top of page

Oschłość w modlitwie


Artykuł z cyklu: "Cierpienia oczyszczające duszę". Linki do pozostałych części znajdują się na dole strony.




Pozytywna moc udręk: oschłość w modlitwie


Oprócz nauczenia się, jak zwalczać pokusy, również ważna dla postępu w życiu duchowym jest nauka radzenia sobie z innymi rodzajami udręk. Istnieje wiele udręk, które stanowią wyzwanie w naszej podróży do Boga. Wszystkie one mogą zostać wykorzystane do tego, by przyspieszyć nasze dążenie do serca Boga, jeśli odniesiemy się do nich z wiarą i mądrością. Istnieje cała masa zewnętrznych udręk: krytyczne uwagi, trudne relacje, komplikacje we wszystkich obszarach życia, choroba, różnego rodzaju niepowodzenia, trudności finansowe, odrzucenie przez innych itp. Istnieją także różne rodzaje trudności wewnętrznych: pokusa do konkretnych grzechów, oschłość w modlitwie, doświadczenie pustki i opuszczenia, męka z powodu cierpienia innych, ataki na wiarę, nadzieję i miłość itp. Jedną z udręk, jaką praktycznie każdy napotyka w podróży duchowej, jest doświadczenie oschłości albo jałowości w modlitwie. Brak poczucia obecności Bożej, brak doświadczenia Jego miłości, uczucie oddalenia, pustki, odcięcia – wszystkie te odczucia są możliwymi aspektami doświadczenia oschłości.

Św. Teresa z Avila, św. Franciszek Salezy, św. Jan od Krzyża, św. Bernard i św. Katarzyna ze Sieny często mówią o ważnej roli, jaką to zetknięcie się z oschłością odgrywa w naszym duchowym rozwoju. Św. Jan wyjaśnia:


Z takich i wielu innych niedoskonałości oczyszcza się dusza całkowicie dopiero wówczas, gdy Bóg wprowadza ją w bierne oczyszczenie tej nocy ciemnej, o której niedługo mówić będziemy. Zanim to jednak nastąpi, dusza powinna ze wszystkich sił starać się oczyszczać siebie i udoskonalać. Tym sposobem zasłuży na to, że Bóg otoczy ją staraniem i uleczy ją z tego wszystkiego, z czego sama uleczyć się nie zdoła. Jeśliby sam Bóg nie przyłożył ręki i nie oczyścił jej w tym ciemnym ogniu, dusza, chociażby nie wiem jak się wysilała, nie mogłaby się czynnie sama oczyścić ani przysposobić się, choćby w najmniejszej mierze, do boskiego zjednoczenia w doskonałości miłości.


Co jest przyczyną doświadczanej przez nas oschłości?


Wyżej wymienieni święci uczą, że przyczyny doświadczenia oschłości w naszej modlitwie mogą być różnorodne i że ważne jest upewnienie się, co jest przyczyną pierwotną, by wiedzieć, jak powinniśmy zareagować. Dostrzegają oni trzy główne przyczyny, które mogą wywoływać doświadczenie oschłości w modlitwie.


Letniość i niewierność

Możemy doświadczać oschłości w naszej modlitwie, ponieważ staliśmy się niedbali w naszych praktykach duchowych. Św. Franciszek opisuje to następująco:


Bo często sami jesteśmy przyczyną naszej oschłości i opustoszenia ducha. (...)
Bóg odmawia nam pociech, jeśli pokładamy w nich nasze próżne upodobanie, jeśli jesteśmy skłonni do robactwa zarozumiałości. (...)
Gdy nie korzystamy ze słodkości i upojeń miłości Bożej, którymi Bóg nas darzy, oddala je On od nas za karę naszej niedbałości. (...)
Nieszczerość oraz dwuznaczność w spowiedziach i zwierzeniach duchowych względem spowiednika sprowadza oschłość i opustoszenie (...).
Jeśli jesteś przepojona rozkoszami świata, cóż dziwnego, że nie masz smaku do uciech duchowych. (...) Bogaci w rozkosze świata nie są zdolni rozkoszy duchownych.

Może się stać tak, że będziemy niedbali w wierności naszym duchowym zobowiązaniom – takim jak uczestnictwo w codziennej Mszy św., w codziennej modlitwie, w duchowej lekturze i tym podobnym. Może się też zdarzyć, że zaczniemy dopuszczać do tego, by rozproszenia, rozrywki, zaangażowanie w światowe działania stłumiły nasz głód Boga.


