Mnie Jan:
– Panie, czy mi także wybaczysz? Tego ranka myślałem podobnie jak Piotr, a wiem, że nie powinienem.
– Oczywiście, że ci wybaczę, tak samo jak wybaczam wszystkim ludziom, którzy tego pragną – uśmiechnąłem się do niego.
– Jak to możliwe, że przebywamy z Tobą codziennie, a i tak wciąż grzeszymy? Być może nie jesteśmy godni Twego towarzystwa? – zastanawiał się Jan.
– To, jak blisko Boga jesteście, nie ma znaczenia. Każdy człowiek posiada skłonność do grzechu, nawet jeśli jest świętym mężem. Ważne, byście starali się nie grzeszyć, a gdy już zgrzeszycie, przyznali się do błędu. Jesteście bowiem słabi i tylko w Bogu znajdziecie siłę do walki z grzechem. Nie należy myśleć: „To moja słabość, więc nic nie mogę z tym zrobić”. Wówczas bowiem słabość ta będzie się ujawniać częściej, a także pojawią się inne. Trzeba wierzyć, że Boża miłość pomoże wam w walce z wadami, i starać się żyć tak, aby dzięki tej miłości wady zmieniły się w zalety – wyjaśniłem spokojnie.
– Nie rozumiem, jak słabość może stać się zaletą – odpowiedział Jan.
– Słabość staje się twoją mocną stroną wtedy, kiedy wykorzystujesz ją po to, by być bliżej Boga. Gdy widzisz siebie takim, jakim jesteś, oraz wiesz, że tylko dzięki Bogu możesz być takim, jakim cię stworzono, twoja słabość pomoże ci z pokorą zaakceptować Boskie miłosierdzie. Wady stają się zaletami dzięki Bożej łasce, gdy otwierasz serce i mówisz: „Bez Ciebie, Boże, jestem nikim. Pomóż mi być takim, jakim chcesz, abym się stał”. Wówczas twoja słabość pomoże ci uczynić krok w stronę Boga, a wada stanie się zaletą. Tylko od ciebie zależy, czy to dostrzeżesz. Gdy zamilkłem, Jan podniósł na Mnie wzrok i powiedział:
– To wydaje się takie proste, gdy o tym mówisz, ale jest tak trudne do wykonania.
– Trudno jest wówczas, gdy za dużo się martwicie i zbyt słabo ufacie Bogu – odpowiedziałem.
– Tak, łatwo jest się martwić, prawda? – zapytał Jan.
– Zadręczanie się nigdy nie zmienia niczego na lepsze, a tylko pogarsza sytuację – zawyrokowałem, widząc przed oczami tych wszystkich ludzi, którzy trapili się wieloma rzeczami, a zapominali o najważniejszej: o zaufaniu do Boga.
Jakub zbliżył się do nas i patrząc na Jana, powiedział:
– Panie, przepraszam za moje zachowanie dziś rano. Nie wiem, dlaczego zacząłem kłócić się z Janem. Jestem takim głupcem. Proszę, wybacz mi. Janie, mam nadzieję, że ty również mi wybaczysz.
Jan uśmiechnął się do Jakuba i odparł:
– Nie mam czego ci wybaczać, bracie. Sam także źle się za chowałem.
– Jakubie, cieszę się, że widzisz swoje błędy oraz że prosisz o wybaczenie tego, którego potraktowałeś niesprawiedliwie. To ważne, by tak czynić, gdy zranimy innych. Okazujemy wówczas prawdziwy żal, a zarazem dajemy drugiemu człowiekowi szansę, aby nam wybaczył – powiedziałem.
Jan podniósł nieco głos:
– Tak, czasami trudno jest wybaczyć ludziom. Niekiedy złe myśli tkwią w umyśle. Kiedy jednak Jakub poprosił mnie o przebaczenie, poczułem się szczęśliwy i wiedziałem, że jedyne, czego chcę, to go kochać. Cieszę się, że przeprosił, ale... Jakubie, ty również musisz mi wybaczyć. Ja także postąpiłem źle.
– Bracie, naturalnie, że ci wybaczę, w końcu moja wina jest większa od twojej – odpowiedział Jakub.
– Nie, nie! To ja źle postąpiłem – spierał się Jan.
– Przyjaciele – wtrąciłem się - nie pokłóćcie się teraz o to, kto co zrobił. Przyznajcie po prostu, że każdy z was popełnił błąd i wybaczcie sobie nawzajem.
Jakub i Jan ucichli. W następnych godzinach wszyscy Moi uczniowie za wyjątkiem Judasza podeszli, by prosić Mnie o przebaczenie, Judasz tymczasem był przekonany, że nie zrobił nic złego, więc nie oczekiwał Mojego wybaczenia. Pomyślałem, że to bardzo smutne, iż ten, który najbardziej potrzebuje przebaczenia, nie zdaje sobie z tego sprawy.
Potem zaczęliśmy śpiewy na chwałę Pana, intonując znane nam hymny i psalmy. Z każdym słowem narastała atmosfera podekscytowania, więc Moi przyjaciele wstali i – przepełnieni radością kochającego Boga – zaczęli tańczyć. Widok szczęśliwych przyjaciół sprawił mi prawdziwą przyjemność i cieszyłem się, że zdecydowaliśmy się spędzić tę noc przy drodze..
Gdy Moi uczniowie zgodnie klaskali w dłonie w rytm melodii, ujrzałem bicz, który wkrótce miał ranić moją skórę. Każde ich uderzenie w dłonie zdawało się uderzeniem bicza, każde klaśnięcie mówiło o bólu, którego wkrótce miałem zaznać. Przez chwilę poczułem się bardzo słaby, a potem spojrzałem na Moich przyjaciół i przypomniałem sobie, dlaczego muszę przez to przejść. Napełniła Mnie siła miłości do ludzi i wiedziałem, że chętnie zniosę ból, by uratować Moją rodzinę na ziemi.
– Dlaczego płaczesz, Panie? – zapytał Jakub.
– Cieszę się, widząc waszą radość – odpowiedziałem.
– Czy mogę coś dla Ciebie zrobić, Panie? – zapytał zatroskany Jakub.
– Nie, przyjacielu. Nic poza tym, że chciałbym, abyś zawsze Mnie kochał – odpowiedziałem łagodnie, myśląc o tym, jak samotny będę się czuł, wisząc na krzyżu.
– Będę, Panie. Zawsze – zapewnił Mnie Jakub, zastanawiając się, dlaczego widzi Mnie w takim nastroju.
– To wszystko, o co proszę – odparłem. – To wszystko, czego oczekuję od każdego człowieka.
Następnie zacząłem klaskać w dłonie razem z innymi i uśmiechnąłem się do Jakuba, a potem dołączyłem do śpiewających, oddalając od siebie smutne myśli o czekającej Mnie męce.
Rozejrzałem się i zobaczyłem pozostałych uczniów, którzy zebrani w kręgu niedaleko Mnie modlili się. Słowa ich modlitwy poruszyły Moje serce i w tym momencie poczułem, jak ich miłość napełnia Mnie radością.
(...) Nawet Judasz nie myślał o niczym innym jak tylko o modlitwie, a na jego twarzy dostrzegłem spokój, który nie gościł tam często.
Bartłomiej odezwał się do Mnie cicho:
– Modlą się już od dawna. Szkoda, że nie mogę być z nimi, ale to moja kolej przygotowania posiłku. Posmutniał.
– Pracując dla innych, także się modlisz wyjaśniłem.
– Co masz na myśli, Panie? Gotowanie nie bardzo kojarzy mi się z modlitwą – odrzekł Bartłomiej.
– Każda praca, jeśli ofiarujesz ją Bogu i wykonujesz ją dla Boga, staje się modlitwą. Wszystko, co robisz, powinieneś uważać za uczynki wykonywane z powodu miłości do Boga, wykonywane po to, by Go zadowolić... wówczas każdy twój czyn będzie modlitwą. W twoim życiu każdy jeden oddech jest darem od Boga, a zarazem z każdym oddechem akceptujesz ten dar. Wykorzystaj go tak, aby w każdym czynie, nawet najmniejszym, oddać hołd Jego chwale. Znajdź sposób, by wykorzystać Boży dar w celu pomocy innym. Służ im w jego imieniu, a każdy uczynek stanie się modlitwą. Życie samo w sobie może być niekończącą się modlitwą, jeśli postarasz się, by wszystko robić dla Boga, w podziękowaniu za dar życia. Nie myśl nigdy, że czynność, którą wykonujesz, jest nieważna czy mało istotna dla Boga, ponieważ nawet najprostsze zadanie może stać się modlitwą, zyskując tym samym wielką wagę – odpowiedziałem.
– Mimo wszystko, Panie, chciałbym się pomodlić z nimi odrzekł Bartłomiej, zerkając na pozostałych.
– Przyjacielu, zrozum, że dzięki temu, iż poświęciłeś się i przygotowałeś posiłek, oni mogli się spokojnie modlić. Dałeś przyjaciołom możliwość wspólnego zbliżenia się do Boga. Twoja ofiara sama w sobie jest modlitwą – odpowiedziałem.
– To prawda. Gdybym dziś nie gotował, inni musieliby to zrobić, więc nie mogliby się modlić. Nie pomyślałem o tym.
– Zobacz, jak wspaniałą modlitwą jest praca. Modlitwę, która pomaga innym zbliżyć się do Boga – oznajmiłem.
– Gotowanie modlitwą! Może powinienem gotować częściej? – uśmiechnął się Bartłomiej, równocześnie kontynuując przygotowywanie jedzenia.