Na oschłość, doświadczaną jako skutek takiego zaniedbania, letniości i niewierności (i to obojętnie do jakiego etapu spiralnego lotu w dół mogło to doprowadzić), jest tylko jedno rozwiązanie: skrucha. Ta oschłość jest zawiniona przez nas samych; rozwiązaniem jest powrót do wierności w naszych duchowych praktykach. Trudność polega na tym, że kiedy już „stracimy formę" w życiu duchowym, wysiłek potrzebny, by przywrócić dobrą duchową „muskulaturę" może się okazać wstrętny lub odrażający. Tak jak w przypadku ćwiczeń fizycznych, kiedy jesteśmy przyzwyczajeni do regularnego „treningu", nie jest on taki trudny, chociaż wciąż wymaga wysiłku. Ale jeśli zaniedbamy swoje ćwiczenia fizyczne, a następnie chcemy zacząć na nowo, wymaga to szczególnego wysiłku. Tracimy oddech, a mięśnie zaczynają boleć dużo szybciej niż przedtem. Jak przedstawia to św. Teresa z Avila – z charakterystyczną dla siebie bezpośredniością i realizmem – jedynym rozwiązaniem, kiedy przestajemy się modlić, jest zacząć na nowo! Św. Teresa także podkreśla, że czasami oschłość jest wynikiem odmowy odpowiedzi na zaproszenie, jakie daje nam Pan – do dalszego poddania się.


Św. Bernard zauważa coś bardzo interesującego: doświadczenie obecności, łaski albo pociechy może zostać wycofane „z góry"; nie dlatego, że pycha stanowi problem obecnie, ale dlatego, że będzie nim w przyszłości, jeśli doświadczenie pociechy trwałoby nadal! Św. Bernard interpretuje „oścień dla ciała” św. Pawła (2 Kor 12,7) jako formę prewencyjnej ochrony przed pychą.


Są chwile jednak, kiedy zostaje ona wycofana nie z powodu obecnej już pychy, ale dlatego, że pycha pojawi się, gdyby tego wycofania nie było.

Znużenie i choroba

Drugą przyczyną doświadczenia oschłości w modlitwie może być cielesne albo duchowe znużenie lub choroba.


Stan naszego ciała i umysłu zdecydowanie wpływa na zdolność naszej duszy do skupienia się na Bogu. Nie jesteśmy aniołami, czyli czystymi bytami duchowymi. Jesteśmy ucieleśnieni i stan naszego ciała wpływa na naszą zdolność skupiania się na życiu modlitewnym. Św. Teresa z Avila i św. Jan od Krzyża doradzają nam, byśmy wytrwali najlepiej jak potrafimy w modlitwie w czasie choroby i byśmy nie rozpaczali z powodu oschłości, której źródłem jest choroba naszego ciała. Oboje mówią również, że w miarę dojrzewania do jedności z Bogiem, na wyższych poziomach rozwoju, głębia oczyszczenia może czasami złagodzić te choroby. Św. Franciszek doradza nam poszukać pomocy w naszej chorobie i spróbować polepszyć swą sytuację przez opiekę lekarską, a następnie zaakceptować wynik – obojętnie, czy będzie to wyzdrowienie, czy nie – jako obecną wolę Boga dla nas i ofiarować naszą chorobę Panu, jednocząc się z ofiarą Jezusa w Jego cierpieniu.


Gdy będziesz chora, ofiaruj wszystkie twoje boleści, dolegliwości i niemoce w służbę Chrystusowi Panu i błagaj Go, ażeby raczył je przyjąć i dołączyć do Swojej Przenajświętszej Męki, którą za ciebie i dla ciebie podjął. Słuchaj lekarza, bierz lekarstwo, jedz mięsa, przyjmuj inne środki zaradcze, a to wszystko z miłości do Boga (...). Pragnij wyzdrowieć, by móc służyć Bogu, ale nie wzdragaj się usychać z posłuszeństwa względem Niego i bądź gotowa umrzeć, jeśli Jemu podoba się, żebyś prędzej chwaliła Go i posiadała na wieki.

Jednym z zagadnień znajdujących się w pismach niemal wszystkich naszych świętych doktorów, jest wysoka wartość, jaką nadają oni medytacji nad cierpieniami Chrystusa – jako niewyczerpanemu źródłu dogłębnych spostrzeżeń, pociechy, motywacji i siły.