Wkrótce wszyscy zebrali się wokół ogniska. Wyglądali na szczęśliwych, modlitwa przyniosła im radość.
– Panie? – odezwał się znowu Filip. – Panie, dlaczego niektóre narody walczą dla Rzymu zamiast przeciw niemu? To bez sensu. Myślę, ze Rzym uciska także Syryjczyków, po cóż więc dla niego walczą?
– Czasem ludzie myślą tylko o sobie. Nie liczą się dla nich Bóg, kraj, naród czy nawet rodzina. Wielu gotowych jest poświęcić własne dusze, jeśli tylko mogą zyskać władzę lub wpływy, bogactwo czy sławę, jedzenie, które zaspokoi ich głód, czy pieniądze, które zaradzą ich ubóstwu. Często nie zdają sobie sprawy z tego, co czynią, gdyż zaślepia ich egoizm. Często wierzą, że ich uczynki świadczą o odwadze i sile, ale tak naprawdę są słabi. Silni są ci, którzy opierają się złu bez względu na cenę i moc pokusy. Silne serce to dar od Boga, który przyjąć mogą tylko pokorni. Dzięki niemu nawet głodujący i umierający nie poddadzą się złu. To prawdziwa siła, która w dzisiejszym świecie uznawana jest za słabość – wyjaśniłem, myśląc o odwadze, jaką okażą w przyszłości męczennicy, których jednak wielu będzie wyśmiewało jako słabych i głupich. Ludzie często bywają zaślepieni, co prowadzi do nienawiści, ta zaś – prosto do piekła.
Filip z Andrzejem zaczęli dyskutować o tym, co przed chwilą powiedziałem. Przysłuchując się ich rozmowie, zacząłem się zastanawiać, jak wielu ludzi w przyszłości będzie rozważać moje słowa oraz jak część z nich dostrzeże w nich tylko to, co sami będą chcieli widzieć. Nie będą w stanie zaakceptować Mojej nauki, ponieważ musieliby najpierw zmienić swoje życie. Czasem ci sami ludzie będą dzielić się z innymi błędnym rozumieniem Moich nauk, a przez to podzielą się też popełnionymi przez siebie błędami. Kiedy inni zaakceptują ich uczynki, złe postępowanie przestanie być złym, lecz będzie wydawało się dobre; zaślepienie będzie obecne w każdym miejscu na świecie, w każdym momencie życia, a pozbyć się go będzie można tylko dzięki Mnie.
– Judaszu, przyjacielu – zwróciłem się do niego, zwalniając, by iść równo z nim – wybaczenie jest ważne, bez niego nie zaznasz w życiu radości. Zobacz, jacy szczęśliwi są pozostali. Ty również powinieneś się cieszyć. Przez to, że nosisz w sobie poczucie krzywdy i nie chcesz zapomnieć o gniewie, jesteś smutny. Gdy wybaczysz, twoje serce będzie gotowe na przyjęcie miłości i radości – wyjaśniłem.
– Tak, Panie – zgodził się Judasz pełnym żalu głosem, który świadczył o tym, że Moje słowa do niego nie dotarły.
– Judaszu, jesteś smutny, nieszczęśliwy i czujesz się pokrzywdzony, ponieważ wciąż chowasz urazę. Pozbądź się jej, przyjacielu, i ciesz się życiem, bowiem jedyną osobą, która cierpi, jesteś teraz ty – powiedziałem z miłością. – Nie chcę, by tak było, ponieważ cię kocham, przyjacielu.
– Postaram się, Panie – odpowiedział Judasz, a po jego twarzy poznałem, że jest szczery. – Czasem jednak trudno mi jest się nie złościć, ponieważ pozostali mnie krytykują.
„Ach, Judaszu, znowu Mnie nie słuchałeś?” – pomyślałem. Tymczasem dołączył do nas Piotr:
– Czy wszystko w porządku, Panie? – zapytał. Uśmiechnąłem się do niego ponuro, ale nie odpowiedziałem.
– Judaszu, czemu jesteś taki smutny? Rozchmurz się, wszystko będzie dobrze. Wkrótce dotrzemy do Jerozolimy, pomyśl tylko! – zawołał Piotr, obejmując Judasza ramieniem.
– Nie mogę się doczekać – mruknął Judasz, a jego twarz rozpogodziła się, gdy tylko pomyślał o wizycie w świętym mieście.
– Jak każdy! – zawołał wesoło Piotr. – Pamiętasz, jak byliśmy tam ostatnio? Te tłumy, jedzenie, zabawę?
Judasz wyprostował się i szedł już o wiele weselej niż przez kilkoma minutami.
– Tak, było wspaniale, prawda? – odpowiedział szczęśliwy.
– Pamiętasz, ilu tam było ludzi? Niektórzy przyjechali z dalekich stron. Przypomnij sobie tylko ich ubrania, jedzenie i muzykę, którą słychać było wszędzie! Uwielbiam Jerozolimę!
– Wszyscy ci ludzie pragnęli odwiedzić świątynię. A gdy nasz Pan przemawiał, wielu go wysłuchało. Uzdrowił wielu z nich, a potem zostali oni Jego przyjaciółmi – dodał Piotr.
Gdy słuchałem, jak Piotr pociesza Judasza i pragnie mu pomóc, przypomniałem sobie wszystkich ludzi, którzy byli gotowi zrobić to samo z dobroci serca. Ludzi, którzy potrafili zauważyć osoby smutne, przygnębione, niekochane czy niechciane. Umieli spostrzec to, co dla wielu pozostawało niewidoczne, a następnie podzielić się miłością i dać nieco szczęścia samotnemu sercu. Ludzie ci, pełni współczucia i troski, odnajdą serce Boga, które będzie czekało na nich w wieczności. Okazana przez nich miłość zostanie im wynagrodzona tak, jak nawet nie potrafiliby sobie wyobrazić. Wynagrodzona przez Boga.
Znów zapadł zmierzch, Moi uczniowie dorzucili więc drewna do ognia, by jego ciepło ogrzało każdego z nas.
– Ktoś idzie – zauważył Piotr, i wszyscy odwrócili się, nasłuchując głosów ludzi idących od strony, w którą mieliśmy udać się następnego dnia.
– Ktoś już tu jest i pali ogień! – usłyszeliśmy okrzyk najwyraźniej zmęczonego mężczyzny.
– Nareszcie. Mówiłeś, że dotrzemy na miejsce wcześniej – rozległ się zdenerwowany kobiecy głos.
– Matko, zrobił, co mógł. Proszę, nie gniewaj się na mojego męża – nalegała druga kobieta.
– Męża, ha, ha! Co z niego za mąż? – zadrwiła pierwsza z kobiet.
Gdy wędrowcy pojawili się w zasięgu naszego wzroku, zobaczyliśmy obwieszonego pakunkami mężczyznę, a za nim dwie kobiety. Jedna z nich siedziała na osiołku prowadzonym przez drugą.
– Witajcie – odezwał się do nas mężczyzna. – Czy możemy przenocować tu razem z wami?
– Oczywiście, witajcie – odezwał się Piotr, który podniósł się z miejsca.
– Dlaczego on ich pyta, czy możemy tu zostać? – zrzędziła kobieta na osiołku. – Toć to miejsce dostępne dla każdego podróżnego.
– Matko, tak nakazuje grzeczność – powiedziała łagodnie jej córka.
Gdy podróżni zbliżyli się do ognia, wstaliśmy, by się przywitać.
– Witajcie, przyjaciele – odezwał się Piotr serdecznie, tymczasem mężczyzna zaczął zdejmować z siebie bagaż.
– Pozwól, że ci pomogę – zaproponował młody Jakub i razem z Janem wzięli kilka tobołków od nieznajomego.
– Ostrożnie – upomniała kobieta na osiołku. –Czy naprawdę nikt nie pomoże mi zejść z tego zwierzęcia?
– Proszę, przytrzymaj się mojej ręki – zaproponował Andrzej, który podszedł do niej.
– Ech – stęknęła kobieta, schodząc na ziemię. – Kim więc wy wszyscy jesteście? – zapytała.
– Idziemy do Jerozolimy na święto Paschy – powiedział spokojnie Szymon.
– Jerozolima – odparła kobieta. – Gdy tylko dotrzemy do domu i odpoczniemy trochę, także się tam wybieramy.
Córka i jej mąż spojrzeli na nas, jak gdyby chcieli powiedzieć: „Przepraszamy za jej nieuprzejmość".
– Jedliście już? – zapytała szorstko kobieta.
– Nie, jeszcze nie – odpowiedział Bartłomiej, który już nie mógł doczekać się przygotowywania posiłku. Ostatnio często podejmował się tego zadania.
– Dobrze, zatem zjemy z wami – oznajmiła kobieta i odwróciła się do zięcia. – Połóż moje rzeczy tam, a bagaż córki tuż obok – poleciła, wskazując najlepsze miejsce przy ogniu.
– Matko, nie jesteśmy tu sami. Myślę, że powinniśmy rozpalić własne ognisko – zauważyła z zakłopotaniem córka.
– Proszę, skorzystajcie z naszego ognia, poczęstujcie się jedzeniem – powiedziałem z uśmiechem.
– Widzisz? – zapytała starsza kobieta. – Ruszaj się – powiedziała jeszcze do zięcia, popychając go, by się pospieszył.
– Ale, Panie, ja tam miałem spać – jęknął Judasz.
– To niewielkie poświęcenie, Judaszu – odpowiedziałem, a Judasz zrozumiał, że nie osiągnie wiele w tej sprawie.