Św. Franciszek radzi:


Spoglądaj często oczyma duszy na Jezusa ukrzyżowanego, obnażonego, bluźnionego, spotwarzanego, opuszczonego, przywalonego wszelkim rodzajem tęsknot, smutków i cierpienia. I zważ, że wszystkie twoje cierpienia, tak co do jakości, jak co do ilości, są w porównaniu z Jego cierpieniami jakby niczym, i że cierpienia twoje dla Niego nigdy nie dorównają Jego cierpieniom dla ciebie.

Noc ciemna

Trzecią przyczyną doświadczania oschłości w modlitwie może być to, że Bóg celowo usuwa doświadczenie swojej obecności, by dać nam szansę dojrzewania w wierze, nadziei i miłości. Wiara w swojej istocie oznacza: uwierzyć bez zobaczenia. Tak przedstawia to św. Bernard:


„Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” ( J20,29). A więc robiąc miejsce dla cnoty, usuwa On siebie z jej widoku, aby nie została pozbawiona wartości wiary.

Kiedy nieustannie „widzimy" działanie Boga w naszym życiu, wówczas mniej potrzebna jest wiara. Kiedy postrzeganie błogosławieństw lub obecności Bożej zostanie usunięte, wówczas jest szansa praktykowania wiary na głębszym i czystszym poziomie, co jest bardzo miłe Bogu i jednoczy nas z Nim w głębszy sposób, nawet jeśli możemy już nie odczuwać Jego bliskości. Św. Jan od Krzyża mówi nam, że to nieustannie rosnące oczyszczenie wiary najbardziej wprost i bezpośrednio jednoczy nas z Bogiem. Akt głębokiego zaufania, oddania i wierności, który wiąże się z wiarą, jest ogromnie miły Bogu i bardzo przybliża nas do Niego.


To samo dotyczy nadziei. Nadzieja oznacza oczekiwanie na otrzymanie czegoś, czego nie mamy jeszcze w naszym posiadaniu. Im bardziej „posiadamy” Boga w sposób „empiryczny", tym mniej nasza nadzieja poddana jest wyzwaniom mającym ją pogłębić i rozwinąć. Czasami Bóg usuwa to, co z Niego „posiadamy", gdy postrzegamy Jego obecność, miłość i opatrznościową opiekę, po to, by dać nam szansę dojrzewania i umocnienia w nadziei, byśmy czyściej oddali się nadziei, bez posiadania.


I to samo także dotyczy miłości. Kiedy doświadczamy miłości Boga w dostrzegalny sposób, wówczas jest względnie łatwo kochać Go w zamian. Ale słusznie można postawić pytanie: czy kochamy Boga dla Niego samego czy ze względu na to, co od Niego otrzymujemy? Kiedy nie otrzymujemy nic dostrzegalnego, żadnej postaci pociechy w zamian za naszą modlitwę, wówczas lepiej możemy określić czystość naszych intencji i mamy większą szansę dojrzewania do prawdziwej i pozbawionej egoizmu miłości do Boga.


Podobnie jest w przypadku miłości bliźniego. Kiedy nasza miłość jest odwzajemniona, łatwo jest nadal kochać. Jednak czasami Pan pozwala, byśmy doświadczyli braku wzajemnej miłości w relacjach po to, by dać nam sposobność kochania innych w naszym życiu czyściej i bardziej bezinteresownie.


Jednak skąd mamy wiedzieć, czy oschłość, której doświadczamy, jest oschłością zrządzoną przez Boga – prawdziwie „oczyszczającą" oschłością – czy raczej jest to wynik letniości albo niedbałości, a może choroby? Czasami przyczynę łatwo jest dostrzec. Oczywista niedbałość lub niewierność w naszej relacji z Panem z pewnością może być powodem oschłości, a rozwiązaniem w tym przypadku, jak wiemy, jest skrucha. Jeśli doświadczamy oczywistej cielesnej lub duchowej choroby, to również w tym może kryć się przyczyna. Poznaliśmy różne porady, jakie św. Teresa z Avila i św. Franciszek dają tym, którzy znaleźli się w takich sytuacjach. Jednak czasami powód oschłości nie jest oczywisty i wówczas św. Jan od Krzyża podaje nam trzy wyznaczniki pomocne w rozpoznaniu natury oschłości, której doświadczamy.