– Tak, Panie – odpowiedział zrezygnowanym tonem i położył swoje rzeczy przy Filipie, który także musiał się nieco posunąć. Wówczas zmęczony zięć kobiety ułożył bagaże na miejscu, które pokazała.
– Dziękuję – powiedziała do Mnie. – Ktoś jednak ma szacunek dla starszych.
Uśmiechnąłem się do niej łagodnie i odpowiedziałem:
– Mam szacunek do wszystkich ludzi. Każdy zasługuje na respekt, skoro jest stworzeniem Bożym, prawda?
– Zapewne masz rację – odparła, choć nie słuchała Mnie zbyt uważnie, zajęta przepychaniem się w kierunku swojego miejsca. Piotr uśmiechnął się do Mnie.
Gdy kobieta przygotowywała sobie posłanie, jej córka rozkładała rzeczy należące do niej i do męża. Mężczyzna natomiast podszedł do Mnie.
– Przepraszam za nią – powiedział. – Zrobiła się taka zgorzkniała po tym, jak umarł jej mąż.
– O czym mówisz?! – krzyknęła staruszka. – Obmawiasz mnie za plecami?
– Cicho, mamo – poprosiła córka i objęła ramieniem kobietę. – Usiądź, przyniosę ci coś do picia.
Matka usiadła. Zaczęła się rozglądać, a z jej oczu wręcz wyzierał jad, ale zgodnie z życzeniem córki nie powiedziała nic więcej.
– Panie, czy mam zabrać się za przygotowanie jedzenia? – zapytał z niepokojem Bartłomiej, który bał się, że kobieta zaraz mu przerwie.
– Najpierw pomódlmy się do Ojca, by podziękować za nasze spotkanie. Za towarzystwo, którym będziemy się cieszyli tego wieczora, oraz za jedzenie, które Bóg nam daje – zaproponował Mateusz.
– Tak, przyjacielu. Widzę, że natchnęły cię niebiosa – przytaknąłem, wiedząc, że Duch Święty podpowiedział Mateuszowi, by pomodlić się za tę rodzinę. Jej członkowie niewątpliwie tego potrzebowali.
– Przynajmniej się modlicie. To już coś – wcięła się staruszka.
Judasz Iskariota podszedł do niej.
– Zawsze modlimy się przez posiłkiem – powiedział. – Czy chcesz, bym dziś trzymał twoją dłoń, gdy będziemy to robić?
Miny Moich uczniów, którzy to usłyszeli, były naprawdę warte utrwalenia. Po raz kolejny zauważyłem w Judaszu wielką miłość, którą żywił do wszystkich matek.
– Jaki miły z ciebie człowiek! – uśmiechnęła się staruszka. – Pozwalasz mi spać na swoim miejscu i zapraszasz do wspólnej modlitwy. Z pewnością twoja matka nauczyła cię takiego szacunku.
– Jeśli mógłbym coś jeszcze dla ciebie zrobić, zawołaj – powiedział zadowolony Judasz.
Zapadła cisza. Wszyscy uczniowie patrzyli na Judasza ze zdziwieniem.
– Pomódlmy się – powiedziałem i razem z zebranymi odmówiłem modlitwę do Ojca, tak jak zasugerował Mateusz.
Skończyliśmy pół godziny później, a następnie rozpoczęły się przygotowania do posiłku. Bartłomiej oznajmił naszym nowym znajomym:
– Dziś mamy tylko ciepły chleb, miód i mleko, ale mam nadzieję, że się najecie – powiedział.
– Daj mu to – powiedziała starsza kobieta, wręczając Judaszowi tobołek. – W środku jest baranina.
Judasz wziął pakunek, a kobieta pogładziła go po twarzy, mówiąc:
– Wspaniały z ciebie chłopak.
– Dziękuję – powiedział Bartłomiej, biorąc tobołek od Judasza. – To będzie miła odmiana.
Kobieta zajęła się rozmową z Judaszem, który czuł się bardzo dobrze w jej towarzystwie. Zauważyłem smutek na twarzach córki i jej męża. Córka spostrzegła, że na nich spoglądam, skinąłem więc na nią, jednocześnie podchodząc do drzewa od strony łąki. Wkrótce podeszła do Mnie razem z mężem.
– Co was martwi? – zapytałem.
– Oj, to nic takiego – odparł mężczyzna.
– Możecie mi powiedzieć – nalegałem.
– Powiedz Mu, Jonatanie – zachęciła go żona.
– To matka mojej żony. Zawsze zachowuje się źle, jest niemła dla większości ludzi. Traktuje mnie jak służącego, a nie syna. A teraz popatrz, zachowuje się tak, jakby ten mężczyzna, którego dopiero co spotkała, był jej synem. Przez kilka minut okazała mu więcej uczucia niż nam przez całe lata. Czasem chciałbym, aby z nami nie mieszkała – powiedział. Wiedziałem, że nie myśli tak naprawdę, ale lata znoszenia nieuprzejmości teściowej zrobiły swoje.
– Kiedy to się zaczęło? – zapytałem, mimo iż znałem odpowiedź.
– Gdy zmarł mój ojciec – odpowiedziała kobieta ze smutkiem. – To było ponad trzy lata temu, od tego dnia stała się nie do zniesienia – zauważyła oskarżycielskim tonem.
– Każdy dzień do koszmar. Niegdyś wstawałem rano szczęśliwy i wesoło witałem nadchodzący dzień. Teraz każdego ranka boję się, co mnie czeka – potwierdził Jonatan.
– Myślę, że wciąż cierpi po stracie męża – wyjaśniłem.
– Minęły już trzy lata. I jeszcze oskarża wszystkich o jego śmierć. Albo pyta się: „Dlaczego on żyje, a mój mąż nie?". Dla mnie to nie żałoba, lecz zgorzkniałość – odparł Jonatan, w którego głosie także dźwięczała nuta goryczy. „Jakże zaraźliwy jest grzech”, pomyślałem.
– Tak, wciąż jest w żałobie. Zachowuje się w ten sposób, ponieważ czuje się samotna. Atakując innych, ukrywa ból. Poza tym jest przekonana, że jeśli ona cierpi, pozostali też powinni cierpieć – wyjaśniłem. – Dopiero gdy upora się z samotnością, pozbędzie się gniewu i urazy.
– Ale jak mamy jej pomóc? Próbowaliśmy wszystkiego – powiedziała córka z rozpaczą w głosie.
– Miłość jest odpowiedzią – rzekłem.
– Próbowaliśmy. Kiedy zmarł jej mąż, starałem się zrobić niej wszystko, co tylko możliwe. Usiłowałem okazywać jej jak najwięcej miłości, ale nie zwracała na mnie uwagi – przerwał Jonatan.
– Czasem potrzeba o wiele więcej czasu, niż moglibyśmy się spodziewać – powiedziałem.
– Ale minęły już ponad trzy lata – zauważyła z niedowierzaniem córka.
– Tak, ale jak szybko zaczęliście okazywać jej zdenerwowanie, urazę, a nawet nienawiść? Jak prędko zauważyliście, że trudno jest wam zwracać się do niej z miłością?
– Po kilku miesiącach miałem dość. Zacząłem ją ignorować, mając nadzieję, że w końcu się zmieni – odpowiedział Jonatan. – A Elżbieta, moja żona, cały czas usiłuje okazywać miłość matce, ale jej uczucia zmieniły się tak samo jak moje.
Kobieta skinęła głową i dodała:
– Wiem, że to moja matka, ale nie wiem, czy potrafię dalej ją kochać.
– Widzicie sami, że to nie były trzy lata, lecz zaledwie kilka miesięcy. Miłość uleczy serce twojej matki. Ona krzyczy, prosząc o miłość, chce, by ulżyć jej samotności i bólowi. Musicie spróbować odpowiedzieć na jej wołanie.
– Ale jak? To takie trudne – powiedział Jonatan.
– Prawdziwa miłość nie znika, gdy przychodzą ciężkie czasy, lecz dodaje sił. Prawdziwa miłość stawia czoło bólowi, obelgom i wymaganiom. Przyjmuje je wszystkie i każe dalej kochać. Prawdziwa miłość stawia opór temu, co pragnie ją zniszczyć, i każe mówić: „Im trudniej mi będzie, tym mocniej będę kochać”. Prawdziwa miłość świeci jasno mimo udręki i trwa wiecznie – wyjaśniłem.
– Ale jak mamy znaleźć w sobie tyle miłości? – zapytała Elżbieta.
– Miłość pochodzi jedynie od Boga. Bóg dał swoją miłość każdemu człowiekowi. Każdy ma ją w sercu, wystarczy ją uwolnić.
Trzeba prosić Boga w szczerej modlitwie, by otworzył wasze serca i wlał w nie moc pochodzącą od Jego miłości.
– Wydaje się, że Bóg jest tak daleko. Modliliśmy się, ale nic się nie wydarzyło. Życie toczyło się dalej – tłumaczył zdenerwowany Jonatan.
– W końcu jednak przestaliście się modlić, gdyż odnieśliście wrażenie, że wasze modlitwy nie zostały wysłuchane. Tak jak w miłości, również w modlitwie należy być wytrwałym nawet wtedy, kiedy jest wam trudno. Wówczas Bóg was wysłucha – dodałem, pragnąc dodać im otuchy.
– Myślę, że Bóg o nas zapomniał – odpowiedział Jonatan, nie do końca jednak wierząc w to, co mówi.
– Pomódlmy się razem, aby Boża miłość uzdrowiła życie waszej rodziny – zaproponowałem, podając im dłonie. – Wiem, że Bóg o was nie zapomniał i że nadal was kocha.