Jak rozpoznać przyczynę oschłości


Czasami, jak zauważyliśmy, oschłość i wstręt do spraw duchowych może być wynikiem naszej własnej letniości, niedbałości albo niewierności – rzeczywistości, które św. Jan od Krzyża nie określa mianem „nocy ciemnej". W tych przypadkach może się stać tak, że pociechy będziemy szukać gdzie indziej niż w Bogu, dogadzając ciału przez rzeczy, wygody, rozrywki i przyjemności tego świata, jeszcze bardziej uśmierzając w ten sposób nasze pragnienie spraw duchowych. W „nocy ciemnej” dopuszczonej przez Boga nie jesteśmy w stanie odnaleźć pociechy w rzeczach mniejszych niż Bóg; nawet w sytuacji oschłości naszej modlitwy nasza tęsknota za Nim powiększa się.


Bóg bowiem, wprowadzając duszę w tę ciemną noc dla wysuszenia i oczyszczenia pożądania zmysłowego, nie dozwala, by ją jeszcze jakaś rzecz wabiła i smakowała jej. Stąd więc można poznać, że ta oschłość i zniechęcenie nie jest skutkiem grzechów czy świeżo popełnionych niedoskonałości.

Innymi słowy, ta oschłość jest oschłością oczyszczającą, jeśli nie znajdujemy niczego innego, co dałoby nam pociechę zamiast modlitwy. Co nie oznacza, że powinniśmy takiej innej pociechy próbować szukać!


Stąd też pomiędzy oschłością a oziębłością jest wielka różnica. Oziębłość cechuje wielka słabość i opuszczenie w wysiłkach umysłu i woli wraz z równoczesnym brakiem gorliwości w służbie Bożej.
Oschłość zaś oczyszczająca niesie z sobą zwyczajnie troskę wraz z bolesną obawą, że, jak powiedziałem, nie służy się Bogu. A chociaż niekiedy ta oczyszczająca oschłość może być połączona z melancholią albo z inną niedyspozycją, to jednak nie przestaje dlatego oczyszczać pożądania, ponieważ to pożądanie zostaje oczyszczone z wszelkiego upodobania i zwraca całą troskę ku Bogu. Gdy oschłość wynika tylko z jakiejś niedyspozycji, sprawia niesmak i rozdarcie natury, bez tych pragnień służenia Bogu, jakie towarzyszą oschłości oczyszczającej. W tej ostatniej bowiem, chociaż część zmysłowa pozostaje bezczynna, słaba i nieudolna do wszelkich poczynań, gdyż nie znajduje swego zadowolenia, duch jednak jest ochoczy i mocny (por. Mt 26, 41).

Tutaj św. Jan pomocnie i bardzo realistycznie wyjaśnia, że autentyczna oczyszczająca oschłość może współistnieć z pewnymi elementami problemów psychicznych, takich jak depresja. Jednakże, jeśli troska, by służyć Bogu i sprawiać Mu przyjemność, trwa pośród trudności, to jest to znak oczyszczającego działania Boga. Gdyby to była kwestia choroby duchowej lub cielesnej, wówczas pragnienie służenia Bogu nie byłoby tak wyraźne.


Trzeci znak, po którym dusza poznaje, że jest to oczyszczenie zmysłów, polega na tym, że chociaż dusza wiele czyniłaby ze swej strony, nie może już rozmyślać ani rozważać przy użyciu wyobraźni jak przedtem. Bóg bowiem zaczyna się tu udzielać duszy (...) za pomocą czystego ducha, w którym nie ma już rozważania sukcesywnego. Udziela się jej prostym aktem kontemplacji (...).

Tutaj św. Jan nawiązuje do wczesnych etapów oczyszczenia, kiedy modlitwa, która na początku była prawdopodobnie przede wszystkim medytacyjna lub myślna – staje się bardziej kontemplacyjna. Wysiłki, by kontynuować modlitwę medytacyjną lub myślną – gdy Bóg zaczyna udzielać się nam bezpośrednio w pewnej dozie natchnionej kontemplacji (nawet jeśli jest ona ledwo dostrzegalna) – okażą się niepomyślne. Pośród oschłości dusza zostaje zaproszona do wejścia w nowy wymiar modlitwy, do „bycia w ciszy" i po prostu poznania, że On jest Bogiem.