Następnie zamknąłem oczy i zabrałem ich serca do Mojego, równocześnie modląc się. Moja miłość napełniła ich serca, a cały ból, uraza i cierpienie wywołane brakiem zainteresowania i miłości ustąpiły.
Gdy otworzyłem oczy, oboje klęczeli, nadal trzymając Moje dłonie. Płakali, gdyż dzięki sile Mojej miłości, która napełniła ich serca, zrozumieli błędy popełnione w przeszłości. Przypomnieli sobie własne czyny, słowa i przejawy nienawiści.
Gdy wciąż płaczący Jonatan i Elżbieta wrócili do ogniska, wszyscy zamilkli. Matka natychmiast rzuciła się w Moim kierunku, krzycząc:
– Co zrobiłeś moim dzieciom?!
– Spokojnie – odpowiedziałem zdecydowanym, a zarazem pełnym miłości głosem. Kobieta zatrzymała się w połowie drogi. – To twoje dzieci, twoja rodzina, których traktowałaś jak niewolników, nie okazując ani odrobiny miłości. Twoje czyny sprawiły, iż weszli na drogę grzechu, by bronić się przed twoimi drwinami, obelgami i nieuzasadnionymi wymaganiami. Rosła w nich nienawiść. Pomyśl, ilu innych ludzi mogłaś sprowadzić na drogę grzechu przez te wszystkie lata, przemawiając i zachowując się w ten sposób? Ilu ludzi ma zatwardziałe serca za twoją przyczyną? Twoje użalanie się nad sobą, twoja samotność i smutek wielu doprowadziły do grzechu. Myślałaś tylko o sobie, ignorując innych. Czy takiej żony pragnąłby twój mąż? Był uprzejmy i miły dla wszystkich, każdemu okazywał miłość. Za to właśnie go pokochałaś. A teraz stałaś się jego całkowitym przeciwieństwem. Nic dziwnego, że nie kochasz samej siebie i brzydzisz się sobą, skoro własnymi czynami kalasz pamięć o mężu.
Kobieta nadal stała w bezruchu, kontynuowałem więc:
– Daję ci szansę, abyś się zmieniła. Żyj tak, jak powinnaś. Żyj w sposób, jaki cieszyłby twojego męża. Daję ci możliwość, byś znowu kochała ludzi i dawała im radość. Teraz nakazuję złu, które cię osaczyło, by wróciło tam, skąd przyszło. Uwalniam cię poprzez siłę swojej miłości. Odnajdź tę siłę i przyjmij ją.
Mówiąc to, zobaczyłem, jak złe duchy, które dotąd towarzyszyły tej kobiecie i dręczyły ją, uciekają. Ujrzałem, jak opanowuje ją spokój niesiony przez Moja miłość. Matka padła płasko na ziemię i uniosła głowę, by na Mnie popatrzeć. Z jej oczu płynęły łzy, a gdy się odezwała, jej głos ani trochę nie przypominał tego, który słyszeliśmy przedtem.
– Panie, wybacz mi. Nie wiem, jak mogłam być taka zła. Moje biedne dzieci. Mój mąż. Panie, wybacz mi, wybacz – prosiła.
Jonatan i Elżbieta, wciąż zalani łzami, patrzyli na matkę. Puściłem ich ręce, by się do niej zbliżyli. Otoczyli ją ramionami. Teraz razem leżeli na ziemi, płacząc i powtarzając: „Wybacz, wybacz".
Wyciągnąłem nad nimi ramiona i powiedziałem:
– Wybaczam wam, a teraz zacznijcie cieszyć się życiem.
Pochyliłem się i pomogłem wstać starszej kobiecie, podczas gdy Moi uczniowie podnieśli Jonatana i Elżbietę.
– Twoja dusza jest wolna. Postaraj się, aby tak zostało – zwróciłem się do kobiety.
– Jak, Panie? – szlochała. – Jak?
– Nieustannie kochając, bez względu na okoliczności. Zawsze proś Boga o siłę potrzebną, by okazywać innym miłość – wyjaśniłem.
– Spróbuję, Panie. Obiecuję – odparła.
– To wszystko, o co proszę – powiedziałem z uśmiechem.
Kobieta odwróciła się w kierunku córki i męża.
– Czy kiedykolwiek zdołam wynagrodzić wam to wszystko? Byłam taka niemiła. Nie wiem, co we mnie wstąpiło – powiedziała.
– Mamo – odpowiedziała Elżbieta, obejmując ją – nie masz czego mi wynagradzać. Kocham cię.
– Synu mój – kobieta zwróciła się do Jonatana i rozłożyła ramiona, by go przytulić – tak źle cię traktowałam. Wybacz mi, wybacz – szlochała.
Jonatan także ją objął, po czym stali tak przez pewien czas, wciąż płacząc.
– Panie – szepnął Piotr – co robić?
– Pozwólmy im odkryć na nowo miłość, jaką do siebie żywią – powiedziałem i razem z uczniami wróciłem do ognia.
Gdy nieco później Bartłomiej oznajmił, że posiłek jest gotowy, nasi nowi znajomi przyłączyli się do nas. Patrząc na ich twarze, wiedziałem, że znowu są rodziną i że tak już pozostanie.
– Nafaszerowałem baraninę oliwkami – wyjaśnił Bartłomiej, podając nam jedzenie. – A tu jest ciepły chleb, miód i kilka owoców, które sam wcześniej zerwałem. Oczywiście jest też kozie mleko. Smacznego – powiedział z uśmiechem.
Przy posiłku rozmawialiśmy beztrosko, podczas gdy nasi nowi przyjaciele nie mówili za wiele. Trzymali się za ręce i uśmiechali.
Wkrótce Jonatan podszedł do Mnie.
– Dziękuję Ci, Panie – powiedział. – Nie wiem, dlaczego mówię do Ciebie: Panie, ale wydaje mi się, że nie mógłbym inaczej. Gdy jestem blisko Ciebie, moje serce skacze z radości. Dziękuję Ci za to, co zrobiłeś. Dziś odzyskałem rodzinę – dodał z wdzięcznością.
– Przyjacielu, zapamiętaj Moje słowa i staraj się, by miłość zawsze była w Twoim sercu. Wówczas w twojej rodzinie będzie panowała zgoda.
– Tak zrobię, obiecuję – powiedział w uniesieniu, a Ja wiedziałem, że mówi prawdę.
Nieco później, gdy Jonatan już odszedł, zbliżył się do Mnie Judasz.
– Jak to się mogło stać? To znaczy... w końcu ona jest matką! Jak mogła traktować własną córkę tak źle? – zapytał.
– Przyjacielu, czasem, gdy w życiu dochodzi do tragedii, człowiek zaczyna użalać się nad sobą i pytać: „Dlaczego to przytrafiło się mnie, a nie komuś innemu? Dlaczego Bóg mi to zrobił? Jak mam dalej żyć, skoro nie mam po co? Dlaczego inni są szczęśliwi, a ja nie mogę?". Następnie zaczyna obwiniać innych, obwiniać Boga, a nawet siebie samego. Ludzie często nie potrafią zaakceptować faktu, że śmierć jest częścią życia, więc dotyczy każdego, i nie jest ani karą, ani brzemieniem. Niejednokrotnie zapominają, że śmierć ma otworzyć drogę do wiecznego szczęścia tym, którzy żyli przykładnie. Człowiek, który przeżył stratę, jest w chwilach słabości atakowany przez złe siły, które starają się go sprowadzić na złą drogę. Drzwi, przez które wchodzą złe duchy, otwierane są przez egoizm, gniew, urazę, a nawet nienawiść. To złe siły uwalniają te uczucia, jednocześnie wywołując u człowieka zgorzkniałość, nakłaniając go do grzechu i tym samym kradnąc jego duszę. Dlatego tak ważne jest, by okazać nieszczęśliwej osobie jak najwięcej miłości i troski, by modlić się o nią, a zarazem namawiać ją do modlitwy. Osoba, która cierpi, musi czuć, że inni jej potrzebują, i nie może podejrzewać, że jej unikają. W takich momentach liczy się prawdziwa miłość.
– Zapamiętam to na zawsze – powiedział Judasz, patrząc Mi w oczy.
Następnie podniósł się i odszedł, by porozmawiać z trojgiem wędrowców. Gdy się oddalał, zobaczyłem czyhające na niego złe duchy, które miały przekonać go, że nie ma prawa prosić o przebaczenie i nie zasługuje na to, by żyć. Wówczas zapłakałem cicho nad Moim przyjacielem Judaszem.
Potem spacerowałem, myśląc o tym, jak zły atakuje rodziny, wiedząc, że zniszczenie rodzin prowadzi do upadku całej społeczności. Następnie zobaczyłem, jak w przyszłości zły dopnie swego w wielu miejscach na ziemi, gdzie wiele rodzin będzie rozbitych, a całe narody nie będą przestrzegały zasad moralnych. Przedstawiciele tych narodów będą zabijali nienarodzone, niechciane dzieci, ludzi niedołężnych i starych. Widziałem narody, w których małżeństwo stanie się parodią, gdyż ludzie będą wielokrotnie brali nowe śluby, nieraz także pomiędzy osobami tej samej płci. Ludzie będą zawierali małżeństwo dla wygody, a nie z miłości. Zobaczyłem, jak w wielu narodach dzieci będą ignorowane z powodu pogoni za wygodą. Zobaczyłem dzieci wykorzystywane dla przyjemności i nakłaniane do spożywania substancji, które zniszczą ich życie i dusze. Widziałem, jak zły śmieje się, że tak łatwo można zniszczyć to, co powinno być kamieniem węgielnym wszystkich narodów: rodziny żyjące w miłości.