Noc ciemna jako ważny środek rozwoju


Wielu świętych mówi nam, że te okresy zrządzonej przez Boga „pustki” lub oschłości są bardzo ważnym czasem dojrzewania, jeśli przetrwamy je, praktykując głębszą wiarę, nadzieję i miłość. Szczególnie ważne jest – mówią nam – by nie rezygnować z naszych praktyk duchowych, ale pozostać wiernym. Bóg w swojej mądrości wie, jak długo i jak głęboko musimy być poddawani próbom, by zbliżyć się do Niego i powinniśmy cierpliwie ufać Mu podczas udręk, jednocześnie trwając w naszych praktykach.


W tych okresach oschłości św. Teresa z Lisieux reagowała na swój prosty sposób:


Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Dobrym Bogiem, odmawiam bardzo powoli „Ojcze Nasz", a potem pozdrowienie anielskie; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym odmówiła je setki razy, ale z pośpiechem...

Św. Teresa z Lisieux zawsze miała świadomość, że „wielcy święci" Kościoła zdawali się ucieleśniać taki poziom cnoty i wielkości duszy, który był poza jej zasięgiem. W porównaniu do tych „orłów" czuła się jak świeżo opierzony ptaszek, który nie był wystarczająco silny, by polecieć ku Słońcu Miłości, ale mógł jedynie skierować się w stronę Pana i od czasu do czasu zatrzepotać swoimi słabo rozwiniętymi skrzydełkami. Pan rozbudza w św. Teresie z Lisieux niezmierne zaufanie w moc Jego miłości, która podnosi nawet tak słabe dusze, jak jej i zanosi je w samo serce Miłości. W swoich pismach i poprzez swoje modlitwy autorka Dziejów duszy rozbudza takie samo zaufanie w nas.


Jeśli dusza naprawdę chce pełni zjednoczenia, wówczas Bóg pragnie rozbudzić wielki hart i wiarę, potrzebne, by „mocno trzymać się na nogach" pośród tego, co okazuje się całkowitą ciemnością.


Bóg Ojciec wyjaśnia św. Katarzynie ze Sieny powody istnienia tych okresów oschłości i pustki:


(...) aby doprowadzić ją [duszę] do doskonałości (...) usuwam się od czasu do czasu od niej, nie odbierając łaski, a tylko poczucie obecności.

Bóg Ojciec wyraźnie daje do zrozumienia, że to z miłości pojawia się ten brak odczuwalnej obecności: Mówi On św. Katarzynie, że to przeplatanie się obecności i nieobecności to „miłosna gra":


Gdy doszli do doskonałości, zaprzestaję tej miłosnej gry rozłąki i powrotu. Nazywam to miłosną grą, gdyż z miłości odchodzę i z miłości wracam. Właściwie nie Ja; jestem wasz Bóg niezmienny, nie poruszam się; to odczucie mej obecności, którego użycza duszy moja miłość, znika i powraca.

W początkowych etapach to wycofywanie się pomaga duszy skupić się prawidłowo na Bogu, a nie na Jego pociechach, i daje sposobność do głębszych i prawdziwszych decyzji oddania się Bogu. Jest ono zwane także „nocą ciemną zmysłów”, gdy dusza zostaje oczyszczona z rażących przywiązań do przyjemności zmysłowej i rzeczy tego świata, co tym samym zwiększa jej pragnienie Boga.


Święci mówią nam, że zazwyczaj, nawet w samym środku zewnętrznych i wewnętrznych udręk, odczuwa się głęboko zakorzeniony pokój. Wytrwanie pośród tych udręk jest bardzo ważną częścią procesu jednoczenia naszej woli z wolą Bożą – a w Jego woli jest nasz pokój.


Św. Teresa z Lisieux dała świadectwo tej rzeczywistości w swoim własnym życiu, szczególnie gdy zbliżała się do jego końca:


Od lat siedmiu i pół ów pokój wewnętrzny jest moim udziałem i nie opuścił mnie pośród najcięższych nawet doświadczeń.

Istotnie, w Jego woli jest nasz pokój.





Artykuły z cyklu "Cierpienia oczyszczające duszę":


 

Źródło: "Spełnienie wszystkich pragnień", Ralph Martin, wyd. AA, Kraków 2013

Grafika: VICONA (unsplash, pixabay)

24-Godziny-Męki-Pańskiej-za-Polskę-_baner.jpg
bottom of page